Mniej więcej te same słowa dało się usłyszeć (podsłuchać) po seansach "Pewnego razu w... Hollywood" czy "Truposze nie umierają", które od "Mowy ptaków" różnią się jednak tym, że w niezrozumiały bełkot obracają gatunkowe klisze i mimo niekonwencjonalności, da się w nich ujrzeć widma pierwowzorów, inspiracji nierzadko przywoływanych z tytułów czy nazwisk. U Żuławskiego nazwiska też się pojawiają, a właściwie tylko jedno - jego własne, ale symbolizujące dwie osoby. Syn Xawery i ojciec Andrzej nie mają natomiast za sobą tak silnie zakorzenionej w umysłach fanów na całym globie mitologii, co spaghetti westerny czy żywe trupy George'a A. Romero, a tym samym widz musi się zetknąć z nawiązaniami znacznie bardziej hermetycznymi, skazanymi na niezrozumienie, ale co istotne - skazanymi z premedytacją.
Próby zrozumienia, o co tutaj chodzi z góry skazane są na porażkę, ale film nie musi być zagadką rzucającą odbiorcy wyzwanie rozwikłania jej, równie dobrze może być rebusem, którego rozwiązanie to dadaistyczne hasło o ładnym brzmieniu i pozornym znaczeniu albo takim znaczeniu, jakie sami mu nadamy. W kulturze popularnej największy sukces podobnego zabiegu osiągnął David Lynch w trzecim sezonie "Twin Peaks", ale potrzeba było wieloletniego dokarmiania kultu dwóch poprzednich sezonów, żeby trafić do tak szerokiego grono odbiorców.
Żuławscy nawiązują zresztą do odwiecznego siłowania się kultury wysokiej z popularną poprzez wątek szukania muzycznego przeboju komponowanego wspólnie prze trędowatego pianistę z klasycznym wykształceniem i wyrzuconego za napaść na ucznia polonistę. Ich "Dziewczyn zła" również nie jest produktem czysto fikcyjnym, to piosenka napisana przez Andrzeja Korzyńskiego i Andrzeja Żuławskiego, trafiła nawet na ręce twórcy polskiego rock'n'rolla - Franciszka Walickiego, który surowo ocenił ją słowami: Tekst do dupy, ale muzykę bierzemy. "Mowa ptaków" poniekąd (w jednej z wielu możliwych perspektyw) stanowi podobne zmagania, a scena napadu z bronią w ręku - czy nawet jeszcze bardziej swoisty teledysk przypominający "Thriller" Michaela Jacksona w finale - to właśnie takie nawiązania do popu, ale tego przetworzonego, spod znaku Tarantino czy Jarmuscha.
Najtrudniejszy do przyswojenia jest tytułowy szczebiot, paplanina połączona łańcuchem skojarzeń, niezbyt zgrabna, czasami kojarząca się wręcz z komediami pokroju "Czy leci z nami pilot?", gdzie każda dwuznaczność językowa rozwiązywana jest na niekorzyść kontekstu sytuacji. Żuławski wskazywał na dialogi jako najistotniejszy składnik filmu, dodałbym, że jednocześnie najtrudniejszy do przełknięcia nie tylko za sprawą słów, ale również teatralnych przemów, którym trudno nie doczepić łatki pretensjonalnych. Znowu powraca jednak pytanie, czy to źle? Zwłaszcza, że rezultat nie jest wynikiem braku umiejętności, a właśnie takiego ich ukierunkowania.
Kiedy opuszczałem salę kinową, zastanawiałem się, czy ten film właściwie mi się podobał, czy nie. Czy "Mowa ptaków" to piękny świergot twórczej wolności od ograniczeń, czy po prostu bełkot. Dalej nie wiem i nie potrafię umieścić tego filmu na skali ocen, bo do czego miałbym go porównywać? Skoro jednak dzieło wzbudza emocje i pozostawia wiele pytań, to niewątpliwie jest warte uwagi. Nawet jeżeli poświęcicie ją tylko po to, żeby się z nim nie zgodzić.
Mowa ptaków
Polska, 2019
Metro Films
Reżyseria: Xawery Żuławski
Obsada: Sebastian Fabijański, Eryk Kulm jr, Jaśmina Polak