Trzecie "Toy Story" było przełomem. Seria przestała bazować na sławie prekursora, który przetarł szlak dla wszystkich innych komputerowych animacji i postawiła na odważne rozwiązania - skok w przyszłość, ukazanie momentu rozstania nastolatka z zabawkami z dzieciństwa, bezkompromisowe wycięcie postaci z drugiego planu i dodanie elementów charakterystycznych dla... horroru. Rezultat okazał się tak świeży i przejmujący, że trudno byłoby sobie wyobrazić lepsze zwieńczenie serii, a jednak po blisko dekadzie Disney zdecydował o tchnięciu w nią nowego życia. Wyszło znakomicie.
Żaden ze scenarzystów "czwórki" nie pracował przy poprzedniej części, ale obydwaj wyciągnęli wnioski z jej sukcesu (w przeliczeniu na statuetki - Oscar, Złoty Glob, Saturn, Satelita i mnóstwo innych). Chudy i ekipa po trafieniu do nowego dziecka nie przeżywają kolejnej bezpiecznej przygody, której celem jest zaledwie bezpieczny powrót do domu. Można by wręcz doszukiwać się tutaj wątku emancypacji zabawek spod władzy człowieka, a dawno niewidziana Bo Peep przechodzi transformację z definiowanej przez zauroczenie w Chudym pastereczki w odważną, łamiącą zasady świata zabawek poszukiwaczkę przygód.
Poprzednim razem nawiązania do filmu grozy sprawdziły się znakomicie, więc i w tej odsłonie wracają, głównie za sprawą przerażających lalek stosowanych w brzuchomówstwie, które wyglądają jak monstra wprost wyciągnięte z "Ataku tytanów", tyle że odziane w garnitury. Co ciekawe, nie ma właściwie w "Toy Story 4" czarnego charakteru. Po pierwszej części twórcy serii zawsze dbali o to, by pokazać racje przeciwników Chudego i spółki, ale z łatwością można było odróżnić, kto jest "dobry", a kto "zły". Tutaj takiej możliwości nie ma. Z czym zabawki muszą się w takim razie zmierzyć? Jest oczywiście standardowe zgubienie się i próba powrotu do dziecka, ale wrogowie tym razem nie są zrobieni z plastiku i gumy. Do walki stają niepewność, depresja, wątpliwości, kryzys tożsamości i inni przeciwnicy wagi ciężkiej, lecz na tyle subtelnie zobrazowani i skontrastowani ze świetnie wyważonym humorem, że najmłodsi widzowie mogą czerpać radość z seansu bez całego tego bagażu emocji. Co przy "Toy Story" jest wyjątkowo ważne, w końcu to już międzypokoleniowa historia.
Doskonale pamiętam, jak wielkie poruszenie wywołała premiera pierwszego "Toy Story", jak dzieciaki w podstawówce przechwalały się: Już dwa razy widziałem w kinie i podejrzewam, że podobnie jak ja uległem temu urokowi, tak i wielu innych dzisiejszych trzydziestoparolatków nadal uwielbia stworzony między innymi przez Jossa Whedona (późniejszego reżysera "Avengers" i "Avengers: Czas Ultrona") świat. Na szczęście Disney i Pixar nie zapomnieli o nas, a "Toy Story 4" jak mało który film zasługuje na miano "rozrywki dla całej rodziny". Rozrywki znaczącej, przemycającej wolnościowe ideały i komunikującej proste, a jakże ważne przesłanie o tym, że los nikogo z nas nie jest z góry zdefiniowany. Ciekawe, dokąd po tym szokującym zakończeniu następnym razem zabiorą nas twórcy.
Toy Story 4
USA, 2019
Pixar Animation Studios
Reżyseria: Josh Cooley
Obsada: Tom Hanks, Tim Allen, Annie Potts