Reżyserski debiut Emmy Tammi to kameralna historia o popadaniu w obłęd, izolacji i wyalienowaniu. Trochę jak "Wstręt" Romana Polańskiego, ale z przyswojeniem narracyjnych elementów charakterystycznych dla horroru (niestety także z okazjonalnymi, niepotrzebnymi jump scare'ami). W pierwszych minutach jesteśmy świadkami sceny z "przyszłości" - widzimy oszołomioną bohaterkę pokrytą nieswoją krwią, trzymającą nieswoje dziecko i dwóch mężczyzn, w tym z całą pewnością ojca. Niewiele może nam to mówić, a w trakcie seansu wspomnienie tego wstępu zaciera się, ale to zręczne wykorzystanie efektu Kuleszowa, bo tak skonstruowany montaż zmusza do nabierania podejrzeń w późniejszych scenach, które w innym wypadku prawdopodobnie nie budowałyby aż tak dużego napięcia.
Z tej perspektywy nawet kiedy akt pierwszy rozgrywa się wokół przyziemnych spraw z życia codziennego, niepokój cały czas narasta. Widz nie może mieć wątpliwości, że lada moment Lizzy, główna bohaterka, będzie musiała skonfrontować się z doświadczeniami mistycznymi, ma je natomiast ona sama, co utrudnia stwierdzenie, na ile stany jej psychiki przemieniają się w symbole wyrażające bardziej złożone zjawiska, a na ile prerię faktycznie nawiedzają demony. To mogą być omamy wynikające z deprywacji organizmu, to mogą być zjawiska nadnaturalne - Tammi i scenarzystka Teresa Sutherland skutecznie nas zwodzą. Ostatecznie odpowiedź jest trochę zbyt banalna, ale droga do jej poznania rekompensuje nie do końca udany finał.
Nie sposób uniknąć wrażenia, że inspiracją dla "Demonów prerii" była "Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii" - rodzina na odludziu, siły nadprzyrodzone, wolne tempo, niemalże identyczna aura. Podobne jest również operowanie dźwiękiem i obrazem. Niepokojący, oparty głównie o instrumenty smyczkowe soundtrack skomponował Ben Lovett ("Synchronicity", "Rytuał"), a zdjęcia kontrastujące rozległe połacie prerii z częstymi zbliżeniami na same popiersia postaci - co świetnie pokazuje, że choć świat w takim miejscu może wydawać się ogromny, z perspektywy tych ludzi jest wręcz klaustrofobiczny - ustrzelił Lyn Moncrief. Te dwa elementy są w filmie grozy niezwykle ważne, dobrze spisują się w momentach, kiedy fabuła nieco obniża loty i potrzebuje wsparcia.
Tammi może nie zadebiutowała w aż tak imponującym stylu, co Robert Eggers, Ari Aster czy Jordan Peele, którzy stoją na czele arthouse'owego horroru dominującego w gatunku w drugiej dekadzie XXI wieku, ale warto śledzić jej dalsze poczynania. Z nieco bardziej oryginalnym scenariuszem i odrobinę wyższym budżetem jej wrażliwość może przemienić się w coś wyjątkowego.
Demony prerii
Tytuł oryginalny: The Wind
USA, 2018
Soapbox Films
Reżyseria: Emma Tammi
Obsada: Caitlin Gerard, Julia Goldani Telles, Ashley Zukerman