Kilkukrotnie wspominałem, że w opisach komiksów Marvela za często sięga się po słowa "klasyka". Czasami można wręcz odnieść wrażenie, że za każdym razem, kiedy na rynek wypuszczony zostaje album mający więcej niż dziesięć lat. Jest to dość niefortunne, bo odbiera temu słowu moc i sprawia, że nikt już nie zwraca na nie uwagi. Co z kolei powoduje, że kiedy pojawia się tytuł, który zapisał się złotymi głoskami w historii komiksu, to zwykłemu czytelnikowi trudno uwierzyć w peany na jego temat. A szkoda, bo w tym zalewie wątpliwej jakości "klasyki" czasami pojawiają się prawdziwe perełki, czego idealnym przykładem jest "Kapitan Ameryka. Zimowy Żołnierz", który kiedyś pojawił się u nas w ramach Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, a teraz ponownie trafił na sklepowe półki nakładem wydawnictwa Egmont.
Fabularnie mamy tutaj do czynienia z dość interesującym przykładem historii, która w momencie regularnego ukazywania się na amerykańskim rynku musiała wzbudzić spore zaskoczenie wśród fanów trykociarstwa. Obecnie, głównie dzięki filmowej adaptacji, wszyscy wiedzą, kim jest tytułowy Zimowy Żołnierz. Jednak te kilkanaście lat temu w Marvelu obowiązywała niepisana zasada mówiąca, że istnieją trzy postaci, których nigdy nie należy przywracać do żywych: Wujek Ben, Gwen Stacy oraz Bucky Barnes. Jednak scenarzysta Ed Brubaker postanowił złamać obowiązujący porządek i sięgnąć po postać młodszego pomocnika Steve'a Rogersa. Album w dużej mierze zbudowany jest wokół prób rozwiązania zagadki tego, kim może być tajemniczy morderca działający na zlecenie rosyjskich szpiegów. Warto w tym momencie zadać sobie pytanie, czy znając już odpowiedź nowy czytelnik nie straci sporej części zabawy? Absolutnie nie, bo to nadal niesamowicie sprawnie napisana historia.
Jest kilka elementów, które wyróżniają "Zimowego Żołnierza" na tle tysiąca innych opowieści o superbohaterach. Pierwszym z nich jest osadzenie historii w ramach gatunku thrillera szpiegowskiego. Steve Rogers zostaje rzucony w rozgrywkę, w której każdy z graczy ma swoje cele i ukryte motywacje. Brubaker serwuje czytelnikom pełną zwrotów akcji, trzymającą w napięciu intrygę, której nie powstydziliby się mistrzowie tego specyficznego gatunku, przy okazji korzystając ze specyfiki superhero na tyle sprawnie, że scenariusz uzyskuje unikalny charakter. Po drugie, udaje się tu coś, co wcale nie jest takie łatwe w wypadku tak pomnikowej postaci, jaką jest Kapitan Ameryka. W tym tomie Rogers jest pokazany jako pełen wątpliwości, bardzo ludzki bohater, który przede wszystkim jest człowiekiem nie do końca radzącym sobie z ciężarem własnego symbolu. Po trzecie, Brubaker bardzo delikatnie podchodzi do kwestii przepisywania na nowo znanych już faktów z historii głównej postaci. Unika w ten sposób częstego błędu przy tworzeniu tak zwanych retconów, czyli wyrzucania do kosza dziedzictwa wcześniejszych opowieści. Z jednej strony umiejętnie zmienia pewne szczegóły genezy bohaterów, ale potrafi też wykorzystać głupotki powstałe w mrocznej erze lat dziewięćdziesiątych. Ten komiks odświeża postać Kapitana, ale jednocześnie nie odcina go od tego, co zostało stworzone wcześniej.
"Kapitan Ameryka. Zimowy Żołnierz" to wzorcowy przykład na to, jak powinien wyglądać tytuł superbohaterski z najwyższej półki. To robota fachowców, którzy doskonale znają się na komiksowej narracji i wiedzą, jak wykorzystać ją do stworzenia trzymającej w napięciu historii. To ekwiwalent hollywoodzkiej superprodukcji, która ma przynieść odbiorcy jak najwięcej porządnie dostarczonej zabawy. Oczywiście osoby pragnące ambitniejszych treści nie mają czego tutaj szukać, bo to tylko i aż mistrzostwo w kategorii rozrywkowej. Mogą natomaist po "Zimowego Żołnierza" sięgnąć czytelnicy, którzy normalnie nie przepadają za trykociarskimi tytułami, bo to jeden z tych przypadków, kiedy komiks Marvela wyrasta ponad swoją kategorię i może rozpychać się łokciami w ogólnie pojętej sferze opowieści sensacyjnych.
Kapitan Ameryka. Zimowy Żołnierz
Tytuł oryginalny: Captain America: Winter Soldier
Polska, 2019
Egmont
Scenariusz: Ed Brubaker
Rysunki: Steve Epting, Michael Lark, John Paul Leon, Mike Perkins