Pod koniec kwietnia Świątynia Satanistyczna (nie mylić z Kościołem Szatana utworzonym przez Antona Szandora LaVeya) została zwolniona z opłacania podatków przez Internal Revenue Service, co nie jest aż tak istotne ze względów finansowych, większe wrażenie robi z uwagi na potraktowanie wyznawców Szatana na równych zasadach, co wyznawców innych religii. Jeżeli wydaje się wam to szokujące, to prawdopodobnie niczego na temat współczesnego satanizmu nie czytaliście, bo z każdego rzeczowego tekstu już w pierwszym akapicie dowiecie się o symbolicznej roli szatana, o wymiarze filozoficznym zastępującym rytualne msze i najzwyczajniej w świecie skrajnym liberalizmie. W Polsce słyszeliśmy o tym chociażby wówczas, gdy Nergal odpierał zarzuty Ryszarda Nowaka. Jedyne pytanie, jakie może się nasuwać to po co w takim razie mieszać w to szatana? Dlaczego nie sięgnąć po bardziej przyjazny wizerunek? "Ave Satan?" to zajęcia stanowiska przede wszystkim w tej sprawie.
Muzyka nie jest istotnym wątkiem tego filmu, ale tu i ówdzie pojawiają się nawiązania do black metalu, Kinga Diamonda, Marilyn Manson albo do Iggy'ego Popa, a w tle migają koszulki Kreatora, Ghost, The 69 Eyes. Jak nie trudno się domyślić, cała ta idea jest przedłużeniem rockowego buntu, a kiedy rock się buntuje, robi to w sposób widowiskowy. Stąd przebrania, dwu i pół metrowa rzeźba Baphometa albo pocałunki par homoseksualnych na grobie matki zaciekłego przeciwnika Świątyni. To rock'n'roll a capella poddany skrajnej teatralizacji, wolny od taniego szokowania, skupiony na równościowym aktywizmie w mrocznej oprawie, który pozwala znaleźć nowe miejsce dla wyrzutków opowiadających przed kamerą o tym, jak w przeszłości chrześcijaństwo i jego przedstawiciele przynieśli im zawód. Także tutaj są jednak granice, bo kiedy ex-członkini Świątyni pozwoliła sobie na wezwanie do dokonania mordu na Donaldzie Trumpie spotkała ją "ekskomunika".
"Ave Satan?" jest w dużym stopniu czarną komedią. Przy wielu scenach trudno powstrzymać śmiech, ale kiedy przez ekran przewijają się buchający gniewem i nienawiścią przeciwnicy Świątyni traktujący jej działalność ze śmiertelną powagą, z jednej strony robi się przykro, bo granice Białegostoku najwyraźniej sięgają aż do Arizony, z drugiej efekt jest dokładnie odwrotny od zamierzonego - determinacja do walki o wolność staje się jeszcze większa. Warto to podkreślić - Świątynia Satanistyczna walczy o coś, a nie przeciwko czemuś, a jej metody nie mają nic wspólnego z przemocą.
Więcej osób uważa, że żartujecie czy że jesteście źli? - pada w pewnym momencie i jest to celne pytanie, ale mam wrażenie, że postawione niewłaściwej stronie konfliktu. Te osoby, które już o tym wiedzą mogą obejrzeć "Ave Satan?" głównie w ramach rozrywki i podejrzewam, że odbiorcami filmu niestety będą przede wszystkim one. Niestety, bo być może gdyby przeciwnicy Świątyni zobaczyli tych wydziaranych, ubranych na czarno ludzi zbierających skarpety dla bezdomnych albo sprzątających śmieci w swoim sąsiedztwie, odpuściliby. Nie muszą polubić Świątyni i jej członków oraz członkiń, nie muszą ich wspierać, ale może najzwyklej w świecie znajdą w sobie empatię pozwalającą na stare dobre żyj i pozwól żyć innym.
Ave Satan?
Tytuł oryginalny: Hail Satan?
USA, 2019
Hard Working Movies
Reżyseria: Penny Lane