Zgodnie z prawidłami sztuki prowadzenia narracji, w pierwszym tomie konieczne było znalezienie przestrzeni dla wprowadzenia, zarysowania przeszłości bohaterów i powodów, dla których zostali połączeni. Remender i tak poradził sobie z tym znakomicie, ale kiedy już odhaczył ten obowiązkowy punkt, w pełni rozwinął skrzydła. Znakomite są jego spostrzeżenie dotyczące komiksowego środowiska, co ma okazję ukazać poprzez głównego bohatera dorabiającego w nerdowskim sklepiku. Blain robi mi detoks od popularnych komiksów, żebym "ogarnął, na czym polega prawdziwa sztuka" albo: Próbują mnie wciągnąć w dyskusje o najlepszych rysownikach albo udowodnić, że nic nie wiem o Doom Patrol - takie dialogi to czyste złoto, które docenią wielbiciele komiksu, a przy okazji jest to przypomnienie, że nie ma nic złego w byciu "niedzielnym" czytelnikiem. Komiksy można równie dobrze czytać do obiadu, w tramwaju czy na przerwie w pracy i nie interesować się ani kontekstem, ani biografiami artystów.
Celne są także komentarze dotyczące pogowania na punkowych koncertach (To wyraz czystego entuzjazmu i radości z muzyki. Wygląda brutalnie, ale to tylko zabawa), a dodatkowo słuchaczy alternatywnego rocka sprzed lat mogą zelektryzować nawiązania do takich zespołów, jak The Clash, The Smiths, Bauhaus, Joy Division, Adolescents czy Dead Can Dance. Najciekawsze są jednak te momenty, kiedy Remender wciela się w nastolatka i znakomicie ukazuje burzliwość okresu pokwitania. Na jednej stronie mogą pojawić się egzystencjalne rozterki, a już na kolejnej mierzymy się z młodocianą miłością i wydaje się to tak naturalne, jak naturalne są huśtawki nastrojów w tym wieku. Najciekawszy taki moment uderza czytelnika już na samym początku, kiedy Marcus rozmyśla na temat depresji i o trudności utrzymania związku z kimś, kto jest przez nią trawiony. Z filmów i seriali wiemy, że w takiej relacji konieczne są wsparcie oraz wyrozumiałość, ale Remender skłania się ku mniej popularnym, lecz równie prawdziwym uczuciom - pragnieniu zrzucenia z barków cudzego ciężaru. Unika przy tym moralnej oceny, pozostawia samą prowokację do refleksji, bez opiniowania, jaka droga jego zdaniem byłaby właściwą.
Potężna ilość treści nie jest do tego stopnia dominująca, aby drugi tom "Deadly Class" mógł uchodzić za przegadany. Relacje pomiędzy bohaterami i bohaterkami to serce komiksu, ale równie istotnym elementem jest akcja (w końcu nie mamy do czynienia z uczniami pierwszego lepszego liceum, tylko z adeptami sztuki pozbawiania życia). Rewelacyjnie wypada w tym zakresie finałowy nalot na melinę wroga, przypominający nieco "The Raid", "Dredda" czy "Wrogi obszar", czyli filmy akcji, gdzie na przestrzeni zaledwie jednego budynku dochodzi do wyjątkowo widowiskowych potyczek. Taka ekranizacja "Deadly Class" byłaby bezdyskusyjnie bardziej interesująca od miałkiego serialu stacji Syfy.
Na polskim rynku ukazuje się dzisiaj tak wiele komiksów, że czytelnicy muszą dokonywać bardzo ostrożnych wyborów. Gdybym miał jednak polecić serię, w którą warto zainwestować czas i pieniądze, "Deadly Class" byłoby w ścisłej czołówce. To świat, który po przeczytaniu samego opisu może wydawać się banalny i wtórny, ale jest przedstawiony w fascynujący i skłaniający do myślenia sposób. Pozycja zdecydowanie obowiązkowa.
Deadly Class, tom 2: 1988 Dzieci czarnej dziury
Tytuł oryginalny: Deadly Class, volume 2: Kids of the Black Hole
Polska, 2019
Non Stop Comics
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Wesley Craig