Jill Blotevogel i Jaime Paglia sprawdzili się brawurowo w rolach showrunnerów pierwszego sezonu. Nie mieli do dyspozycji kultowego wizerunku Ghostface'a i o ile na przykład Jasonowi Voorheesowi zmiana worka po kartoflach na maskę hokejowego bramkarza wyszła na dobre, o tyle w tym przypadku jedyną reakcją mogło być rozczarowanie. Szybko okazało się jednak, że będziemy mieć do czynienia z czymś na wzór "Halloween 3: Sezon czarownic" albo najnowszego wydania "Laleczki Chucky", czyli przedsięwzięcia marnie nawiązującego do pierwowzoru, ale skutecznie kreującego własny świat. Blotevogel i Paglia nie potrafili żonglować gatunkowymi kliszami tak sprawnie, jak maestro Craven, ich czarny charakter nie miał... charakteru, ale świetnie zbudowane relacje pomiędzy ciekawymi, nastoletnimi postaciami skierowały "Krzyk" na zupełnie inny tor. Na pewno nie lepszy, ale wart uwagi. Trzeciemu sezonowi z kolei brakuje własnej tożsamości - to sztampowy serial o młodzieży z kilkoma jump scare'ami.
Twórcy wiedzieli, jak złowić widza. Nie dość, że maska wróciła, to jeszcze autorem pierwszego morderstwa jest Tony Todd, najlepiej znany jako Candyman. Takie nawiązania w horrorze zawsze wywołują dreszczyk, tym bardziej, że filmowy "Krzyk" był nimi naszpikowany i właśnie ta metanarracja sprawiła, że jest dzisiaj postrzegany jako wybitny film grozy, który wyważył drzwi dla innych twórców do świadomego posługiwania się autoironią. Korzystanie z tego narzędzia wymaga jednak dogłębnego, niemal akademickiego zbadania tematu i ogromnych pokładów wyobraźni, a tego w trzecim sezonie zabrakło. Odwołania do innych filmów są tutaj żebraniem o uwagę i dostosowaniem się do trendu, a nie inteligentnym komentarzem. W dodatku obnażanie wielokrotnie demaskowanych w przeszłości schematów jest dokładnie tym, od czego Wes Craven chciał uciec, tworząc "Krzyk" - brakiem oryginalności w filmie grozy.
W poprzednich sezonach podobne niedociągnięcia kamuflowała interesująca obsada i relacje pomiędzy ich bohaterami, tym razem dostajemy płaskie postacie reprezentujące typowego sportowca, księżniczkę, nerda, gotkę i tak dalej. Niby jest to wyjaśnione poprzez aluzję do "The Breakfast Club" (którego nikt nie zna, a po wygooglowaniu zostaje nazwane jakimś filmem sprzed stu lat i chyba faktycznie niewiele ma wspólnego z młodzieżą w 2019 roku), ale w najmniejszym stopniu nie stanowi uwiarygodnienia. Łatwo dzisiaj popaść w obłęd nawiązań i łatwo zapomnieć, że najlepiej działają wówczas, gdy widz może się domyślać, odgadywać samodzielnie, a nie kiedy wszystko dostaje na tacy.
To oczywiste, że trzeci sezon "Krzyku" nie mógł mieć startu do pierwowzoru, ale znaczny spadek jakości w porównaniu do sezonów pierwszego i drugiego jest dużym rozczarowaniem. Mimo że scenariusz rozpisano na zaledwie sześć odcinków, i tak trudno wytrwać do ostatniego.
Krzyk (sezon 3)
Tytuł oryginalny: Scream: Resurrection
USA, 2019
Netflix
Twórcy: Jill Blotevogel, Dan Dworkin, Jay Beattie
Obsada: RJ Cyler, Jessica Sula