Obraz artykułu Midsommar

Midsommar

82%

Ari Aster wraca ze swoim drugim filmem i ponownie bierze na warsztat temat rozpadu ludzkich relacji. W "Midsommar" groza ukazana jest w świetle jasnego dnia, a prawdziwa ciemność skrywa się w duszy głównej bohaterki.

Większość filmowców może pomarzyć o tak spektakularnym debiucie, jak ten, który w zeszłym roku był udziałem Ariego Astera. W końcu jego "Hereditary" okazało się jednym z najgłośniejszych filmów zeszłego roku, a dla wielu widzów stało się natychmiastowym klasykiem rozszerzającym gatunkowe ramy horroru. Film Astera była wyjątkowo niepokojący i udowadniał, że struktura opowieści grozy świetnie sprawdza się jako podstawa do snucia historii na temat rozpadu rodziny, w której najbardziej niepokojąca jest właśnie sfera ludzkiej emocjonalności. "Hereditary" było także produkcją, która zaskakiwała poczuciem, że reżyser miał pełną kontrolę nad tym, co widzimy na ekranie - umiejętność godną starego wyjadacza. Nie jest jednak tak, że Aster porwał swoim stylem wszystkich, bo znalazło się dużo głosów ludzi, których jego debiut wynudził lub wręcz odrzucił. "Midsommar" może jeszcze mocniej podzieli widzów, bo swoim drugim filmem reżyser udowadnia, że nie ma zamiaru schodzić z wybranej przez siebie twórczej ścieżki.

Kadr z filmu "Midsommar". Kobieta w długiej sukni stoi naprzeciwko mężczyzny.

Główna bohaterka "Midsommar", Dani, przeżywa wielką rodziną tragedię i w ramach rekonwalescencji psychicznej postanawia podpiąć się pod wyprawę swojego chłopaka, który wraz ze swoimi znajomymi antropologami wyjeżdża do Szwecji, aby odwiedzić komunę będącą domem jednego z nich. Dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że partner ma jej serdecznie dość, a jego kumple wcale nie cieszą się z kobiecego towarzystwa. Na miejscu dowiadują się, że czeka ich dziewięciodniowe święto ku czci słońca, które z każdą chwilą robi się coraz dziwniejsze. To, co początkowo wydaje się dziwactwem, wkrótce okazuje się sektą mocno zakorzenioną w wierzeniach kultur pierwotnych. Z jednej strony Aster drąży fabułę w stylu "The Wicker Man", z drugiej zaś serwuje przejmujący dramat opowiadający o rozpadzie relacji i powolnym opadaniu w emocjonalną stagnację. Tak naprawdę to ten drugi element jest siłą napędową opowieści, bo kiedy traci na znaczeniu względem ukazywania kolejnych dziwów, to czuć, że całość wyraźnie siada. Największym problemem tej produkcji wydaje się jej długość, jest chyba niepotrzebnie rozdmuchana i przydałoby się jej trochę cięć, dzięki czemu zyskałaby na intensywności. Zwłaszcza w najważniejszym aspekcie historii, czyli zmianach w psychice głównej bohaterki.

Kadr z filmu "Midsommar". Ludzie w białych strojach z kolorowymi elementami.

"Midsommar" jest filmem pięknym i estetycznie wymuskanym. Wystarczy jedno spojrzenie na skąpaną w letnim słońcu, zieloną łąką, po której biegają ubrani na biało ludzie, aby od razu przenieść się do tej nierealnej krainy. Aster wraz z ekipą bardzo umiejętnie grają kontrastami, z jednej strony oferując przyjazne szerokie plany, aby potem zaatakować widza niepokojącymi zbliżeniami. To także jeden z tych obrazów, w których nawet obrzydliwe sceny ukazane są z perwersyjnym wysmakowaniem. Reżyser ponownie sprawia wrażenie, że doskonale panuje na każdym ujęcie. Choć tym razem odniosłem wrażenie, że czasami popada w trochę za duży samozachwyt i urządza czystą popisówkę. Nawet tym fragmentom nie można jednak odmówić swoistego piękna. Jednym z najbardziej olśniewających elementów całego filmu jest świetna rola wcielającej się w główną bohaterkę Florence Pugh, która wyjątkowo sugestywnie przedstawia burzę emocji targającą jej postacią. Moment, w którym wydaje się z siebie długi, obezwładniający krzyk rozpaczy to chyba najbardziej przejmująca część "Midsommar". Młoda aktorka zawiera w nim całe pokłady rozpaczy i bezradności.

Kadr z filmu "Midsommar". Ludzie stoją pomiędzy drewnianymi budynkami.

"Midsommar" nie stanowi już tak mocnego uderzenia jak zeszłoroczne "Hereditary" (trudno będzie powtórzyć to zaskoczenie), ale to nadal film, który wybija się na tle innych obrazów grozy. Wydaje mi się, że jest odrobinę za długi, ale z drugiej strony to lekkie znużenie pasuje do sennego nastroju pełni lata, kiedy to czas przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie. Na pewno jest to produkcja, która spodoba się fanom pięknych ujęć i estetycznego wysmakowania podszytego egzystencjalnym niepokojem. Warto jednak ostrzec wszystkich, którzy spodziewają się typowego "przerażacza" wywołującego skoki adrenaliny u widza - to nie ten rodzaj kina, tutaj groza ukryta jest gdzie indziej.


Midsommar. W biały dzień

Tytuł oryginalny: Midsommar

USA, 2019

B-Reel Films

Reżyseria: Ari Aster

Obsada: Florence Pugh, Jack Reynor, William Jackson Harper



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce