Obraz artykułu Anna. Besson znowu rozczarowuje

Anna. Besson znowu rozczarowuje

50%

"Nowy film Luca Bessona!" - to zdanie już od dawna nie wywołuje pozytywnych emocji u miłośników kina. Czy "Anna" będzie w stanie sprawić, że francuski reżyser odzyska serca swoich dawnych fanów?

Kino rozrywkowe zna wiele historii twórców, którzy po rewelacyjnym początku kariery, zaczęli powoli stawać się cieniem samego siebie, a ich rozpaczliwe próby powrotu do dawnej formy wzbudzają smutek wśród miłośników kina. Jednym z najbardziej spektakularnych przedstawicieli tego niezbyt chlubnego grona jest Luc Besson, od lat bezskutecznie starający się o odzyskanie serc widzów. W ostatnich latach wydaje się jednak tylko oddalać od poziomu takich filmów, jak "Wielki błękit", "Leon zawodowiec" czy "Piąty element". Po zjechanym przez krytykę "Valerianie" francuski reżyser powraca do swoich korzeni i ponownie opowiada historię wyszkolonej zabójczyni, która pragnie wyzwolić się z brutalnego świata rozgrywek między służbami specjalnymi. Niestety "Anna" ponownie udowadnia, że Besson nie jest w stanie wyrwać się w twórczego marazmu.

Kadr z filmu "Anna". Kobieta paląca papierosa. Druga kobieta ją obejmuje.

"Anna" to dość typowa dla thrillerów szpiegowskich historia, w której zdrada goni zdradę, a każdy z bohaterów skrywa nieznane motywy. Tytułową bohaterkę poznajemy w 1990 roku, kiedy łowca talentów świata mody wypatruje ją na moskiewskim straganie. Atrakcyjna dziewczyna szybko robi oszałamiającą karierę, a widzowie jeszcze szybciej dowiadują się, że to tylko przykrywka - Anna jest wyszkoloną zabójczynią na usługach KGB. Jej historię i motywacje poznajemy za sprawą różnych retrospekcji sięgających kilka lat wstecz. Jest tu niby wszystko, co powinna zabierać porządna historia tego typu - mroczna przeszłość, próba uwolnienia się od wpływów potężnej organizacji, sprawy osobiste stojące na przeszkodzie oraz coraz mocniej gęstniejąca siatka wewnętrznych intryg. Nie ma w tej historii jednak niczego, co byłoby naprawdę zaskakujące albo chociaż różniące się od dziesiątek podobnych fabuł. Dodatkowo Besson próbuje zatuszować te braki za pomocą na siłę skomplikowanej narracji - co chwilę jesteśmy cofani o parę miesięcy, aby ponownie spojrzeć na znane już wydarzenia, ale tym razem z nieznanym wcześniej elementem. Może nie przeszkadzałoby to aż tak mocno, gdyby nie fakt, że całej opowieści bardzo daleko do zegarmistrzowskiej precyzji, a sposób montażu pomaga tylko zobaczyć jej olbrzymie luki logiczne. Ostatecznie mamy też do czynienia z kilkoma zwrotami akcji za dużo. To częsty błąd w tego typu filmach - kiedy co dziesięć minut mamy czuć się zszokowani, to rzadko udaje się utrzymać ten stan do samego końca. A na miejscu potencjalnej ekscytacji pojawia się zwykła nuda.

Kadr z filmu "Anna". Kobieta trzymająca broń.

Tym, co wyjątkowo drażniło w czasie seansu "Anny" był koszmarny brak konsekwencji w wyborze tonu, w którym utrzymany ma być cały film. Z jednej strony otrzymujemy próbę stworzenia klasycznego szpiegowskiego thrillera, w którym większość napięcia wynika z próby odgadnięcia, kto, kogo i dlaczego. Z drugiej zaś kiedy dochodzi do scen akcji, Besson odlatuje i serwuje nam widowisko wyglądające jak niezbyt udana podróbka "Johna Wicka", co pasuje do reszty filmu, jak pięść do nosa. W momencie, w którym dowiadujemy się, że nasza bohaterka jest nadludzką maszyną do zabijania, znika jakikolwiek powód, abyśmy przejmowali się tym, czy grozi jej jakiekolwiek niebezpieczeństwo związane z wpadką w szpiegowskiej rozgrywce. W końcu i tak pewnie wyplącze się z kłopotów za sprawą swoich absurdalnych umiejętności. Wkurzają też dziwne motywy, jak kradzież danych z laptopa szefa KGB za pomocą pendrive'a albo dzwonienie kieszonkową komórką z Paryża do Moskwy. To tylko najbardziej kłujące przykłady, ale cały film sprawia wrażenie niedorobionego właśnie w taki sposób.

Kadr z filmu "Anna". Obejmująca się para.

"Anna" reprezentuje poziom obecnie kojarzony z filmami dystrybuowanymi przez Netflixa. Niby da się ją obejrzeć, jeśli pod ręką nie ma nic ciekawszego, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że otrzymaliśmy produkt wybrakowany. Co też nie byłoby aż tak irytujące, gdyby nie to, że Besson ewidentnie próbuje nam wmówić, że jest zupełnie odwrotnie. Dlatego można sobie ten film spokojnie odpuścić, a jeśli ktoś ma ochotę na porządne kino tego rodzaju, to niech lepiej sięgnie po pochodzącą z 1990 roku "Nikitę" tego samego reżysera. Może najlepiej się umówić, że jego filmografia zakończyła się wraz z latami dziewięćdziesiątymi?


Anna

Francja, 2019

Summit Entertainment

Reżyseria: Luc Besson

Obsada: Sasha Luss, Helen Mirren, Luke Evans



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce