Obraz artykułu Podły, okrutny, zły. Morderstwo nie jest seksowne

Podły, okrutny, zły. Morderstwo nie jest seksowne

63%

"Podły, okrutny, zły" to próba trochę innego podejścia do biografii seryjnego mordercy. Czy opowieść o manipulacjach Teda Bundy'ego wnosi coś nowego do tej już mocno wyeksploatowanej tematyki?

Filmowe biografie prawdziwych seryjnych morderców często wywołują kontrowersje już przy pierwszych zapowiedziach ich powstania. W takich przypadkach zazwyczaj pojawia się obawa, czy atrakcyjne zaprezentowanie nie przyczyni się do wzrostu fascynacji i "ukultowienia" danego zwyrodnialca. Seryjni mordercy to w ogóle jeden z dziwniejszych motywów wykorzystanych w popkulturze. Dla wielu widzów jest w nich coś niesamowicie fascynującego i pociągającego, pomimo świadomości że mowa o prawdziwych potworach w ludzkich skórach. Jeszcze dziwniej się robi, kiedy mowa o takich indywiduach, jak niezwykle charyzmatyczny Ted Bundy, który ze swojego procesu zrobił medialny show i skradł w ten sposób serca tysięcy kobiet. I właśnie aspekt budowania przez niego publicznego obrazu i manipulowania ludźmi na około stał się głównym tematem "Podłego, okrutnego, złego".

Kadr z filmu "Podły, okrutny, zły". Ludzie w sali sądowej.

Trzeba przyznać, że twórcy filmu postawili sobie dość ambitne zadanie i spróbowali opowiedzieć historię seryjnego mordercy z dość nietypowej perspektywy. Początkowo Teda Bundy'ego poznajemy przez pryzmat jego ukochanej, Liz Kendal. Dla niej był mężczyzną wręcz doskonałym - nie przestraszył się tego, że jest samotną matką, a potem otoczył ją ciepłem i wielką delikatnością. Inteligentny, zabawny i ciężko pracujący, aby zostać w przyszłości adwokatem. Muszę przyznać, że część, w której obserwujemy psychiczną szamotaninę kobiety nie wierzącej, że zakochała się w mordercy i gwałcicielu wyszła naprawdę dobrze. Problem w tym, że autorom nie udało się zachować narracyjnej konsekwencji, zwłaszcza kiedy równie dużo wydarzeń obserwujemy z perspektywy samego Bundy'ego. W pewnym momencie pojawia się także spory chaos wynikający z dziwnych wyborów montażowych oraz przeskoków czasowych. Przez to całość gubi wyraźny rytm i irytuje zbyt dużym rozstrzałem pomiędzy poszczególnymi scenami. Najbardziej traci na tym druga połowa filmu, gdzie obserwujemy transmitowany przez telewizję proces, który zupełnie pozbawiono dramatyzmu i napięcia. 

Kadr z filmu "Podły, okrutny, zły". Kobieta i mężczyzna rozmawiają.

Trochę ponarzekaliśmy, ale trzeba uczciwie przyznać, że "Podły, okrutny, zły" ma do zaoferowania także parę ciekawych rozwiązań, z których jedno wyróżnia go wśród większości filmów opowiadających o seryjnych mordercach. Twórcy podjęli dość odważną decyzję i postanowili nie pokazywać sceny samych zabójstw. W ten sposób zbrodnie Bundy'ego zostają tylko w strefie domysłów, a my obserwujemy jego medialną batalię, w czasie której próbuje udowodnić, że stał się tylko ofiarą źle działającego systemu sprawiedliwości. Gdyby nie znajomość faktów, można byłoby wręcz myśleć, że wynik śledztwa do końca pozostanie zagadką. Z całą pewnością wielkim walorem są też dwie bardzo udane kreacje aktorskie. Oczywiście najwięcej uwagi przyciąga grający Bundy'ego Zac Efron, który ponownie udowadnia, że jest pełnoprawnym, utalentowanym aktorem, a nie tylko kolejnym odrzutem z nastoletniej fabryki Myszki Miki, jak niektórzy chcieliby go widzieć. To bardzo charyzmatyczny, pełen energii występ zbudowany na wielu małych niuansach, które zebrane do kupy dają piorunujący efekt. Nie wypada jednak zapomnieć o świetnej roli Lilly Collins, która wcieliła się w Liz Kendall. Znakomicie oddała emocje udręczonej kobiety niewierzącej w swoją olbrzymią pomyłkę. Aż żal na nią patrzeć, co w tym wypadku trzeba odczytywać jako komplement. Niestety reszta obsady nie wypada już tak dobrze, nawet bez porównania do rewelacyjnej dwójki głównych bohaterów.

Kadr z filmu "Podły, okrutny, zły". Dwie kobiety i mężczyzna rozmawiają.

"Podły, okrutny, zły" to film, w którym nie udało się wykorzystać potencjału tkwiącego w takim podejściu do sprawy Teda Bundy'ego. Owszem, cała historia jest ciekawa, ale przedstawiona w zbyt chaotyczny sposób, jakby twórcy sami do końca nie wiedzieli, w którą stronę zamierzali pójść i ostatecznie próbowali schwytać zbyt wiele srok za ogon naraz. Czuć w tym projekcie brak mistrzowskiej ręki i prawdziwej iskry, przez co stanowi dość spory zawód. Jednakowoż nadal warto ją obejrzeć dla samej kreacji Zaca Efrona i paru celnych przemyśleń na temat "seksowności" jednych z najbardziej przerażających ludzi, jacy istnieją. Po prostu nie spodziewajcie się, że sam film będzie miał tyle charyzmy, co jego bohater.


Podły, okrutny, zły

Tytuł oryginalny: Extremely Wicked, Shockingly Evil and Vile

USA, 2019

COTA Films
Reżyseria: Joe Berlinger

Obsada: Lily Collins, Zac Efron



Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce