Obraz artykułu Devil May Cry 5. Diabeł tkwi w grywalności

Devil May Cry 5. Diabeł tkwi w grywalności

82%

"Devil May Cry 5" to dowód na to, że demoniczna seria nadal ma się wyśmienicie, a jej lekko arcadowy styl sprawdza się dziś równie dobrze, jak osiemnaście lat temu.

Seria "Devil May Cry" jest ciekawym przypadkiem, bo mimo prawie dwudziestu lat na karku (jedynka wyszła w roku 2001!), wciąż potrafi zaskoczyć świeżością i czystą radością wynikającą ze stylowego szlachtowania hord demonów. Od samego początku jej sedno jest właściwie takie samo - chodzi o niesamowicie efektowną rozwałkę oraz starcia z potężnymi bossami. Z każdą częścią dodawane są jednak kolejne elementy, które rozszerzają koncepcję sprawiającą wrażenie, że już niewiele więcej można z nią zrobić. Podobnie jest z wydaną niedawną częścią piątą.

Scena z "Devil May Cry 5". Wlaczące postacie.

Gra stanowi bezpośrednią kontynuację "czwórki" (po drodze była jeszcze próba rebootu w postaci "DmC"), więc ponownie pokierujemy zarówno doświadczonym w boju Dante, jak i młodym, w gorącej wodzie kąpanym Nero, ale tym razem dołącza do nich także trzecia grywalna postać, czyli tajemniczy V. O fabule nie ma sensu zbytnio się rozpisywać, bo ogranicza się do typowego dla serii schematu - światu zagraża demoniczna inwazja, nasi bohaterowie stają do walki z uśmiechami na twarzach, a całość stanowi kolejny odcinek telenoweli o synach demonicznego wojownika Spardy. Jest głupio, akcja szybko przebija wszelkie poziomu przegięcia, a postacie co rusz rzucają jakimiś sucharami. Jednym słowem, wszystko jest idealnie na swoim miejscu. Od tej marki nie można oczekiwać nic więcej niż bezpretensjonalnej głupawki.

Scena z "Devil May Cry 5". Wlaczące postacie.

Odstawmy tak nieistotne rzeczy jak fabuła na bok i skupmy się na tym, co w serii najważniejsze, czyli systemie walki. Trzech bohaterów to tak naprawdę trzy różne rodzaje rozgrywki, bo twórcy postarali się, aby każdy z nich uzyskał swój unikalny styl. Najpierw przyjdzie nam sterować Nero, który w poprzedniej części poza atakami mieczem i pistoletem, mógł pochwalić się demoniczną ręką pozwalającą na wzmocnienie ataki oraz przyciąganie wrogów do siebie. Tym razem zastąpiona została zestawem protez, które możemy dobierać przed każdą misją - każda z nich ma trochę inne właściwości. Walka Nero wydaje się najtrudniejsza, bo wymaga dobrego poznania wad i zalet postaci. Zupełnie inaczej sprawa ma się z V, który walczy na odległość za pomocą władzy nad demoniczną panterą, krukiem oraz potworem zwanym Koszmarem. Wygląda to efektownie, ale sterowanie można sprowadzić do losowego uderzenia w klawisze, a i tak otrzymywać rangę SSS (tradycyjnie, każda walka nagradzana jest punktami stylu).

Scena z "Devil May Cry 5". Postać na motocyklu.

Najwięcej zabawy jest z weteranem serii, czyli Dante, który ma do dyspozycji kilka rodzajów broni palnej, białej, a do tego może przełączać się między czterema trybami sprzyjającymi danemu sposobowi walki. Kierowanie nim to czysta zabawa za pomocą bardzo płynnego systemu zmiany broni oraz stylów - na początku łatwo się pogubić, ale kiedy się to opanuje, czuć prawdziwą moc. To zresztą charakterystyczne dla serii - na początku walka wydaje się jednym, wielkim, efekciarskim chaosem, ale tak naprawdę system jest głęboki i wynagradza doświadczenie gracza.

 

W kwestii oprawy gra zachwyca przede wszystkim niesamowicie płynną animacją postaci oraz przeciwników - wszystko dzieje się bardzo szybko i efektownie, a my ani przez chwilę nie mamy wrażenia, że coś wygląda niezbyt naturalne. Zresztą na takie przemyślenia nie ma zbyt dużo czasu, bo zmysły atakowane są całym repertuarem wybuchów, rozbłysków i innych intensywnych doznań, a wszystkiemu przygrywa ciężkie gitarowe brzmienie. Nie jest to z pewnością tytuł dla ludzi oczekujących subtelnych doznań estetycznych. Jest jednak jeden element, który twórcy potraktowali chyba po macoszemu - naprawdę trudno coś ciekawego powiedzieć o scenografii poszczególnych plansz, które wydają się wtórne i pozbawione odpowiedniego polotu. Nie chodzi o to, że wyglądają brzydko, są po prostu nijakie i pozbawione charakteru.

Scena z "Devil May Cry 5". Postać z bronią.

Czas trochę ponarzekać, bo mimo wyjątkowo dużej grywalności, "Devil May Cry 5" posiada także kilka znaczących zgrzytów. Po pierwsze, nie jestem do końca przekonany do postaci tajemniczego V - jak już wspomniałem, walka za jego pomocą jest zbyt banalna. Zresztą w porównaniu do wcześniejszych odsłon, cała gra jest stosunkowo łatwa, nawet przy wyborze wyższego poziomu trudności nie ma mowy o naprawdę frustrujących momentach. Przygoda jest także dość krótka i kończy się zdecydowanie za szybko. Choć w stosunku tych dwóch ostatnich zarzutów warto wziąć pod uwagę specyfikę serii - dla wielu fanów prawdziwa przyjemność rozpoczyna się dopiero po ukończeniu głównego wątku. Wtedy odblokowują się wyższe poziomy trudności, przy których wyjadacze mogą się wykazać. To tytuł z bardzo dużym replayability, ale gracze nie lubiący powtórek mogą poczuć się z lekka rozczarowani. Cała reszta powinna być jednak zadowolona, bo rzadko trafiają się tak stylowe pozycje, które nie próbują ukrywać, że chodzi w nich o czystą zabawę wynikającą z radosnego młócenia. W tej szczerości jest coś ujmującego.


Devil May Cry 5

Japonia, 2019

Capcom

Platformy: Microsoft Windows, PlayStation 4, Xbox One

Reżyseria: Hideaki Itsuno
Scenariusz: Bingo Morihashi


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce