Seria "Devil May Cry" jest ciekawym przypadkiem, bo mimo prawie dwudziestu lat na karku (jedynka wyszła w roku 2001!), wciąż potrafi zaskoczyć świeżością i czystą radością wynikającą ze stylowego szlachtowania hord demonów. Od samego początku jej sedno jest właściwie takie samo - chodzi o niesamowicie efektowną rozwałkę oraz starcia z potężnymi bossami. Z każdą częścią dodawane są jednak kolejne elementy, które rozszerzają koncepcję sprawiającą wrażenie, że już niewiele więcej można z nią zrobić. Podobnie jest z wydaną niedawną częścią piątą.
Gra stanowi bezpośrednią kontynuację "czwórki" (po drodze była jeszcze próba rebootu w postaci "DmC"), więc ponownie pokierujemy zarówno doświadczonym w boju Dante, jak i młodym, w gorącej wodzie kąpanym Nero, ale tym razem dołącza do nich także trzecia grywalna postać, czyli tajemniczy V. O fabule nie ma sensu zbytnio się rozpisywać, bo ogranicza się do typowego dla serii schematu - światu zagraża demoniczna inwazja, nasi bohaterowie stają do walki z uśmiechami na twarzach, a całość stanowi kolejny odcinek telenoweli o synach demonicznego wojownika Spardy. Jest głupio, akcja szybko przebija wszelkie poziomu przegięcia, a postacie co rusz rzucają jakimiś sucharami. Jednym słowem, wszystko jest idealnie na swoim miejscu. Od tej marki nie można oczekiwać nic więcej niż bezpretensjonalnej głupawki.
Odstawmy tak nieistotne rzeczy jak fabuła na bok i skupmy się na tym, co w serii najważniejsze, czyli systemie walki. Trzech bohaterów to tak naprawdę trzy różne rodzaje rozgrywki, bo twórcy postarali się, aby każdy z nich uzyskał swój unikalny styl. Najpierw przyjdzie nam sterować Nero, który w poprzedniej części poza atakami mieczem i pistoletem, mógł pochwalić się demoniczną ręką pozwalającą na wzmocnienie ataki oraz przyciąganie wrogów do siebie. Tym razem zastąpiona została zestawem protez, które możemy dobierać przed każdą misją - każda z nich ma trochę inne właściwości. Walka Nero wydaje się najtrudniejsza, bo wymaga dobrego poznania wad i zalet postaci. Zupełnie inaczej sprawa ma się z V, który walczy na odległość za pomocą władzy nad demoniczną panterą, krukiem oraz potworem zwanym Koszmarem. Wygląda to efektownie, ale sterowanie można sprowadzić do losowego uderzenia w klawisze, a i tak otrzymywać rangę SSS (tradycyjnie, każda walka nagradzana jest punktami stylu).
Najwięcej zabawy jest z weteranem serii, czyli Dante, który ma do dyspozycji kilka rodzajów broni palnej, białej, a do tego może przełączać się między czterema trybami sprzyjającymi danemu sposobowi walki. Kierowanie nim to czysta zabawa za pomocą bardzo płynnego systemu zmiany broni oraz stylów - na początku łatwo się pogubić, ale kiedy się to opanuje, czuć prawdziwą moc. To zresztą charakterystyczne dla serii - na początku walka wydaje się jednym, wielkim, efekciarskim chaosem, ale tak naprawdę system jest głęboki i wynagradza doświadczenie gracza.
W kwestii oprawy gra zachwyca przede wszystkim niesamowicie płynną animacją postaci oraz przeciwników - wszystko dzieje się bardzo szybko i efektownie, a my ani przez chwilę nie mamy wrażenia, że coś wygląda niezbyt naturalne. Zresztą na takie przemyślenia nie ma zbyt dużo czasu, bo zmysły atakowane są całym repertuarem wybuchów, rozbłysków i innych intensywnych doznań, a wszystkiemu przygrywa ciężkie gitarowe brzmienie. Nie jest to z pewnością tytuł dla ludzi oczekujących subtelnych doznań estetycznych. Jest jednak jeden element, który twórcy potraktowali chyba po macoszemu - naprawdę trudno coś ciekawego powiedzieć o scenografii poszczególnych plansz, które wydają się wtórne i pozbawione odpowiedniego polotu. Nie chodzi o to, że wyglądają brzydko, są po prostu nijakie i pozbawione charakteru.
Czas trochę ponarzekać, bo mimo wyjątkowo dużej grywalności, "Devil May Cry 5" posiada także kilka znaczących zgrzytów. Po pierwsze, nie jestem do końca przekonany do postaci tajemniczego V - jak już wspomniałem, walka za jego pomocą jest zbyt banalna. Zresztą w porównaniu do wcześniejszych odsłon, cała gra jest stosunkowo łatwa, nawet przy wyborze wyższego poziomu trudności nie ma mowy o naprawdę frustrujących momentach. Przygoda jest także dość krótka i kończy się zdecydowanie za szybko. Choć w stosunku tych dwóch ostatnich zarzutów warto wziąć pod uwagę specyfikę serii - dla wielu fanów prawdziwa przyjemność rozpoczyna się dopiero po ukończeniu głównego wątku. Wtedy odblokowują się wyższe poziomy trudności, przy których wyjadacze mogą się wykazać. To tytuł z bardzo dużym replayability, ale gracze nie lubiący powtórek mogą poczuć się z lekka rozczarowani. Cała reszta powinna być jednak zadowolona, bo rzadko trafiają się tak stylowe pozycje, które nie próbują ukrywać, że chodzi w nich o czystą zabawę wynikającą z radosnego młócenia. W tej szczerości jest coś ujmującego.
Devil May Cry 5
Japonia, 2019
Capcom
Platformy: Microsoft Windows, PlayStation 4, Xbox One
Reżyseria: Hideaki Itsuno
Scenariusz: Bingo Morihashi