Zazwyczaj na początku recenzji kolejnego tomu serii ostrzegam przed spoilerami z tomów wcześniejszych, ale w tym przypadku nie ma takiej potrzeby, bo pierwsze "Grass Kings" postawiło mnóstwo pytań i nie udzieliło żadnych odpowiedzi. Mało tego, także w drugim tomie próżno ich szukać, co będzie zaletą dla tych czytelników, którzy lubują się w fabule okrytej wieloma warstwami tajemnic, zmuszającej do czynnego udziału w grze pod tytułem "Kto jest tutaj tak naprawdę zły, a kto dobry?".
Jak można było się spodziewać, w drugim tomie tempo wydarzeń zostaje obniżone. Komiksowe serie mają mniej więcej tę sama konstrukcję, co seriale telewizyjne - pilot ma przykuć uwagę i przekonać, że warto poznać proponowany przez autorów świat, a w kontynuacji ciężar zostaje przerzucony na rozbudowywanie scenariuszowych zawiłości i przede wszystkim "uczłowieczanie" bohaterów do tego stopnia, aby nabrali jak największej liczby wymiarów. Wyraźnie taki cel przyświecał Mattowi Kindtowi (autorowi także rewelacyjnej, najnowszej odsłony przygód "X-O Manowar", która dopiero co trafiła na polski rynek, a w Stanach Zjednoczonych dobiegnie końca w połowie kwietnia) i tym razem w finale nie ma karabinów czy wybuchów, a w zamian są emocje.
Konstrukcja drugiego tomu "Grass Kings" jest mimo oczywistej potrzeby wprowadzenia różnic, zaskakująco odmienna od pierwowzoru. Wszystko wskazywało na to, że wtrącenia z odległej przeszłości, kadry obrazujące historię obszaru, gdzie obecnie znajduje się Królestwo Traw będą stałym elementem kreowania tożsamości tego miejsca, bo to przecież ono wydawało się tutaj najważniejsze. Pomysł został porzucony, opowieść o miejscu zastąpiona opowieścią o ludziach, a pomiędzy kolejnymi rozdziałami tym razem możemy podziwiać znakomite grafiki stylizowane na okładki archaicznych kryminałów. Ta drastyczna zmiana staje się bardziej zrozumiała, gdy wgryziemy się w treść - tym razem to właśnie klasyczny kryminał, z prywatnym śledztwem, niejasnymi poszlakami i ginącymi tropami. Tylko czy jest to zmiana na lepsze?
Po kilku stronach miałem wrażenie, że nie, bo przecież nie na taką przygodę się pisałem. W dodatku czar małego amerykańskiego miasteczka choć intensywnie w popkulturze eksploatowany, nadal ma ogromną moc angażowania, a tutaj został z premedytacją osłabiony. Kolejne strony skutecznie jednak zacierają ślad po oczekiwaniach, z jakimi czytelnik mógł wchodzić w drugą odsłonę "Grass Kings". Wątek tajemniczej śmierci Jen Handel jest zbyt interesujący, żeby zaprzątać sobie głowę tym, co było wcześniej i to nawet nie dlatego, jak zostaje uchwycony (przypomina trochę grę wideo, gdzie trzeba krążyć od NPC-a do NPC-a i zbierać kolejne fragmenty układanki), ale dlatego, co po drodze możemy się dowiedzieć o mieszkańcach Królestwa. Każdy osiedlił się tutaj przecież z wyboru, każdy w akcie ucieczki od problemów, a te dramatyczne, często zaskakujące losy (zwłaszcza Innuity Pike'a) robią piorunujące wrażenie.
W recenzji pierwszego tomu sporo miejsca poświęciłem wyjątkowej oprawie graficznej Tylera Jenkinsa i tutaj mogę tylko powtórzyć, że jego nastrojowe, nieco przygnębiające akwarele doskonale dopełniają tekst Kindta. Także on dokonał jednak weryfikacji i porzucił eksperymentalne pomysły z dobieraniem barw pasujących do atmosfery, ale niekoniecznie do rzeczywistości. Z jednej strony szkoda, z drugiej rezultat wciąż przypomina katalog z galerii wydrukowany na potrzeby wernisażu, a każda strona to odrębne dzieło.
Powrót do Królestwa Traw przynosi wiele zmian - może nie od razu da się je przyswoić, ale nie trzeba też dużego samozaparcia, żeby wciągnąć się w nową, równie fascynującą narrację. Podobnie jak pierwszy tom, tak i drugi pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi, ale tym razem nie tylko o treść, lecz również o formę. Pasjonujące jest to, że czytelnicy "Grass Kings" mogą się zastanawiać nie tylko nad tym, co Kindt i Jenkins opowiedzą następnym razem, ale także nad tym, w jaki zrobią to sposób.
Grass Kings, tom 2
Polska, 2019
Non Stop Comics
Scenariusz: Matt Kindt
Rysunki: Tyler Jenkins