Pulpowe science-fiction zazwyczaj stawiane jest w o wiele gorszym świetle niż jego rodzeństwo o bardziej filozoficzno-socjologicznych ambicjach. Kiedy mowa o historiach dotyczących podróży w kosmos, raczej wypada mówić o dających do myślenia wizjach Lema lub Asimova, a nie kowbojach walczących z pozaziemskimi dinozaurami. Jednak większość z nas zanim sięgnęła po dzieła zmieniające nasz sposób myślenia, swoje kosmiczne wojaże zaczęła za sprawą trochę innych opowieści. Takich, w których od ważkich pytań istotniejsze były fajne potwory, niebezpieczne roboty i laserowe spluwy. Dzisiaj możemy się z takich rzeczy śmiać, ale ślady dawnych fascynacji nadal czają się gdzieś w sercu. A takie komiksy, jak "Fear Agent" pozwalają wyjść im ponownie na światło dzienne.
Głównym bohaterem "Fear Agent" jest Heath Hudson - ostatni członek ugrupowania, którego celem była obrona Ziemi przed atakiem złowieszczych agresorów z kosmosu. To, że jest jedynym pozostałym oznacza jedno - Agenci Strachu nie podołali zadaniu, a cywilizacja ludzi została przejęta przez najeźdźców. Nasz bohater pałęta się po kosmosie jako najemnik zarabiający na likwidowaniu niebezpiecznych kosmitów, a w wolnym czasie zapija wspomnienia o rodzinie, którą utracił podczas inwazji na swój dom. Przypadkiem dostaje jednak szansę na odwrócenie całej tragedii. Oczywiście szybko okazuje się, że cała sytuacja jeszcze bardziej się plącze, a Heatha czekają między innymi podróże w czasie, klonowanie i starcia z potężnymi mózgami w robotycznych ciałach. A to i tak dopiero początek jego przygód.
Rick Remender i Tony Moore zrobili wszystko, aby swoim komiksem zapewnić czytelnikowi jak największą dawkę kosmicznych atrakcji. Fabuła toczy się w błyskawicznym tempie, główny bohater nie ma chwili wytchnienia, a to wszystko podkręcane jest dzięki dynamizmowi rysunków i sprawnemu operowaniu komiksową narracją. Przez większość albumu przechodzi się bardzo gładko, ale zdarzały się momenty, w których musiałem cofnąć się o kilka stron, bo miałem wrażenie, że coś mnie ominęło i nie do końca odnajduje się w obecnej sytuacji bohatera. Wydaje mi się, że problem wynika z tego, że błyskawicznie idąca do przodu akcja wymaga czasami skrótów fabularnych, przez co na czytelności traci sama historia. Zwłaszcza, że to nie pierwszy raz, kiedy mam taką uwagę do komiksu Remendera (jego "Black Science" strasznie na tym traciło). Na szczęście nie jest to problem, który mocno przeszkadzałby w czerpaniu przyjemności z tej szalonej jazdy.
"Fear Agent" to komiks skierowany do wszystkich, którzy nie wstydzą się czasami oddać bezpretensjonalnej zabawie w stylu najbardziej kiczowatego science-fiction w atmosferze lat 50. i 60. To spełnienie dziecięcych fantazji o podróżach w kosmos, w których lasery robią "pew pew", a wszelkie prawa logiki muszą ustąpić wyobraźni twórców. Nie ma co spodziewać się jakichś głębszych refleksji i poważnych rozważań - chodzi o to, aby ustawić fazery na tryb czystej radości.
Fear Agent
Polska, 2019
Non Stop Comics
Scenariusz: Rick Remender
Rysunki: Tony Moore, Jerome Opena