Jeff Lemire pewnie tego nie wie, ale miał w Polsce wyjątkowo udany rok. "Czarny młot", "Sherlock Frankenstein i Legion Zła", "Łasuch", "Waleczni", "Bloodshot Odrodzenie", "Descender" - to wszystko ukazało się u nas w minionych dwunastu miesiącach i pozwoliło poznać tego wyjątkowego scenarzystę jako osobę o niebanalnym spojrzeniu na temat superbohaterów, postapokalipsy czy science-fiction z akcją osadzoną w kosmosie. "Royal City" jest na tym tle tytułem najbardziej zaskakującym, bo to opowieść... obyczajowa. Nie ma tu żadnego haczyka, choć muszę przyznać, że do ostatniej strony czekałem na nagły zwrot akcji, wkroczenie postaci obdarzonej supermocami albo na jakieś nadnaturalne zjawisko, ale poza okazjonalnie ujawniającym się duchem zmarłego chłopca, nic takiego się nie wydarza.
Większość artystów z obszernym dorobkiem (a Lemire choć dopiero niedawno przekroczył czterdziestkę, napisał i narysował już mnóstwo komiksów, także dla gigantów z Marvela i DC Comics) na jakimś etapie decyduje się stworzyć komiks, który firmują jako swój najbardziej osobisty. "Royal City" jest właśnie takim przypadkiem, ale zapowiedź z okładki: [...] najbardziej ambitny i osobisty projekt w równym stopniu zachęca, co wzbudza nieufność. Można przecież wyłonić pewien stereotyp owych "osobistych projektów", które zazwyczaj podszyte są wątkami autobiograficznymi, mają refleksyjny charakter i odsłaniają emocje autora. Lemire nie jest wyjątkiem, ale snuje swoją opowieść w wyjątkowy sposób.
Zanim jednak o snuciu treści, najpierw "snucie" obrazu. Non Stop Comics dopiero co wydało "Grass Kings", w recenzji którego zachwycałem się akwarelami Tylera Jenkinsa i wspominałem, że rzadko możemy podziwiać tę technikę w komiksie. Teraz muszę odszczekać te słowa, bo niespełna trzy miesiące później ten sam wydawca przedstawił kolejne dzieło oprawione w zbliżony sposób. O ile jednak akwarele Jenkinsa miały dość realistyczny wygląd, o tyle Lemire robi użytek ze swojego charakterystycznego, niemalże kreskówkowego stylu, co w połączeniu z zupełnie nieśmiesznym rodzinnym dramatem tworzy ciekawy kontrast i nieznacznie zmniejsza dawkę realizmu.
Rodzina Pike'ów do złudzenia przypomina rodzinę Crainów z "Nawiedzonego domu na wzgórzu". W obydwu przypadkach mamy borykającego się z twórczą niemocą pisarza, przedsiębiorczą kobietę, uzależnionego od używek nieudacznika, a nawet ducha. U Crainów powodem spotkania po latach jest śmierć jednej z sióstr, u Pike'ów zawał ojca, a wszystkie te postacie z jakiegoś powodu przechodzą życiowe kryzysy i dopuszczają się czynów, które nie pozwalają nazwać ich jednoznacznie pozytywnymi, ale sprawnie skonstruowany scenariusz wymusza na czytelniku empatię. Nie trudno przecież wyobrazić sobie nas samych w identycznych sytuacjach.
Dla wzmocnienia efektu warto sięgnąć po playlistę stworzoną przez Lemire'a we własnej osobie. Znajdziecie na niej między innymi Modest Mouse, The Notwist czy Nick Cave & the Bad Seeds i każdy z tych utworów doskonale obrazuje zdarzenia z kart "Royal City". W kategorii "komiks obyczajowy" to jedna z najciekawszych pozycji 2018 roku i wiele wskazuje na to, że także kolejne miesiące również będą należeć do Jeffa Lemire'a.
Royal City, tom 1: Krewni
Tytuł oryginalny: Royal City, vol. 1: Next of Kin
Polska, 2018
Non Stop Comics
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Jeff Lemire