Jeżeli nie zapoznaliście się jeszcze z pierwszymi pięcioma tomami "My Hero Academia", nie czytajcie ani zdania więcej - będą spoilery. Jeżeli tom szósty i późniejsze wciąż są przed wami, możecie czuć się bezpieczni.
Słynna duńska bajka o szkole założonej przez zwierzęta wykpiwa ocenianie uczniów według jednego klucza, no bo jak wiewiórka może dorównać orłowi w lataniu albo kaczka królikowi w biegu? W szkole ludzkiej dostrzeżenie różnic pomiędzy uczniami jest znacznie trudniejsze - wszyscy mamy podobną budowę ciał i podobny potencjał, a poza Skandynawami niewielu odkryło, jak przemienić te drobne różnice w atrybuty. Kōhei Horikoshi stworzył natomiast rzeczywistość funkcjonującą gdzieś pomiędzy tymi dwiema skrajnościami - jego postacie to ludzie, ale obdarzeni tak wyraźnie odróżniającymi ich cechami, że edukacja oparta o odhaczanie kolejnych punktów programu po prostu nie jest możliwa.
W tomie szóstym możemy złapać oddech po intensywnym festiwalu sportowym, który był czymś na wzór zmagań zwierząt z duńskiej bajki. Czytelnicy mogli dzięki temu poznać indywidualne cechy wielu postaci z odleglejszych planów, a teraz mamy tego bezpośrednią kontynuację - wybieranie superbohaterskich pseudonimów oraz praktyki zawodowe. Zajmuje to ponad połowę tomu, może trochę za dużo, ale w końcówce czeka nas starcie z najciekawszym, bo niejednoznacznie negatywnym przeciwnikiem - Stainem.
Stain, znany także jako Zabójca Bohaterów, to człowiek z ideologią, nihilista, punk w świecie pełnym herosów, którym zarzuca konformizm i pogoń za sławą. Twierdzi, że słowo "bohater" straciło znaczenie, rozmyło się w miałkim środowisku naśladowców traktujących je jak tytuł szlachecki, ale niezaznajomionych z jego prawdziwym znaczeniem. Trochę jak słowo "artysta" w świecie rzeczywistym, a nawet jak słowo "dziennikarz". Co ciekawe, Stain w równym stopniu pogardza Ligą Złoczyńców i traktuje ją jako narzędzie do osiągnięcia celu zdefiniowanego jako "zniszczenie obecnego porządku". To na tyle fascynująca postać, że kradnie każdą scenę i Horikoshi doskonale o tym wiem. W tomie siódmym podkreśla, że Zabójca Bohaterów jest groźny przede wszystkim jako idea, którą łatwo można zaszczepić każdemu, kto z jakiegokolwiek powodu czuje się niesprawiedliwie traktowany czy wykluczony.
To niby drobiazg, a jednak sprawia, że "My Hero Academia" wyróżnia się na tle innych shōnenów. W "Dragon Ball" czy w "Naruto" akcja rzadko jest umotywowana światopoglądem, tutaj poznajemy natomiast nawet postać, która w ciągłej działalności bohaterów (a więc także ciągłym zagrożeniu cywilów) widzi niekończące się źródło dochodów. Nie jest to oczywiście polityczny thriller, ale Horikoshi znajduje zdrową równowagę między czystą rozrywką a zawiłą historią.
Tom siódmy kończy się kolejnym etapem treningu i przypomnieniem, że mimo wszystko to wciąż historia o dojrzewaniu, przyjaźni i dumy ze swojej odmienności. Trochę jak ta duńska bajka, ale uwspółcześniona, wzbogacona tak, aby dostosować się do dzisiejszego czytelnika i skutecznie wpoić mu, że dwója z matmy nie jest oceną za osobowość. Gdyby komiks mógł zostać lekturą, "My Hero Academia" powinno być obowiązkową.
My Hero Academia - Akademia Bohaterów
Tytuł oryginalny: Boku no Hīrō Akademia
Polska, 2018
Waneko
Scenariusz: Kōhei Horikoshi
Rysunki: Hirofumi Neda