Obraz artykułu Siksa. Stabat Mater Dolorosa

Siksa. Stabat Mater Dolorosa

83%

Czołowa przedstawicielka polskiej nie-muzyki, a także wykonawczyni wieli niezapomnianych nie-koncertów powraca z nie-filmem. Jedni znowu parskną i orzekną: "Każdy mógłby robić coś takiego", inni natychmiast wychwycą tę specyficzną szczerość charakteryzującą punkowy bunt przed jego spieniężeniem.

W pierwszej scenie kobieta rozstawia się na straganie na opustoszałym ryneczku. Ma ze sobą winyle, kucyka Pony, piłkę-globus, pistolet, krzyżówkę i inne bibeloty. Dla osoby zaznajomionej z muzyką Siksy kontrast musi być wyraźny (potęguje go zresztą hałaśliwa gitara basowa w tle), dla pozostałych prawdopodobnie wygląda to po prostu na jedno z wielu stoisk, na jakie faktycznie w podobnych miejscach można natrafić. Interes naszej bohaterki kręci się słabo i wtem zjawia się rycerz z "kołczanem" zawieszonym na klatce piersiowej, kupuje płytę (ale CD, bo na winyl nie starczyło), a następnie masturbuje się za winklem, obserwując płomień zapalniczki trawiący jego zdobycz. Wtedy pojawia się tytuł.

 

Podobnie jak o albumie "Stabat Mater Dolorosa" wiele osób mogło powiedzieć (i mówiło), że nie jest to muzyka, tak i o wersji zwizualizowanej to samo grono zainteresowanych (ale nie filmem, tylko wygłoszeniem swojej racji) powie, że nie jest to żaden film, lecz pretensjonalny bełkot. Tych odbiorców uosabia ów mężczyzna, który tak ochoczo przyglądał się płonącej okładce, a jego radość ze zniszczenia w rzeczywistości napędza kolejne działania Siksy, bo im bardziej jej nienawidzicie, tym jest silniejsza. Ale czym właściwie jest ten film?

Kadr z filmu "Siksa. Stabat Mater Dolorosa". Dziewczyna patrzy w obiektyw.

To zobrazowanie muzyki z ostatniego albumu utwór po utworze, w sposób równie surowy i bezkompromisowy. W sposób dowodzący, że każdy, kto z pogardą wyrokował: Jej koncerty to żadne koncerty, tylko performance nie miał racji wyłącznie co do pogardy. Istnieje zresztą specjalny ton głosu zarezerwowany dla wypowiadania słów "sztuka współczesna" - podobny do tego, z jakim niektórzy wymawiają słowa "Żyd" albo "baba" - który automatycznie nadaje im negatywne znaczenie i jeżeli właśnie w ten sposób wypowiadacie "performance", to najlepiej w ogóle do "Siksa. Stabat Mater Dolorosa" nie podchodźcie.

 

Zwolennicy pierwotnej natury performance'u zazwyczaj nie przepadają za jego teatralizacją i dla nich również działalność Siksy może okazać się mniej interesująca, a także niedostatecznie spontaniczna. W moim odczuciu natomiast zamiast zniewalania się konwencją, lepsze jest wykorzystywanie jej do własnych celów, a polityczno-społeczny komentarz Siksy uważam za bezcenny w czasach, gdy nawet punk rock częściej traktuje o żłopaniu piwa i imprezach niż o naszej codzienności. Największe wrażenie wciąż - podobnie jak na płycie - robi "Alper Sapan Forever", utwór o tureckim przyjacielu Siksy, który miał złapać w Polsce oddech, a naciął się na agresywnych rasistów. Obrazują to twardzi zawodnicy MMA z flagami namalowanymi na klatach oraz znicze ustawione w przeciwnym narożniku, choć sądzę, że nie będę odosobniony w przekonaniu o przewadze słowa nad obrazem, ale z tak ciętymi i dosadnymi słowami, jak te wypowiadane przez Siksę, trudno konkurować.

Kadr z filmu "Siksa. Stabat Mater Dolorosa".

Symbolika wykorzystywana przez Siksę i Piotra Macha - z którym nakręciła "Siksa. Stabat Mater Dolorosa" - często bywa bardziej dosłowna, zwłaszcza w ukazywaniu realiów świata przedstawionego, czyli Polski z roku 2018. Jest tradycyjny obiad (schab, ziemniaki, ogórki kiszone, gotowana marchew z groszkiem), jest napój marki Hellena, jest meblościanka kontrastująca z zajmującym niewiele mniejszą powierzchnię telewizorem, jest kult munduru, jest nawet fiat multipla i są parkingi przy stacjach benzynowych, gdzie co noc - jak wesołe miasteczko - powstaje i znika osiedle TIR-ów. Nie ma w tym ani krzty przerysowania, może jedynie uwypuklenie, które sprawia, że to, na co nie zwracamy uwagi, co stanowi naszą codzienność, nagle staje się śmieszne. Inaczej pisząc, to świetny przykład idealnie wyważonej, słodko-gorzkiej satyry.

 

Filmowa adaptacja albumu "Stabat Mater Dolorosa" to swoisty musical czy też jeden z najdłuższych teledysków na świecie, który mógłby uchodzić za dzieło punkowego Davida Lyncha, gdzie prostota przenika się z symbolizmem, komedia z kryminałem i tak naprawdę istnieje nieskończona ilość możliwych interpretacji. Podobnie zresztą jak trzeci sezon "Twin Peaks" skierowany był do bardzo specyficznego, otwartego na eksperymenty z treścią i obrazem widza, tak i do tej produkcji najlepiej podejść tylko z jednym oczekiwaniem - zobaczenia czegoś nieoczekiwanego.


Stabat Mater Dolorosa

Polska, 2018

Cinżki DIY

Reżyseria: Piotr Macha, Siksa


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce