Obraz artykułu Death Kiss. To nie jest Charles Bronson

Death Kiss. To nie jest Charles Bronson

28%

To nie jest Charles Bronson i to nie jest kolejna część "Życzenia śmierci", co warto podkreślić już na wstępie, bo wszystko mogłoby wskazywać na to, że powstał kolejny sequel słynnego filmu zemsty, a odtwórca głównej roli po przeszło piętnastu latach od śmierci jakimś cudem wstał z grobu.

Ten film mógł zrodzić się tylko z jednej myśli - ktoś zobaczył Roberta "Bronziego" Kovacsa, krzyknął: Przecież to klon Charlesa Bronsona!, a instynkt wielbiciela niskobudżetowego filmu klasy B natychmiast wdrukował do głowy gotowy scenariusz. Głowa należała do Rene Pereza, autora przeraźliwie nudnej serii "Playing with Dolls" i kilku innych niezbyt udanych horrorów, ale jego protegowany skradł wszystkie nagłówki, a później zaczęły pojawia się kolejne ciekawostki z jego dotychczasowego życia. Kovacs urodził się na Węgrzech, przez lata pracował jako kaskader w Hiszpanii, na koncie ma także działalność muzyczną, służył w armii, dorabiał jako cieśla... i chociaż nie wiadomo, ile z tego jest prawdą, to zupełnie przeciętne "Death Kiss" stało się dzięki tej otoczce jednym z najbardziej wyczekiwanych filmów akcji, dla wszystkich tych, którzy we współczesnych produkcjach poszukują dawnego czaru kaset VHS.

Okładka filmu "Death Kiss".

Bezimienny bohater "węgierskiego Bronsona" jest - rzecz jasna - mścicielem, którego przeszłości wprawdzie nie poznajemy (chyba, że przyjmiemy delikatną, nieoficjalną sugestię jakobyśmy mieli do czynienia z "Życzeniem śmierci 6"), ale jego prywatna wendetta już dawno temu przybrała rozszerzoną wersję walki w imieniu niewinnych i bezbronnych. Coś na wzór krucjaty Franka Castle z okresu wydarzeń zawartych w komiksie "Punisher MAX". To samotne, zgorzkniałe serce wkrótce zostaje jednak rozpalone przez ciężko pracującą, samotną matkę w wieku, który pozwalałby jej zostać córką naszego antybohatera, a także jej niepełnosprawną córkę. Takie postacie są niezbędne dla nadania większej dramaturgii twardzielowi, który zdaje się być niezniszczalny, a przynajmniej niezbędne wtedy, gdy wysilenie się na oryginalność nie leży w naturze scenarzysty (czyli także Pereza).

 

"Death Kiss" potrzebowało jednego - brutalnej, bezpardonowej rozrywki i poniekąd dostajemy ją, ale po pierwsze w niedostatecznych ilościach, a po drugie w cyfrowej oprawie, a krew z komputera nigdy nie wygląda dobrze (najlepiej odwzorowano ją w zmaganiach innego mściciela - Johna Wicka). Perez popełnia klasyczny błąd twórców niskobudżetowego filmu - ma ambicje. Nie dysponuje zdolną obsadą (największe nazwisko to Baldwin, ale Daniel, więc najmniej utalentowany z braci), nie ma interesującej historii do opowiedzenia, ani nawet środków na to, żeby ciekawie ją przedstawić. Dlaczego więc nie zrobić krwawej rzeźni, która mogłaby dostarczyć ludycznych wrażeń?

Kadr z filmu "Death Kiss". Kobieta i mężczyzna stoją.

Zaczyna się nawet nieźle. Mroczne ulice do złudzenia przypominają te z lat 70., z filmu Michaela Winnera, a w budowaniu atmosfery pomaga młodsza o dziesięć lat syntezatorowa muzyka (także autorstwa Pereza). Szybko okazuje się jednak, że aktorzy i aktorki zostają zmuszeni do rozmawiania, do wielu niepotrzebnych, fatalnych dialogów, a w dodatku Kovacs najwidoczniej nie miał właściwego akcentu i został zdubbingowany w dość nieudolny sposób. Im dalej, tym akcja coraz bardziej przypominają rekonstrukcje wydarzeń z "Magazynu kryminalnego 997", co sprawia, że całkowicie zatarte zostaje wrażenie, że mamy przed sobą sequel, remake czy reboot jednego z najsłynniejszych filmów Bronsona. To jego karykatura, a w dodatku nudna i nieśmieszna.

 

O ile wyjątkowo surowa ocena "Życzenia śmierci" według Eliego Rotha i Bruce'a Willisa wydawała się nieco na wyrost, podyktowana aktualnym trendem do walki z powszechnym dostępem do broni palnej w Stanach Zjednoczonych, o tyle "Pocałunek śmierci" nie ma do zaoferowania nic ponadto, co dostajemy już na plakacie - niedorzeczny pomysł zaangażowania sobowtóra do odtworzenia kultowej roli. Jeżeli jednak nie jesteście oddanymi fanami pierwowzoru, plakat powinien wam w zupełności wystarczyć.


Death Kiss

USA, 2018

Millman Productions

Reżyseria: Rene Perez

Obsada: Robert "Bronzi" Kovacs, Daniel Baldwin


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce