Zbyt często fabuła (komiksu, ale też filmu czy serialu) urasta do naczelnego, a nawet jedynego czynnika wpływającego na ocenę dzieła. Długo można by dywagować nad tym, dlaczego tak się dzieje - może tak jest po prostu łatwiej, może dziennikarze coraz rzadziej zgłębiają tajniki rzemiosła, o którym piszą i po prostu nie wiedzą, na co poza treścią zwracać uwagę. W przypadku "Grass Kings" oprawa wizualna jest jednak niezwykle istotna. To właśnie grafiki Tylera Jenkinsa nadają temu komiksowi unikalny charakter.
Akwarela nie jest techniką pozwalającą na dbałość o szczegóły, ale Jenkins robi z tego atut. W każdej jednej z jego prac kolor stanowi równie istotny składnik, co nienaruszona biel kartki, a już najbardziej osobliwe są sceny retrospekcyjne, gdzie nawet iluzoryczne odzwierciedlanie barw świata rzeczywistego zostaje zaniechane. Czasami cała strona wygląda jakby rozlał się na niej mocno rozrzedzony purpurowy barwnik, kiedy indziej jakby dwukrotnie przeciągnięto po niej pędzlem przy użyciu rożnych kolorów - nie bacząc na kontury, granice kadrów, a już na pewno na realizm.
Oprawa Jenkinsa jest ważna również dlatego, że historia napisana przez Matta Kindta (tego samego, który stoi za wydanym niedawno przez Kboom "X-O Manowar") rozkręca się bardzo, bardzo powoli. Stworzone przez niego Królestwo Traw to jedno z tych charakterystycznych małych amerykańskich miasteczek pełnych tajemnic - w stylu Twin Peaks czy Arcadia Bay - z tym że wygląda raczej na postapokaliptyczną konstrukcję rodem z "Fallout 76" i podobnie jak tamtejsze osady, zaciekle walczy o autonomię oraz niezależność od świata zewnętrznego. Władzom, które zaliczają tereny Królestwa do swoich własnych nie jest to w smak, ale że upomnienie się o swoje grozi konfliktem zbrojnym, patowa sytuacja trwa w najlepsze. Zimną wojnę przerywają wreszcie zdarzenia rodem z solidnego kryminału, a scenarzysta podejmuje słuszną decyzję i nie trzymania czytelników w napięciu przez zbyt długi czas - jeszcze w tym samym tomie dochodzi do brutalnego, choć nieco nieporadnego - bo prowadzonego głównie przez niewyszkolonych cywili - konfliktu.
Na tym etapie historia zdaje się być mocno zainspirowana dokonaniami braci Coen - niby bardzo przyziemna, ale za sprawą specyficznej narracji i oprawy wizualnej sprawia wrażenie odrealnionej. Dochodzą do tego przeniesienia wstecz nie tylko na osi życia bohaterów, ale również w odległą przeszłość samego miejsca. Czasem jest to rok 490, kiedy indziej 1580 albo 1917, ale za każdym razem kontekst pozostaje taki sam - ziemia naznaczona przelaną krwią. Ziemia, które jest tutaj zarazem dodatkowym bohaterem, jak i głównym motorem napędowym fabuły.
Pierwszy tom "Grass Kings" rozbudza ciekawość, ale nie zaspakaja jej nawet w najmniejszym stopniu, co z jednej strony wzmacnia zainteresowanie, z drugiej pozostawia niedosyt i być może gdyby nie tak doskonale dobrane grafiki, wyczekiwanie ciągu dalszego byłoby znacznie łatwiejsze. Warto sięgnąć po ten tytuł chociażby po to, żeby przekonać się, jak wiele możliwości daje sztuka tworzenia komiksu.
Grass Kings, tom 1
Polska, 2018
Non Stop Comics
Scenariusz: Matt Kindt
Rysunki: Tyler Jenkins