Kruk był moim bohaterem okresu pokwitania. Kruk filmowy, bo po tego komiksowego po raz pierwszy sięgnąłem dopiero teraz. Wszystko się wtedy zgadzało - rozemocjonowany młodzieniec w czerni, ścieżka dźwiękowa z jednymi z moich wówczas najbardziej uwielbianych zespołów (Nine Inch Nails, My Life With the Thrill Kill Kult, a do tego najlepsze utwory, jakie kiedykolwiek nagrały Violent Femmes i The Cure) i wątki nadnaturalne, nigdy do końca nie objaśnione, przez co zachowujące tajemniczy charakter. Do tego rzeczywista, tragiczna historia z planu filmowego, gdzie we wciąż niejasnych okolicznościach zastrzelony został Brandon Lee... To wszystko sprawiało, że wracałem do "Kruka" wielokrotnie, ale siłą rzeczy każdy z tych powrotów był trochę mniej intensywny... Aż do teraz, bo komiks to bomba emocjonalna, przy której film zaczyna przypominać zimne ognie.
Chwila przerwy może być potrzebna już po samym wstępie, gdzie O'Barr wyjaśnia, dlaczego postanowił wydać "Kruka" po raz kolejny. Ujawnia kolejną tragiczną historię związaną z tą postacią, tym razem swoją własną i śmierci jego partnerki, za co przez lata obarczał się winą. Z tym dodatkowym ciężarem Eric Draven staje się czarnoromantycznym bohaterem z krwi i kości, bo teraz to już nie tylko fikcja, nie opowieść stworzona na podstawie informacji z gazety (jak przez lata O'Barr utrzymywał), to gorzki obraz rozpaczy autora, bezradności, fantazjowania o zemście i przede wszystkim przepiękny list miłosny do zmarłej ukochanej.
We wstępie O'Barr ujawnia się jako wielbiciel muzyki Joy Division, w komiksie znajdziemy także dowody sympatii dla kotów, a nawet wiersze Rimbauda, Baudelaire'a i własne - brzmi jak zestaw startowy dla młodocianego gota czy emo (w rozumieniu, jakie pojawiło się na początku XXI wieku). Na dodatek sam Eric/Kruk często przemawia wierszem, co - przy całym moim subiektywnym fanatyzmie - nieco trąci pretensjonalnością. Zazwyczaj pojawia się wówczas barokowy szyk przestawny, bo przecież wszystko nabiera poetyckiej głębi, kiedy zmieni kolejność, niemniej zdania typu [...] z wnętrza trzewi krzyk [...] albo [...] seksualnego wręcz bólu, a zwłaszcza: Noc opada na miasto jak dziwka na kolana noszą wyraźne znamiona kiczu. Z drugiej strony kiedy wraca się do Rimbauda w wieku trzydziestu lat, można odnieść identyczne wrażenie.
To specyficzne emocje ściśle związane z młodzieńczą niepewnością własnego miejsca w świecie czy nawet samych zasad, jakimi świat się rządzi, a w dodatku potęgowane przekonaniem, że odpowiedź istnieje i można do niej dotrzeć poprzez tkwienie w rozpaczy, pisanie wierszy z wersami zakończonymi znakami zapytania i wsłuchiwanie się w piosenki tych, którzy przechodzą przez to samo. Zazwyczaj z czasem okazuje się, że tracimy zainteresowanie tymi pytaniami. Większe znaczenie ma własne życie niż poszukiwanie mechanizmów wprawiających w ruch cały wszechświat i pewnie dlatego czytelnikowi po trzydziestce "Kruk" może wydawać się nieco niedojrzały, za bardzo egzaltowany, ale w moim odczuciu O'Barrowi należy się raczej pochwała za tak wiarygodne odzwierciedlenie tego dziwnego stanu ducha, kiedy rozpacz i nadzieja splatają się ze sobą w sposób nie pozwalający dostrzec między nimi żadnego kontrastu.
Podobną dwoistość można dostrzec w rysunkach. W retrospekcyjnych scenach miłosnych są łagodniejsze, rozmazane, jednoznacznie wskazują na czułą relację pomiędzy Erickiem i Shelly (czasami też kotem); w scenach akcji przypominają z kolei ówczesne (1989 rok) standardy w komiksie superbohaterskim. Kruk nieznacznie się różni w tych kadrach od herosów Marvela czy DC. Zaskakujące - przynajmniej z perspektywy dzisiejszych standardów tworzenia komiksów - jest natomiast to, że każda jedna strona powstała bez użycia komputera. We wstępie O'Barr wręcz pogardza takimi metodami, z czym można się nie zgadzać, ale jednocześnie sprawia to, że patrząc na jego cieniowanie, trudno nie złapać się za czoło i nie zadać sobie pytania: Jak on to zrobił?
Bill Maher wykorzystał niedawno śmierć Stana Lee do wygłoszenia absurdalnej tyrady, twierdził, że Donald Trump mógł zostać wybrany na prezydenta tylko w kraju, który uważa, że komiksy są ważne, a w jego odczuciu dorośli powinni wiedzieć, kiedy porzucić komiks na rzecz książek dla dużych chłopców, gdzie nie ma obrazków. Maher powinien sięgnąć po "Kruka". To jeden z tych komiksów, które mogą odmienić sposób myślenia o tym medium. Rewelacyjne dzieło od strony artystycznej, opatrzone niezłą historią przedstawioną w absorbujący, od strony emocjonalnej wycieńczający sposób. Nie muszę chyba dodawać, że to ścisła czołówka najlepszych komiksów, jakie w życiu przeczytałem.
Kruk
Tytuł oryginalny: The Crow
Polska, 2018
Planeta Komiksów
Scenariusz: James O'Barr
Rysunki: James O'Barr