Obraz artykułu Ballada o Busterze Scruggsie

Ballada o Busterze Scruggsie

83%

Bracia Coen wracają na Dziki Zachód za sprawą antologii westernowych opowieści. Jak to bywa w takich przypadkach, nie wszystkie trzymają równy poziom, ale to i tak jedna z ciekawszych produkcji mijającej jesieni.

Złożone z krótkich etiud filmowe antologie to specyficzny rodzaj produkcji, który zazwyczaj okazuje się bardzo niewdzięczny dla ich twórców. W końcu to prawie niemożliwe, aby wszystkie części składowe trzymały równy poziom, a widzowie zazwyczaj i tak zwracają uwagę głównie na fragmenty odstające - w górę lub w dół - od reszty. Zresztą dla oglądających też jest to pewne wyzwanie, bo czy taką składankę powinno oceniać się całościowo, czy jednak po najgorszej lub najlepszej opowieści? To pytanie jest szczególnie ciężkie, kiedy za antologię biorą się tak niepokorni filmowcy, jak Ethan i Joel Coenowie, którym zdarza się zabłądzić w swoich kinowych poszukiwaniach, ale częściej oferują nam prawdziwe majstersztyki. W przypadku "Ballady o Busterze Scruggsie" mamy do czynienia ze wszystkimi tymi przypadkami. Warto mieć na uwadze, że to zbiór scenariuszy pisanych do szuflady przez ostatnie dwadzieścia pięć lat - Coeniowie nigdy nie planowali ich kręcić, ale ostatecznie zostali przekonani przez producenta.

Kadr z filmu "Ballada o Busterze Scruggsie". Bohater przemieżający dolinę.

Składający się z sześciu części film to Coenowska wariacja na temat różnych spojrzeń na kinową mitologię związaną z czasami Dzikiego Zachodu. To nie pierwsze spotkanie z tym tematem, bo w końcu mają już na koncie między innymi remake "Prawdziwego męstwa", a westernowe klimaty były wyczuwalne także w niezapomnianym "To nie jest kraj dla starych ludzi". Natomiast prowincjonalne stany, to element tak często powracający w ich twórczości, że nie ma sensu wymieniać poszczególnych filmów, w których się pojawiają. Wróćmy jednak do krótkiego opisu samych segmentów. Tytułowa "Ballada o Busterze Scruggsie" to pastisz radosnych westernowych opowiastek, takich jak choćby "Lucky Luke" czy popularny kiedyś u nas "Lemoniadowy Joe". Tytułowy bohater to elokwentny i rozśpiewany maniak, który z uśmiechem na ustach morduje każdego, kto tylko powie na niego złe słowo, nie tracąc ani przez chwilę świetnego humoru. To groteskowe połączenie sprawdza się idealnie jako początek intrygującej całości. Następujące potem "Near Algodones" - następna komediowa odsłona westernu, w której grany przez Jamesa Franco rabuś staję się ofiarą kolejnych pechowych zdarzeń. Ta część jest owszem zabawna, ale urywa się jakby nagle i brakuje w niej konkretnego przekazu. To niedopatrzenie nadrabia następna historia, czyli "Meal Ticket", opowiadająca o właścicielu obwoźnego teatrzyku (Liam Neeson), bardzo mroczna i groteskowa. Prawdziwą perłą jest "All Gold Canyon" - fascynujący spektakl jednego aktora w wykonaniu Tom Waitsa grającego samotnego poszukiwacza złota. Przedostatnia historia, w której gwiazdą jest Zoe Kazan, zachwyca natomiast bardzo długo budowaną, nihilistyczną puentą. I stanowiłaby ona genialne zwieńczenie całości, ale potem następuje jeszcze jedna - moim zdaniem zbędna - opowieść.

Kadr z filmu "Ballada o Busterze Scruggsie". Zbliżenie na bohatera.

Fabularnie można mówić o różnicy poziomów, ale pod względem zdjęciowym i muzycznym wszystkie segmenty są zachwycające. To jeden z najpiękniejszych filmów, jakie oglądałem w tym roku. Ciekawe kompozycje, dobre zbliżenia i zapierające dech szerokie kadry ukazujące monumentalną przyrodę (pustynia w "The Gal Who Got Rattled") - wizualna maestria jest tu naprawdę zróżnicowana. Szczególne uznanie należy się natomiast segmentowi "The Martial Remains", który powinien być pokazywany jako szkoleniowy przykład tego, jak za pomocą kolorów można operować nastrojem sceny. Imponujący popis świadomości obrazu.

 

"Ballada o Busterze Scruggsie" ma kilka mankamentów i mniej udanych momentów, ale ostateczny efekt nadal pozostaje znakomity. Coenowie zawarli w tych sześciu historiach esencję swojej twórczości, co oczywiście wiąże się też z kilkoma nieudanymi eksperymentami. Jednak najważniejsze, że znowu możemy obcować z tą niepodrabialną mieszanką komedii z dramatem, nad którą unosi się wyraźna krytyka ludzkiej głupoty oraz przemyślenia dotyczące braku kontroli nad własnym życiem. Ocena poniżej przeznaczona jest dla "normalnych" widzów, bo miłośnicy twórczości niezwykłego rodzeństwa i tak pewnie dodadzą co najmniej pół gwiazdki.


Ballada o Busterze Scruggsie

Tytuł oryginalny: The Ballad of Buster Scruggs

USA, 2018

Netflix

Reżyseria: Ethan Coen, Joel Coen

Obsada: Tim Blake Nelson, Tom Waits, James Franco


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce