W argentyńskim komiksie Mort Cinder jest prominentną postacią, ale choć sam jest bohaterem nieśmiertelnym, to jego cykl wydawniczy trwał zaledwie dwa lata, a po 1964 roku nigdy nie doczekał się kontynuacji - w dobie remake'ów, sequeli i rebootów rzecz wręcz nie do pomyślenia. Kolejnym zaskoczeniem może być to, że komiks znany jest jako dzieło Alberto Breccii, czyli rysownika, a dopiero w dalszej kolejności wspomina się o autorze scenariusza, Héctorze Germánie Oesterheldzie. Na Zachodzie sława zazwyczaj spływa na autorów tekstów, czego najlepszym przykładem jest powszechne uznanie dla Stana Lee i anonimowość Jacka Kirby poza środowiskiem komiksowym. Komu bardziej się należy? Tego nie sposób rozstrzygnąć, ale w posłowiu wieńczącym komiks można znaleźć dowód na to, że Breccia był autorem doprawdy wyjątkowym.
Rysunki Argentyńczyka łączą artystyczną fantazję z użytkowością. Nawet gdyby wydrukować je na najtańszym papierze gazetowym, wciąż nie utraciłyby mocy... A może nabrałyby jej jeszcze więcej? Nawet dzisiaj niewielu rysowników potrafi tak umiejętnie i oryginalnie posługiwać się światłocieniem. Breccia do tego stopnia oddał się pracy nad swoim warsztatem, że - według wspomnień jego córki - często tworzył w niemal całkowitej ciemności, korzystając wyłącznie ze świateł świec, co nie było jednak fanaberią, a praktycznym podejściem do badania wpływów oświetlenia na przedmiot i jego tło. Jak to wygląda na papierze? Czasami dla lepszego kontrastu drzewa pogrążone w ciemności nie przywdziewają szarych odcieni, zamiast tego uderzają nierealistyczną, pomnażającą tajemniczość bielą; kiedy indziej trudno zidentyfikować, jakiego właściwie użyto narzędzie do stworzenia któregoś z kadrów i rzeczywiście nie jest to takie oczywiste, bo Breccia korzystał z między innymi brzytwy czy szczoteczki do zębów...
Formie nie można postawić żadnych zarzutów, a treść? Siłą rzeczy jest niespójna, w końcu to zbiór prac drukowanych na przestrzeni dwóch lat, a ich charakter przypomina odcinki "Z archiwum X" typu "monster of the week", czyli elementem zespalającym są głównie bohaterowie, a same historie można niemal dowolnie przetasowywać bez obaw o utratę istotnych dla rozwoju całej serii informacji. Najciekawiej wypada początek, gdzie prawidła tego mrocznego świata dopiero są przed czytelnikiem odkrywane, a zbiorowy antagonista w postaci ołowianookich błyskawicznie przenosi nas na przełom lat 50. i 60., do ówczesnych filmów grozy pokroju "Inwazji porywaczy ciał", "Wioski przeklętych" czy serii filmów z doktorem Frankensteinem według Petera Cushinga w roli głównej.
W podobnym tonie utrzymana jest historia "Witraż", ale wiele innych skręca raczej w kierunku horroru przygodowego spod znaku współczesnego Scooby'ego-Doo czy Jonny'ego Questa. Dowiadujemy się z nich, że Mort Cinder brał udział w budowie wieży Babel, w latach 20. XX wieku siedział w pilnie strzeżonym więzieniu, a nawet był jednym z trzystu Spartan walczących z Persami pod Termopilami... Brzmi na tanie przechwałki z pierwszej randki, ale Cinder bynajmniej nie chce zaimponować swojemu wiekowemu towarzyszowi, Ezrze, faktycznie w tych wszystkich miejscach był i zabiera nas w mniej lub bardziej udane retrospekcje. Za najsłabszą uznałbym właśnie finał, czyli historię Trzystu, której brakuje nastroju grozy czy nawet nastroju okrutnej batalii, jaki lata później doskonale uchwycił Frank Miller.
W Cinderze najbardziej urzekające nie jest jednak to, że "wszędzie był i wszystko widział", ale jego całkowita przeciętność, pomimo tak wielu przeżyć i tak rozległej wiedzy. Człowiek o bagażu doświadczeń zbieranych przez kilka stuleci powinien mieć wystarczającą wiedzę, żeby stanąć na czele ludzkości i odwieść ją od powtarzania tych samych błędów, a jednak mamy do czynienia z nieco posępnym i tajemniczym pomagierem sprzedawcy staroci, który nie ma ani supersiły, ani żadnych innych mocy, poza powracaniem do życia nawet wbrew swojej woli.
Breccia i Oesterheld stworzyli wyjątkowego - i od strony wizualnej, i scenariuszowej dalekiego od zachodnich standardów - bohatera, który nie zawsze fascynuje w równym stopniu, ale jednocześnie nigdy nie schodzi poniżej poziomu, za którym nie chciałoby się sprawdzać, co wydarzy się na kolejnych stronach. To świetny, realistyczny komiks grozy, który aż prosi się o serialową ekranizację, a skoro doczekały się jej "Koniec zxxxanego świata" albo "Runaways", to dlaczego nie "Mort Cinder"?
Mort Cinder
Polska, 2018
Non Stop Comics
Scenariusz: Héctor Germán Oesterheld
Rysunki: Alberto Breccia