Obraz artykułu Król wyjęty spod prawa

Król wyjęty spod prawa

61%

"Król wyjęty spod prawa" spodoba się głównie miłośnikom historii. To oni docenią rzetelne opracowanie i przymkną oko na papierowe postaci.

Filmy ze znakiem Netflix Original (produkowane lub dystrybuowane przez platformę) zdążyły już nas nauczyć jednej najważniejszej rzeczy - nie powinno pokładać się w nich za dużych nadziei. Owszem, zdarzały się pozytywne zaskoczenia, choćby "Okja", "Opowieści o rodzinie Meyerowitz" czy "Mudbound", ale lista rozczarowań jest o wiele dłuższa. "Mute", "Anon" i "Paradoks Cloverfield" - trzy filmy z jednego gatunku, które pojawiły się na Netflixie w pierwszej połowie roku, to powinno dać pewien obraz problemu. Włodarze internetowego serwisu nie poddają się jednak i ściągają pod swoje skrzydła coraz to nowszych filmowców. Jednym z nich jest David McKenzie, czyli reżyser mający na koncie wstrząsające "Aż do Piekła". Czy jego historyczny "Król wyjęty spod prawa" jest w stanie zmienić negatywną opinię na temat filmowych produkcji sygnowanych logiem wielkiego N?

Kadr filmu "Król wyjęty spod prawa". Rycerze, jeden z nich spogląda w bok.

Opowiedziana w filmie historia stanowi kontynuację wydarzeń znanych kinomanom z "Braveheart" i rozgrywa się niedługo po stłamszeniu rebelii Williama Wallace'a. Tytułowym bohaterem jest tym razem Robert I Bruce, który po początkowym poddaniu się Brytyjczykom, postanowił stanąć na czele rebelii i obwołał się królem wszystkich Szkotów. Sama historia jest całkiem interesująca z militarno-politycznego punktu widzenia. Taktyka przyjęta przez króla Roberta stała w opozycji do kodeksu rycerskiego i wymagała podstępu oraz walki dywersyjnej, dzięki czemu posiadając zaledwie garstkę ludzi, szybko zaczął przechylać szalę zwycięstwa na swoją stronę. Wydaje się, że pod względem oddania realiów historycznych to produkcja, która naprawdę spełnia swoje zadanie. Gorzej niestety ma się sprawa samego głównego bohatera, który jest bardziej wspaniałym zbiorem wszelkich cnót niż człowiekiem z krwi i kości. Trudno go polubić, więc też ciężko kibicować mu w jego wyzwoleńczej misji. Nie dziwota, że grający go Chris Pine wypada niezbyt przekonująco, bo nie miał zbyt wiele materiału do wykreowania ciekawej postaci. Tak samo sprawa ma się z towarzyszami zbuntowanego króla - o większości prawie od razu zapominamy. Dlatego mimo ciekawej historii i rzetelnego trzymania się realiów, trudno zaangażować się w pełni w oglądanie wydarzenia. A w wypadku filmu, który jest typowym "pokrzepiaczem serc", stanowi to dość poważną wadę.

Kadr z filmu "Król wyjęty spod prawa". Rycerze stoją tyłem, naprzeciwko rycerze na koniach.

Fabule filmu McKenziego można mieć wiele do zarzucenia, ale całość i tak broni się dobrze dzięki przepięknie zrealizowanej stronie audio-wizualnej. Oczywiście tym, co robi największe wrażenie są monumentalne plenery, którymi wypełniona jest Szkocja. Majestatyczne góry, rwące nurty rzek czy rozległe pola - ekipa zdjęciowa doskonale wiedziała, jak w pełni oddać magię tych zakątków Wielkiej Brytanii. Tylko dla nich warto postarać się o obejrzenie "Króla wyjętego spod prawa" na telewizorze z odpowiednio dużym ekranem i wszystkimi wizualnymi bajerami. Jednak nie tylko piękno natury świadczy o wysokiej wartości estetycznej filmu. Choć może to złe słowo, bo wrażenie robi tutaj przekonujące oddanie wszechobecnego dla średniowiecza brudu. Wszystko wydaje się upaćkane w błocie, wilgotne i po prostu nieprzyjemne. A największe wrażenie robią zbrojne potyczki - kiedy liczące po kilkadziesiąt wojowników oddziały stykają się ze sobą, trudno mówić tu o bitwach, bo lepszym słowem wydaje się rzeź. Jest krwawo, chaotycznie i bardzo brutalnie - takie wierne oddanie realiów średniowiecznej wojaczki jest bardzo dobrym urozmaiceniem dla ich bardziej romantycznych wizji.

 

"Król wyjęty spod prawa" okazał się zwykłym średniakiem, który ogląda się bez większego bólu, ale trudno o jakieś większe zachwyty. Film na pewno zainteresuje wszystkich miłośników historii, ale widzowie nie lubiący takich produkcji nie znajdą tu niczego, co mogłoby zmienić ich zdanie. A jak się ma to do pytania zadanego na samym początku? Cóż, na tle wielu innych produkcji Netflix Original "Król..." wypada całkiem nieźle i wydaje się dawać nadzieję, że doczekamy się większej liczby filmów, które nadają się do oglądania bez zgrzytania zębów. Może nadal nie brzmi to wyjątkowo zachęcająco, ale przynajmniej nastąpił postęp.


Król wyjęty spod prawa

Tytuł oryginalny: Outlaw King

Wielka Brytania, 2018

Netflix

Reżyseria: David Mackenzie

Obsada: Chris Pine, Rebecca Robin


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce