Jarosław Kowal: Jedną z najdziwniejszych książek, jakie czytałem w dzieciństwie były "Baśnie narodów ZSRR" - historie przypominające wiele innych baśni z całego świata, ale narysowane w tak groteskowy sposób, że trudno było oderwać od nich wzrok. "Wąż" wywołał we mnie identyczne doznania. Twoje inspiracje faktycznie sięgają tamtych czasów i tamtych rejonów?
Katarzyna Zawadka: Świadome inspiracje pochodzą z obecnych czasów. Z drugiej strony literatura obrazkowa, z którą zetknęłam się po raz pierwszy w życiu i której poświęciłam mnóstwo czasu i uwagi w dzieciństwie, pochodziła z czasów, o których wspominasz. Nie widziałam niestety "Baśni narodów ZSRR", ale pamiętam bardzo dokładnie wiele innych wspaniałych ilustracji z tamtego okresu - zarówno polskich, jak i rosyjskich, w które wpatrywałam się godzinami. Wielki wpływ na moją wyobraźnię wywarły też bajki muzyczne Polskich Nagrań, z których część znałam na pamięć. No i oczywiście pierwsze komiksy - "Koziołek Matołek", "Małpka Fiki-Miki", przedziwne "Szare Uszko" i wreszcie genialne utwory Papcia Chmiela i Tadeusza Baranowskiego. Myślę, że echo tych dziecięcych fascynacji może być wyczuwalne w moich pracach.
Po "Węża" sięgnąłem z nastawieniem, że będzie to komiks, ale chyba nazywanie go w ten sposób byłoby dużym nadużyciem? Nie ma tu podziały na kadry, nie ma "dymków"... To chyba bardziej właśnie ilustrowana baśń?
Tak, jest to baśń ilustrowana. Chociaż granice gatunkowe są teraz bardzo płynne, nigdy nie myślałam o tej książce jak o komiksie. Komiks trochę inaczej się projektuje. Może nie być dymków, a nawet kadrów, ale struktura komiksu mimo wszystko jest wyczuwalna. Tutaj to nie występuje.
Jak na dzisiejsze standardy "Wąż" to pozycja zdecydowanie zbyt brutalna dla dzieci - są obcinane kończyny, nagość, krew... ale chociażby "Baśnie narodów ZSRR" wyglądały podobnie i nikt się tym za bardzo nie przejmował. Teraz jesteśmy za bardzo wrażliwi czy wtedy byliśmy niewystarczająco?
Baśnie w prosty i dosłowny sposób ukazują prawdę o człowieku. Za to je uwielbiam. Nie raz mówią o sytuacjach brutalnych. Zazdrość, gniew, pożądanie, okaleczenia czy morderstwo to częste elementy budujące baśniowe intrygi. Warto pamiętać, że kiedyś wcale nie były to opowieści skierowane do dzieci. Dopiero z czasem zaczęto uładzać "niepoprawne" treści, dodawać morały i przeznaczać te historie dla dzieci.
Przyznam się, że tworząc moją książkę, nie za bardzo myślałam, jak zostanie odebrana przez dzieci. Chodziło mi bardziej o przedstawienie historii nieugrzecznionej, w której nie ma bohaterów idealnych. Podobnie było w przypadku mojego komiksu "Głodny Jaś i żarłoczna Małgosia".
Nie mogę się odnieść do "Baśni narodów ZSRR", jednak wydaje mi się, że kiedyś nikt by nie wydał "Węża". W literaturze dla dzieci treści zawierające okrucieństwo pokazuje się w sposób bardziej łagodny, a wyjątkowo drastycznych scen nie ilustruje się w ogóle. Teraz jednak istnieją wydawnictwa, które publikują bardziej niestandardowe pozycje. Z tego, co obserwuję idziemy w kierunku poszerzania granic i pokazywania rzeczy kiedyś niedozwolonych, tak było z komiksem, ilustracją, filmem i tak dalej.
Jaką kategorię wiekową przypasowałabyś "Wężowi"?
Trudno mi to określić. Zapewne jest to błąd - brak określenia targetu danej rzeczy. Nie przemyślałam tego, zrobiłam książkę po swojemu, nie zwracając uwagi na realia rynku i wymogi większości wydawców.
A dlaczego akurat ta historia? Zaczerpnęłaś ją z baśni włoskiej, która w Polsce raczej nie jest znana, ale to poniekąd alternatywna wersja "Kopciuszka"...
Szukałam historii, która byłaby "mięsista" w treści - skrajne emocje bohaterów, okrucieństwo; magiczne zdarzenia, przedmioty lub postacie; nagłe zwroty akcji. W tej bajce znalazłam wszystko, czego potrzebowałam. Chciałam też, żeby była ładna pod względem artystycznym, dlatego zdecydowałam się malować farbami. Niewiele zmieniłam, jeśli chodzi o treść, dlatego zaznaczyłam w książce, że podstawą jest bajka nie mojego autorstwa, chociaż napisałam ją swoimi słowami. W publikacji, w której ją znalazłam było napisane, że jest to bajka włoska. Moim dodatkiem jest interpretacja obrazem, która niezupełnie koresponduje z treścią literacką. Niby wszystko się zgadza, ale nie jest zbyt bajkowo. A na pewno nie jest tak, jak można by oczekiwać po bajce. Koniec nie jest zbyt szczęśliwy, a ci bohaterowie, którzy - jak wynikałoby z narracji - powinni być dobrzy i szlachetni, wcale tacy nie są.
Mam wrażenie, że czarnym charakterem jest tutaj także królewicz, który niby zakochuje się od pierwszego wejrzenia, ale tak naprawdę dopiero na widok diamentów, a w dodatku nie zauważa nawet, kiedy jedna siostra zastępuje drugą. Później natomiast bez skrupułów pali na stosie te złe siostry... Dzisiaj chyba nikt nawet nie odważyłby się przedstawić takiego bohatera?
Tak, królewicz, który zgodnie z bajkowym schematem, powinien być szlachetny, tutaj jest małostkowy i nieczuły, ale i najmłodsza siostra - którą według schematu należałoby uczynić tak piękną, jak i dobrą - ma sporo za uszami, do tego nie jest zbyt urodziwa. Co więcej, tytułowy wąż nie bardzo wzbudza zaufanie i przyjazne odczucia. Jedyna pozytywna - zdawałoby się - postać to bohater poboczny, pasterz. Jednak też do końca nie wiadomo, jakie naprawdę kierowały nim motywy i czy w jakiś sposób nie wykorzystał dziewczyny znalezionej w lesie.
To nie twoja pierwsza wariacja na temat baśni, wcześniej było "Głodny Jaś i żarłoczna Małgosia". Będą kolejne?
Uwielbiam robić wariacje utworów już istniejących, interpretować je w inny sposób. Na razie nic nowego się nie szykuje, jednak elementy baśniowe - czy może lepiej nierzeczywiste - na pewno będą pojawiać się w moich pracach.
Przepraszam, jeżeli to zbyt osobiste pytanie, ale czy byłaś jednym z tych dzieci, które rówieśnicy i ich rodzice postrzegają jako "dziwne", czyli inne niż pozwalają na to standardy?
Wbrew pozorom byłam całkiem normalnym dzieckiem, poza tym, że trochę odrealnionym, bo przebywałam bardzo dużo w świecie własnej wyobraźni. Żyłam jednocześnie w dwóch różnych światach - tym realnym i tym wyobrażonym. Taka niegroźna schizofrenia [śmiech].
Zapytałem o to, bo masz bardzo osobliwy styl i rysowania, i pisania - pomieszanie okrucieństwa z niewinnością, mroku i wyrazistych kolorów. Zawsze tworzyłaś w ten sposób czy dopiero na jakimś etapie ukształtowałaś takie podejście?
Podejście to samoistnie się ukształtowało w czasie mojej drogi twórczej. Zaraz po studiach artystycznych przestałam się zajmować twórczością własną, zarzuciłam to. Po latach wróciłam pod wpływem utalentowanych artystów zagranicznych - głównie z kręgów alternatywno-undergroundowych - których prace w sieci pokazała mi moja przyjaciółka i artystka, Kinga Janiak. Całymi dniami siedziałam, patrząc w ekran i chłonęłam te cuda. Poznałam komiks alternatywny; inne niż znałam, podejście do ilustracji; oryginalne łączenia różnych elementów obrazu; nietypowe zestawienia. Szybko zrozumiałam, że to jest to, co chcę robić. Zaczęłam pracować nad własnym stylem, odkrywać na nowo swój temperament artystyczny. Myślę, że mój sposób przedstawiania opiera się w dużej mierze na pokazywaniu przenikających się skrajności, o których wspomniałeś. Z naciskiem na ukazanie tych brzydkich, nieakceptowalnych, ukrywanych i wypieranych przez nas aspektów. Pragnę pokazać, że wszystkie te skrajności istnieją na równych prawach w jednym człowieku, sytuacji czy utworze. W interpretacji bajek przełamuję schematy tego gatunku, staram się zaskoczyć czytelnika i zadziałać wbrew jego oczekiwaniom.
Jeśli chodzi o konkretne nazwiska i style, które na mnie najbardziej wpłynęły, był to komiks undergroundowy - amerykański (Rory Hayes, Mark Beyer, Charles Burns), europejski (Max Andersson) i japoński (Hideshi Hino, Kazuo Umezu) oraz współcześni ilustratorzy (ATAK, Hennig Wagenbreth, John Broadley). Plus malarstwo i miniatury z okresu średniowiecza i renesansu.
Myślę, że polski komiks jest obecnie w bardzo dobrej kondycji. Z perspektywy autorki też tak to odbierasz? Co ewentualnie warto byłoby jeszcze zmienić?
Tak, uważam, że polski komiks ma się bardzo dobrze, a nawet więcej - ma się coraz lepiej. Obserwuję rozwój tego gatunku na przestrzeni kilku lat. Widzę, jak moi koledzy i koleżanki po fachu ewoluują wraz z kolejnymi projektami. Do tego pojawiają się też nowe, zdolne osoby. Nie raz dostrzegam w twórczości różnych twórców pozytywne wpływy ze świata na przykład mangi. Co ważne, jest to inspiracja świadoma i twórczo przetrawiona.
Co warto zmienić? Moim zdaniem zawsze warto doskonalić formę, a także szukać nowych rozwiązań formalnych czy reżyserskich, próbować stosować nietypowe ujęcia i połączenia. Według mnie obraz jest najważniejszym elementem komiksu. Sama zaczynam poznawanie danego komiksu od oglądania go. Jeśli artystycznie mnie zadowala, zagłębiam się dalej.
A nad czym aktualnie pracujesz?
Obecnie kończę nieduży projekt - około dwudziestu stron - który wkrótce opublikuję. Punktem wyjścia do niego były hasła tegorocznego Inktobera, z których ułożyłam opowieść. Do tego mam w głowie dłuższą historię, którą trzeba dopracować scenariuszowo, a potem zabrać się za rysowanie.
fot. Michał Cypis Oksiński