Wydawnictwo Mandioca podjęło się bardzo szlachetnej misji, jaką jest sprowadzanie na polski rynek komiksów autorów pochodzących z Ameryki Południowej. Jest to zadanie o wręcz pionierskim charakterze, bo mowa tu nie tylko o autorach o ustabilizowanej marce, ale też o początkujących czy wręcz debiutantach. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z olbrzymim kontynentem, więc są to poszukiwania wymagające naprawdę dużej wiedzy i umiejętności. Członkowie wydawnictwa mają jednak do tego prawdziwy talent i potrafią wyłapać perełki, o których w inny sposób nigdy byśmy się nie dowiedzieli. W ten sposób do Polski zawitał właśnie "Ye", wspaniały komiks zaledwie dwudziestosześcioletniego Brazylijczyka - Guilherme'a Petreci.
Co właściwie oznacza ten enigmatyczny tytuł? Ye to jedyna sylaba, którą jest w stanie wypowiedzieć główny bohater, więc została uznana za jego imię. Młody niemowa mieszka w małej wiosce, gdzieś na rubieżach swojego świata. A jest to kraina ponura i smutna, bo rozegrała się w niej "Wojna o kolory" z demonicznym Królem bez Barw. Pragnący spokoju mieszkańcy czasami wciąż są nękani przez jego wysłanników. Pewnego dnia na osadę spada bomba, która zmienia się w czarnego kruka, po czym znika. Pozostaje po nim jednak ślad w postaci pióra, a jego właścicielem zostaje Ye. Jest to równoznaczne z klątwą, bo wszystko, co należy do Króla musi do niego wrócić. Młody chłopak zostaje więc wysłany w podróż, której celem jest odnalezienie wiedźmy potrafiącej zdjąć z niego zły urok. Fabuła urzeka typową dla baśni prostotą i służy symbolicznemu przedstawienie kolejnych etapów w drodze do oswojenia siedzących w każdym z nas lęków. Ye przeżywa przygody i spotyka ciekawe postaci, a wszystko to idealnie oddaje schemat klasycznej "podróży bohatera". Jest to jednak opowiedziane z takim polotem i delikatnością, że nie można mówić o żadnej nudzie, czy korzystaniu z ogranych schematów. Co najważniejsze, komiks ten idealnie nadaje się także dla młodych czytelników, bo przedstawione w nim prawdy są bardzo uniwersalne.
Fabuła to wielka zaleta "Ye", ale ustępuje olśniewającej stronie wizualnej. To jeden z najpiękniejszych albumów, jakie miałem szczęście podziwiać w tym roku. Czarno-białe, utworzone z krótkich kresek plansze raz zachwycają swoim rozmachem i szczegółowością, aby zaraz zaintrygować i rozbudzić wyobraźnię swoim minimalizm. Wielokrotnie zatrzymywałem się na dłużej, aby tylko się w nie wpatrywać. Wypływa z nich pewien rodzaj nostalgicznego smutku, który wypełnia człowieka specyficznym spokoju. To coś więcej niż rysunki, to małe dzieła sztuki, które nadal sprawdzają się świetnie w komiksowej narracji.
"Ye" ma się ochotę powtórzyć już kilka chwil po zakończeniu lektury. Rzadko zdarzają się dzieła, w których fabuła i grafika tak doskonale ze sobą współgrają i wzajemnie wyciągają z siebie dodatkowe znaczenia. To jedna z tych historii, które wydają się przenikać człowieka do cna i w jakiś sposób zmienić go na stałe. Prosta, bardzo mądra i przepięknie narysowana książka, która zasługuje na swoje miejsce wśród najlepszych pozycji komiksowego medium. Przy okazji jej dość rzewny klimat idealnie wpisuje się w aktualną atmosferę za oknem. Koniecznie musicie ją poznać.
Ye
Polska, 2018
Mandioca
Scenariusz: Guilherme Petreca
Rysunki: Guilherme Petreca