Jakiś czas temu fandom obiegła informacja o tym, że studio Trigger ("Kill la Kill", "Little Witch Academia") założyło konto na portalu Patreon w celu dofinansowania swoich produkcji. Ruch ten spotkał się raczej z krytycznym przyjęciem - ani nie można ocenić, w czyje kieszenie fundusze trafią (a wątpliwe, by poprawiły los najbardziej niedocenionych - animatorów), ani Patreon nie jest platformą mogącą sfinansować całą serię anime.
Bycie animatorem w Japonii to jedno z gorzej płatnych zajęć. Niektóre źródła mówią o stawkach wynoszących połowę średniej krajowej pensji za jedenaście godzin pracy dziennie i to dla ludzi z doświadczeniem. W przypadku, gdy większość pracodawców płaci za ilość narysowanych klatek, a nie zatrudnia na etat oznacza to pójście w ilość, a nie jakość. W idealnym świecie niedorobione rysunki byłyby nieprzyjmowane lub poprawiane przez reżyserów animacji, niestety tutaj wchodzi największa bolączka przemysłu anime - brak czasu.
Obecnie istnieje w Japonii kilkanaście większych studiów animacyjnych oraz wiele mniejszych, pojawiających się czasem tylko na parę sezonów. Razem wypuszczają one co sezon ponad czterdzieści serii, do tego OVA, filmy i inne projekty (na przykład reklamy). Pamięć fanów jest krótka - liczy się najnowszy hit, aktualnie emitowany serial oraz ciągłe zapotrzebowanie na nowy materiał. Żeby zapewnić firmie płynność finansową, studia potrzebują cały czas nowych produktów, a najlepiej nawet materiał na sezon. Niestety liczba osób mających odpowiednie umiejętności, by tworzyć anime jest ograniczona. W sytuacji, gdy większość osób w branży zatrudnia się na umowy zlecenie, nierzadko zdarza się, że najbardziej rozchwytywani ludzie pracują przy kilku projektach na raz, nie mogąc się przez to odpowiednio skupić się na żadnym z nich. Gdy najlepsi specjaliści są całkowicie zapracowani, studia muszą sięgnąć po mniej utalentowanych pracowników, a w ostateczności do kogokolwiek, kto w danym momencie ma czas. Rezultat jest nie tylko taki, że z przymusu przy anime zdarza się pracować ludziom prawie z ulicy, w niezgranych zespołach, ale także taki, że najlepsi w branży nie mogą wykorzystać swojego potencjał w pełni.
Na tym problemy się nie kończą. Jeśli ktoś wyobraża sobie, że w Japonii - podobnie jak na przykład przy tworzeniu amerykańskich kreskówek - gotowe odcinki czekają czasem miesiącami na publikację, będzie rozczarowany. W znakomitym "Shirobako", opowiadającym właśnie o tworzeniu anime od kulis, pojawia się wątek, w którym ekipa produkcyjna w pośpiechu dostarcza ostatni odcinek swej serii nadawcy, ledwo chwilę przed emisją. Niestety w rzeczywistości jest to wcale nie tak rzadki przypadek. Nie bez powodu anime wypuszczane na DVD są często znacznie ładniejsze i bardziej dopracowane niż wersje puszczane w telewizji. Dopiero po emisji całości anime nadchodzi czas, kiedy twórcy mogą poprawić serię na tyle, by w ogóle odpowiadała ich standardom. Rozmowa z ekipą twórców "Yuri!!! On Ice" z numeru 05/2018 magazynu Animate pokazuje, jak bardzo dramatyczne mogą być najbardziej gorące momenty tworzenia anime:
Abiko: Gdzieś po drodze doszło do tego, że gdy mieliśmy wolne ręce, pomagaliśmy przy jakimkolwiek ujęciu, do którego się dorwaliśmy.
Tatenaka: Też mieliśmy problemy. Dodatkowo spotkania informacyjne także odbywały się w pośpiechu i zdarzało mi się zapomnieć, do czego byłem przydzielony i gdy potem pytano mnie, jak daleko jestem przy danej scenie, wybuchałem zrozpaczonym: "GWAH". [...]
Tatenaka: Nawet nie mieliśmy czasu dopytywać innych, jak im idzie. W tym sensie, że gdy zaczynało się pytanie: "Jak ci idzie", nie zdążyło się wypowiedzieć nawet: "Jak".
Itou: Patrząc na gotowy produkt, to naprawdę zagadka, jak udało się puścić tę serię bez żadnych wpadek!
Problemy organizacyjne w anime to kwestia, która szkodzi wszystkim stronom. Nie tylko nie dostajemy idealnego produktu (albo nawet porządnego), ale dzieje się to przy utracie zdrowia i marnowaniu potencjału wspaniałych twórców. Wpompowanie większej ilości pieniędzy w branżę to tylko jedno z możliwych rozwiązań, które nie zmieni wiele, jeśli nie pójdzie w parze z uporządkowaniem kwestii organizacyjnych
Istnieją w tej sytuacji także pozytywne przykłady. Wyjątkowym studiem jest Kyoto Animation ("Hibike Euphonium", "Violet Evergarden"), znane między innymi z zatrudniania większości swoich pracowników na etat i niekorzystania z freelancerów spoza studia. Owoce takiej polityki widać w seriach - dopracowanych pod względem audiowizualnym do najdrobniejszego szczegółu. Dojście do tego miejsca zajęło studiu z Kioto wiele lat innowacyjnych i odważnych kroków, jednak bez tego żadna zmiana nie jest możliwa.