Honor to doskonałe narzędzie fabularne. Przy jego użyciu łatwo wyjaśnić niezliczone niedorzeczności, nadludzkie siły bohaterów umożliwiające pokonywanie wszelakich trudności, determinację pozwalającą przenosić góry. Od dekad korzystają z tego twórcy filmów wojennych, samurajskich, westernów, a nawet filmu klasy B, choć z rożnymi intencjami i różnym efektem. Honor w wydaniu Jana Jakuba Kolskiego ma jednak źródło w prawdziwych wydarzeniach, jest częścią historii jego własnej rodziny, a więc natychmiast przylgnęła do niego etykieta "filmu osobistego". Taka mieszanka powinna ścinać z nóg - osobisty film o honorze zbudowany na bazie rzeczywistych wydarzeń. Wykonanie okazuje się jednak do bólu przewidywalne i niekonsekwentne w prowadzeniu narracji.
Małżeństwo głównych bohaterów zostało zainspirowane babcią i dziadkiem reżysera, którzy faktycznie postanowili przetransportować ciało zmarłego syna w miejsce godne pochówku. Istotną różnicą jest natomiast to, że cel ten nie został nigdy osiągnięty, więc w historycznych wydarzeniach zakorzeniony jest jedynie początek i ta część "Ułaskawienia" prezentuje się zdecydowanie najciekawiej - dramat rodziców jest przejmujący, a ich motywacja wiarygodna. Znacznie gorzej wypada wyobrażenie Kolskiego o tym, jak mogłoby wyglądać zakończenie historii, gdyby jego przodkowie dopięli swego. Przypomina to bardziej laurkę niż autentyczną walkę z przeciwnościami losu.
Jak przystało na film o honorze, więcej tu poetyckości niż realizmu. Zwłoki wiezione w drewnianej trumnie nawet po zetknięciu z wartkim strumieniem nie wykazują żadnych oznak rozpadu gnilnego, nie zostają zniekształcone przez zbierające się gazy, nie widać na nich nawet smug dyfuzyjnych, a tak znakomita konserwacja to efektu użycia wyłącznie wapna i dosłownie kilku kawałków lodu, które jakimś cudem udaje się odnaleźć w jednej z wsi. Podobnych nonsensów jest tu znacznie więcej, a największy uosabia uratowany przez małżeństwo Jurgen. Jego wdzięczność jest tak wielka, że w kryzysowej sytuacji przeobraża się w prawdziwego nadczłowieka. Kiedy pada koń, sam zaczyna ciągnąć wóz, oświadczając przy tym dramatycznie: "Nie jestem człowiekiem, jestem koniem". Nie robi na nim wrażenie nawet stroma droga wiodąca pod górkę... Idealny kandydat na nowego członka Avengers.
Nie tylko treść, ale i forma przynosi wiele rozczarowań. Kolski nie potrafi zdecydować, czy wolałby stworzyć przejmujący dramat, czy czarną komedię. Po tych wszystkich trudnych przejściach nagle sięga po kamerę 16mm i stroi sobie żarty z babci mieszkającej przez całą zimę w igloo (zbudowanym zresztą z samego śniegu, co nie mogłoby okazać się tak trwałą konstrukcją), z księdza-spowiednika mamroczącego niezrozumiałe treści, z dziadka trenującego się w szermierce na wypadek wojny... To właściwie drugi film, a w dodatku jeszcze gorszy od pierwszego.
"Ułaskawienie" niewątpliwie było potrzebne Kolskiemu, znacznie mniej potrzebne jest natomiast widzom, którzy będą potrzebować ogromnych pokładów empatii, aby odnaleźć w tej fatalnie napisanej, nierzeczywistej i niepoprawnie romantycznej historii jakąkolwiek wartość.
Ułaskawienie
Polska, 2018
Wytwórnia Doświadczalna
Reżyseria: Jan Jakub Kolski
Obsada: Grażyna Błęcka-Kolska, Jan Jankowski