Obraz artykułu 43. FPFF: Juliusz

43. FPFF: Juliusz

60%

Zapowiadany jako komedia "Juliusz" ostatecznie wydaje się filmem trochę poważniejszym. Owszem dużo tutaj dowcipu, ale najmocniej czuć frustrację i zniechęcenie głównego bohatera.

Muszę oddać ludziom odpowiedzialnym za kampanie reklamową "Juliusza" to, że wykonali kawał naprawdę dobrej roboty. Udało im się zakotwiczyć film w masowej świadomości na sporo czasu przed premierą i sprawili, że ludzie oczekiwali na niego skuszeni zapowiedzią komedii, która stoi w kontrze do typowych, polskich przedstawicieli tego gatunku. Z zapowiedzi wyłaniała się wizja historii, której bliżej do "Dnia świra" i innych filmów o polskich frustratach niż kolejnym mdłym romansidłem z tymi samymi aktorami. Ostatecznie okazuje się, że mamy do czynienia z czymś odrobinę poważniejszym i nie zawsze zabawnym. I właśnie na tym "Juliusz" zyskuje najbardziej.

 

Tytułowy bohater to neurotyczny czterdziestolatek, który ewidentnie nie odnajduje się w życiu. Pracuje jako jedyny nauczyciel plastyki w szkole, gdzie nikogo nie obchodzi jego przedmiot, od uczniów zaczynając, a na zblazowanym dyrektorze kończąc. Chciałby zostać zawodowym rysownikiem, ale nie ma odwagi i motywacji, aby rozesłać swoje prace do wydawców. I jest jeszcze Juliusz senior - niepoprawny sybaryta, który pomimo drugiego zawału, nie przestaje imprezować i latać za spódniczkami, za nic mając obawy syna. Jednak w życiu bohatera pojawia się światełko nadziei w postaci Doroty - właścicielki kliniki weterynaryjnej, która jest w szóstym miesiącu ciąży. Jak to w takich historiach bywa, życie Juliusza się komplikuje (pojawia się klasyczny dla polskiej komedii motyw bandyterki), ale ostatecznie wyjdzie mu to na dobre. Pod tym względem mamy do czynienia z klasycznym schematem komedii romantycznych w imię zasady "od zera do normalnego człowieka".

Kadr filmu "Juliusz". Mężczyzna trzyma drugiego mężczyzne. Kobieta trzyma w dłoniach jego twarz.

Już dwa razy użyłem słowa komedia, ale wynika to raczej z wcześniej wspomnianej kampanii promocyjnej próbującej w ten sposób sprzedać film, który w ostatecznym rozrachunku jest bardziej smutny niż zabawny. "Juliusz" najlepiej i najbardziej naturalnie wypada właśnie w tych poważnych momentach, kiedy scenarzyści próbują pokazać jego znerwicowanie i brak sił na walkę oraz skomplikowaną relację z ojcem nie zwracającym uwagę na jego troskę. W tej warstwie mamy do czynienia z naprawdę ciepłym, nie aż tak banalnym filmem. Gorzej sprawdza się natomiast ta komediowa otoczka. Owszem, jest tu sporo zabawnych scen, ale twórcy za często uderzają w dowcip à la "Dzień świra", w którym brakuje energii i ciętości filmu Koterskiego. Na skutek tego obserwujemy bohatera zachowującego się jak dupek w akompaniamencie żartów polegających na rzucaniu bluzgami (choć klasycznie, widownię to bawi). Między tymi dwiema warstwami "Juliusza" czuć wyraźny rozdźwięk i w czasie seansu można zastanawiać się, czy autorzy sami wiedzieli, jaki film chcą stworzyć. Możliwe, że to kwestia za dużego zespołu scenarzystów, gdzie za dialogi osobno odpowiadał duet Abelard Giza i Kacper Ruciński.

Kadr filmu "Juliusz". Uśmiechnięta kobieta patrzy przed siebie.

Nie jest jednak tak, że "Juliusz" jest filmem nieudanym, ma sporo naprawdę przyjemnych elementów. Do plusów na pewno trzeba zaliczyć grę aktorską, zwłaszcza Wojciecha Mecwaldowskiego, który odgrywa głównego bohatera z dużą delikatnością i charyzmą. Cieszy też ciągle trzymający świetną formę Jan Peszek, ale warto zwrócić uwagę na cichego bohatera filmu, czyli rysunki i animacje tworzone przez Juliusza. W ich roli pojawiają się prace narysowane przez znanego polskiego komiksiarza, Roberta Sienickiego. Jego karykaturalna kreska dodaje całości oryginalnego charakteru i szkoda, że nie pokuszono się o więcej rysowanych stawek.

 

"Juliusz" jest filmem, który podobnie jak główny bohater, nie do końca wie, co ze sobą zrobić. Trochę się miota między konwencjami i nie może się zdecydować, w której mu najlepiej. Jest to nieco męczące, ale zdarzają się momenty, kiedy wszystko zaczyna do siebie pasować i wtedy otrzymujemy naprawdę fajną produkcję. Szkoda jednak potencjału, bo można było z tego wszystkiego wyciągnąć o wiele więcej. Twórcom należy się jednak szacunek za próbę zrobienia czegoś więcej niż kolejną, bliźniaczą komedię romantyczną. Pierwsze wyniki oglądalności wskazują na to, że widownia także jest gotowa na takie eksperymenty, co może dawać nadzieję, że za jakiś czas doczekamy się ich więcej i w ponownie otrzymamy naprawdę udaną polską komedię.


Juliusz

Polska, 2018

Gigant Films

Reżyseria: Aleksander Pietrzak

Obsada: Wojciech Mecwaldowski, Jan Peszek


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce