Sikora nakręcił "Autsajdera" tak, jakby faktycznie był przekonany, że podobnych filmów jest niewiele. Problem w tym, że niemal w każdej scenie powiela klisze, które widzieliśmy już dziesiątki razy. Czy więc przekonanie to wynika ze świadomego lub nieświadomego zakrzywiania rzeczywistości, czy może reżyser czerpie z chmury gromadzącej najpowszechniejsze pomysły powtarzane przez ludzkość i wierzy w wyjątkowość swojego dzieła? Nie da się tego rozstrzygnąć, ale pewne jest to, że rezultatem jest film bardzo słaby, nieprzemawiający własnym językiem, a jedynie kompilujący cytaty z artystycznych wypowiedzi innych twórców.
Fajki trzymane z tak przymusowo wywoływanym luzem, że odbierają palącemu resztki naturalności; wszechobecny brud i mrok, dialogi o niczym wymamrotane przez oszpeconych charakteryzacją, strudzonych bohaterów - znamy to doskonale, to opis stereotypowego polskiego filmu konkursowego. To perspektywa, zgodnie z którą wszystko, co ohydne uszlachetnia i nie ma niczego piękniejszego od umorusanego menela z popękaną twarzą wpychającego szluga pomiędzy pożółkłe kikuty przypominające o dawnym uzębieniu.
Franek (Łukasz Sikora) ma w tym paskudnym świecie wyjątkowego pecha, bo chociaż polityka zupełnie go nie interesuje, to właśnie ona zainteresowała się nim. W wyniku pomyłki i zbiegu okoliczności trafia na przesłuchanie, gdzie odbiera kilka solidnych batów i... to tyle. Napięcie rośnie, niemalże słychać, jak składa obietnicę dorównania brutalnością do chociażby "Przesłuchania" Ryszarda Bugajskiego, po czym zamiast kulminacji, dostajemy ukręcenie karku. Fabule.
No nic, Franek trafia jednak do więzienia, a tutaj pojawia się kolejna galeria pięknie szpetnych postaci, więc może oni zaserwują mu wycisk porównywalny z koszmarnymi scenami z "Symetrii"? Nic z tego. Nawet niezbyt rozgarnięty Krystian, który sprawia wrażenie jakby aż piekły go pięści, okazuje się poczciwym dresiarzem o złotym sercu. No dobra, ale później jest jeszcze przeniesienie do innego zakładu i… Tym razem to już istna sielanka, niemalże wakacyjny obóz z grupą przyjaciół.
Absolutnie nic nie wywołuje w tej historii emocji, a w dodatku trudno zrozumieć, dlaczego śledzimy losy Franka jeszcze przez dwadzieścia minut po tym, jak opuszcza więzienie. Błąka się, rozmawia z bliskimi osobami, wyprowadza psa na spacer... Nie ma to żadnego sensu, poza desperacką próbą dobicia do dziewięćdziesięciu minut, które pozwolą zakwalifikować film jako pełnometrażowy.
Na domiar złego cała ta nieciekawa historia została sfilmowana w równie nieangażujący sposób. Obiektyw często śledzi każdy ruch postaci, podąża za ich dłońmi jakby obawiał się, że widz nie zrozumie tego, co poza kadrem, a w jeszcze innych scenach to właśnie widz staje się “obiektywem” i zostaje zmuszony do obserwowania wydarzeń z perspektywy głównego bohatera. Samo w sobie nie musi być to złe, ale w "Autsajderze" zostało wykonane w bardzo mierny sposób.
Trudno wskazać na jakieś pozytywne strony "Autsajdera". Może tylko tyle, że wytrwanie do końca seansu nie jest aż tak bolesne, bo co rusz pojawia się nowa nadzieja, że za chwilę będzie ciekawiej, że ta cała nieporadna konstrukcja prowadzi do interesującego finału. Nadzieja ta nigdy nie zostaje jednak spełniona, a opuszczaniu sali kinowej towarzyszy poczucie zmarnowanego czasu.
Autsajder
Polska, 2018
Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych
Reżyseria: Adam Sikora
Obsada: Łukasz Sikora, Dorota Pomykała