Film "Noc oczyszczenia" to jeden z najciekawszych przykładów współczesnego kina klasy B. W czterech dotychczasowych odsłonach udało się - w różnym stopniu - zmieścić elementy horroru (zwłaszcza pierwsza część), elementy kina akcji (końcówka ostatniej części), a zarazem wymieszać kicz z celnym komentarzem społecznym. Nie jest to cykl wybitny, ale nie jest to także strata czasu. Szkoda, że o serialu nie można napisać tego samego.
Koncept serii powstał z emocji. James DeMonaco i jego żona o włos uniknęli wypadku samochodowego, po czym pani DeMonaco stwierdziła, że chciałaby mieć możliwość zabicia jednej osoby bez ponoszenia konsekwencji. To dało panu DeMonaco podwaliny pod scenariusz oryginalnej "Nocy oczyszczenia" i w filmie z 2013 roku czuć te emocje. To prosta historia, ale trafnie ukazująca ścieranie się archetypów - porządnej rodziny z przedmieść, bezdomnego przedstawiciela mniejszości rasowej, zblazowanych, nowobogackich dzieciaków, a także zakłamanych mediów, które nawet najbardziej sromotną porażkę potrafią przekuć w sukces. Przeniesienie tych realiów na serial wyglądało na dość prosty zabieg, zwłaszcza jeśli uwzględnimy budżet pierwszej części (trzy miliony dolarów) i porównamy z budżetem pilota "Gry o Tron", który według różnych źródeł wynosił od pięciu do dziesięciu milionów. Nic jednak nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać.
Wystarczy już jedna z pierwszych scen - buchający testosteronem mężczyzna wpada do ośrodka zajmującego się osobami uzależnionymi od alkoholu i narkotyków, próbuje znaleźć siostrę, ale opiekunka, do której się zwraca jest zbyt zajęta konstruowaniem barykad przed nadchodzącym "oczyszczeniem". W rozmowę wtrąca się syn opiekunki, zgrywa odważnego, ale nieznajomy twardziel opowiada mu historyjkę o żołnierzach trzymających się za ręce, bo "naukowo udowodniono", że w ten sposób można zwalczyć strach. Chłopieć się uśmiecha, matka się uśmiecha i voilà - dostęp do wszystkich informacji dotyczących siostry nagle staje się możliwy.
To skrajnie niedorzeczna, fatalnie zagrana scena i niestety nie jest przypadkiem odosobnionym. Obydwa odcinki naszpikowane są podobnymi popisami "mydlanego" aktorstwa, które może nawet dałoby się wybaczyć, gdyby akompaniowała im jakakolwiek rekompensata charakterystyczna dla serii, czyli albo satyra, albo interesujące starcie pomiędzy poprzebieranymi "czyścicielami". Niewielka ilość akcji z pierwszego odcinka jest zrozumiała - to wprowadzenie do historii, która łącznie ma potrwać ponad sześc i pół godziny. W drugim odcinku dzieje się jednak niewiele więcej, a te kilka marnych scen akcji przede wszystkim rozśmiesza nieporadnością aktorów.
Masek właściwie nie ma, a jeśli pojawiają się, to wyglądają gorzej od worka, który Jason Voorhees nosił w drugim "Piątku Trzynastego". Dyskusje na tematy moralne są płytkie, jak debaty studentów pierwszego roku filozofii. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda, którą zniosą chyba tylko najbardziej oddani zwolennicy "Nocy oczyszczenia". Ja po tych dwóch odcinkach mam dosyć.
Noc oczyszczenia
Tytuł oryginalny: The Purge
USA, 2018
New Line Cinema
Twórca: James DeMonaco
Obsada: Gabriel Chavarria, Jessica Garza, Lee Tergesen