Obraz artykułu To Hell and Back: The Kane Hodder Story

To Hell and Back: The Kane Hodder Story

68%

Kane Hodder to Jason Voorhees. Niewielu pamięta nazwiska innych odtwórców tej kultowej postaci, choć postawny kaskader z Kalifornii przyjął rolę dopiero w 1988 roku, przy siódmej odsłonie cyklu. To właśnie jego pełnej wzlotów i upadków historii serwis Dread Central poświęcił pierwszy film dokumentalny własnej produkcji.

Hodder wcielił się w Jasona zaledwie cztery razy, ale jako jedyny ciężko pracował nad utrwaleniem więzi ze swoją postacią. Z dumą nosił maskę hokejowego bramkarza, po dziś dzień pojawia się na horrorowych konwentach w całych Stanach Zjednoczonych i można go wręcz nazwać ambasadorem marki, o którego producenci powinni zabiegać, o ile nowy "Piątek trzynastego" kiedykolwiek powstanie (na przeszkodzi wciąż stoją zawiłości prawne i niekończące się batalie o prawa do korzystania z wizerunku mordercy z Crystal Lake).

 

"Piątki trzynastego" z udziałem Hoddera nie uchodzą za najlepsze (powiedzmy to wprost - uchodzą za najgorsze), ale sam Jason Voorhees ewoluował w nich w jeszcze bardziej przerażającego, opętanego szaleństwem psychopatę, któremu nic nie może stanąć na drodze. Ten Jason gra w swoja gierkę na kodach, jest nieśmiertelny, a jego jeden cios potrafi urwać łeb (jak nie wierzycie, to zobaczcie "Piątek trzynastego VIII: Jason zdobywa Manhattan"). Osiągnięcie tego efektu ma źródło w prostym zabiegu opatentowanym przez Hoddera - graniu oddechem.

Kadr ekranizacji "To Hell and Back: The Kane Hodder Story".

Jak wiadomo, Jason Voorhees milczy. Nie da się też grać mimiką, kiedy twarz przysłania maska, ale świeżo zaangażowany odtwórca roli - wtedy już powszechnie szanowanego - mordercy za wszelką cenę chciał nadać mu nieco więcej osobowości. Wreszcie wpadł na banalny pomysł - nabieranie głębokich wdechów, przy których ramiona wyraźnie unoszą się i opadają. Niby nic, a jednak przypominająca dotąd manekina postać stała się dzięki temu bardziej nieobliczalna i wściekła, sprawiała wrażenie gotowej do rzucenia się na ofiarę i rozszarpania jej na kawałki. Fani to pokochali, Hodder też to pokochał i boleśnie zniósł upokorzenie, jakim było obsadzenie Kena Kirzingera we "Freddy kontra Jason" w 2003 roku.

 

Droga do stworzenia mariażu "Piątku trzynastego" i "Koszmaru z ulicy wiązów" była długa i kręta. Mówiono o tym przez lata, a na pewnym etapie Hodder otrzymał nawet scenariusz, co odebrał jako zaproszenie do współtworzenia filmu (bo jak inaczej to odebrać?). Ostatecznie bez słowa wyjaśnienia został jednak odsunięty od projektu, co wywołało u niego ciężkie, depresyjne stany. W jednej z wypowiedzi zamieszczonych w dokumencie twierdzi nawet, że było to doświadczenie równie bolesne, co zmaganie się z konsekwencjami poparzenia. No właśnie, poparzenie...

 

Ten tragiczny wątek zajmuje dużą część "To Hell and Back: The Kane Hodder Story". W dużym skrócie - w 1977 roku Hodder chciał zaimponować pewnej reporterce kaskaderskim numerem, ale coś poszło nie tak, jak powinno i jego ciało stanęło w płomieniach. Jakby tego było mało, w głowie Hoddera seniora zapisał się obraz kolegów, z którymi służył w Wietnamie i ich późniejsze uzależnienia od środków przeciwbólowych, więc postanowił oszczędzić tego synowi... który w efekcie musiał znosić niewyobrażalnie wielki ból. Zapadające się żyły, infekcje, nieprzestrzeganie zasad BHP, historie o służbie zdrowia, przy których "Botoks" to komedia romantyczna - tak, w Stanach Zjednoczonych też to mają. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że reżyser zatrzymuje się na tym temacie zbyt długo. Szczególnie nieciekawie wypada spotkanie po latach pomiędzy Hodderem a jego ówczesnym lekarzem. Ten pierwszy zapewnia, że dziękuje mu nie dla podsycenia ekranowego dramatyzmu, ale dokładnie to robi, przez co na chwilę stajemy się widzami "Trudnych spraw".

Dwóch mężczyzn, kobieta i dziecko stoją, mężczyźni trzymają broń.

Jeszcze mniej wiarygodnym momentem jest próba przekonania widzów, jakoby Hodder był solidnym aktorem dramatycznym. Jego gra w pełnym makijażu, pod maską, z protezami doczepionymi w przeróżnych miejscach na całym ciele jest unikalna. Mało kto potrafi spod tak grubej warstwy efektów specjalnych wykrzesać emocje, ale nie da się wybronić przekonania o tym, że jest to świetny aktor także bez całej tej otoczki. W pewnym momencie Hodder z dumą mówi, że nigdy nie pobierał lekcji aktorstwa, a rzemiosła nauczył się poprzez obserwowanie innych (z podkreśleniem sceny odegranej wspólnie z Charlize Theron w "Monster") - to niestety widać. Role Eda Geina i B.T.K. - dwóch seryjnych morderców - które są tu prezentowane jako coś głębokiego i świetnie zagranego, w rzeczywistości są dość miałkie. Mam wielką sympatię do tego człowieka, ale nie dam sobie wmawiać takich bredni.

 

Historia wielkiego powrotu zapoczątkowanego przez serię "Topór" czy specyficzna otoczka konwentowa wraz z wypowiedziami innych stałych bywalców takich wydarzeń (Bruce'a Campbella, Elivry, Roberta Englunda, Sida Haiga) to ciekawsze momenty "To Hell and Back: The Kane Hodder Story", mam jednak wrażenie, że ostatecznie nie ma w tej biografii aż tylu interesujących wątków, żeby blisko dwugodzinny film mógł utrzymać uwagę bez chwili znużenia. To raczej ciekawostka dla najwierniejszych fanów "Piątku Trzynastego", którą wszyscy inni równie dobrze mogą bez żalu pominąć.


To Hell and Back: The Kane Hodder Story

USA, 2018

Masterfully Macabre Entertainment

Reżyseria: Derek Dennis Herbert

Obsada: Kane Hodder, Robert Englund, Sean S. Cunningham


Oddaj swój głos:


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce