Obraz artykułu Frail Jonny: Patrzę na swoje życie jak na ciąg rozmów

Frail Jonny: Patrzę na swoje życie jak na ciąg rozmów

Czerwiec 2022 roku - wtedy po raz pierwszy spotkałam Jonnego, właśnie rozpoczął kilkumiesięczną podróż po Europie. Okazało się, że jest muzykiem, niezłym skrzypkiem, ma dar do opowiadania, a w dodatku - jak się później przekonałam - potrafi zainspirować. W trakcie kolejnej podróży - tym razem dookoła świata - pisał i wydawał nową muzykę, notował przemyślenia i opisywał przygody, które niebawem zostaną wydane w formie podcastu.

Barbara Skrodzka: Kiedy podróżowałeś po Europie, nie przypuszczałam, że wrócisz tutaj, by rozpocząć podróż dookoła świata. Nie zapominasz przy tym o muzyce, którą przedstawiasz pod wieloma postaciami - czy to we współpracy z innymi, w spontanicznym koncercie w domu, czy w rozmowach. Wróćmy jednak do początku - kiedy w twojej głowie pojawił się pomysł, by zacząć tworzyć pod nazwą Frail Jonny?

Jonny Wright: Muzyka jest częścią mojego życia od naprawdę długiego czasu. Kiedy miałem siedem lat, zacząłem grać na skrzypcach razem z trojgiem mojego rodzeństwa. Zajmowaliśmy się głównie muzyką klasyczną i improwizacją. Kiedy miałem dwanaście lat, zacząłem komponować własne piosenki i odtąd zawsze było to bardzo ważnym aspektem mojej działalności. Byłem mocno zaangażowany w tworzone wtedy utwory, mimo że z nikim się nimi nie dzieliłem. Chyba z niczego innego nie byłem tak bardzo dumny w całym swoim życiu.

 

Prowadziłem segregator, w którym skrupulatnie umieszczałem wydrukowane teksty, dodając adnotacje z symbolami akordów, a potem po prostu grałem je w kółko. Dopiero w liceum zacząłem nagrywać muzykę. Używałem do tego małego ręcznego rejestratora audio o bardzo słabej jakości dźwięku. Rezultaty były dość szorstkie, to była najgorzej brzmiąca muzyka, jaką kiedykolwiek słyszałem [śmiech]. Czułem się tym sfrustrowany, dlatego nie zagłębiałem się w ten temat. Później studiowałem wprawdzie muzykę, ale po pewnym czasie moje zainteresowania zaczęły przesuwać się w kierunku filmu, filozofii i historii sztuki. Muzyka wciąż była obecna, ale zeszła na dalszy plan. Dopiero po ukończeniu studiów magisterskich i po tym, jak zaczęła się pandemia, a także po rozstaniu z narzeczoną, kiedy nie miałem nic do roboty i nie mogłem nawet czytać albo koncentrować się na codziennych czynnościach, zacząłem pisać intensywniej i z dużą dozą emocji.

Teksty były wcześniej dla mnie ważne, ale znajdowały się raczej na drugim miejscu. Dopiero przeżycia związane z rozstaniem i zerwanymi zaręczynami sprawiły, że stały się o wiele mocniejsze. Chciałem powiedzieć coś nie tylko muzyką, ale połączeniem muzyki i słów. Tak więc ten projekt rozpoczął się od zbioru piosenek, które pojawiły się w przypływie emocji podczas pierwszych kilku miesięcy pandemii. Aby stanąć na nogi, przeprowadziłem się do Asheville w Północnej Karolinie, gdzie mieszkałem z rodzicami przez kilka miesięcy. Kiedy byłem na wsi, codziennie biegałem po pobliskich wzgórzach i polach, chodziłem na długie spacery, nucąc i śpiewając nowe melodie.  

 

Komponowałeś wszystko w głowie?

Tak powstawały całe piosenki. Podczas tych spacerów byłem w stanie wymyślić cały utwór - tworzyłem melodię i tekst, a później wracałem do domu i tego samego ranka nagrywałem to. W przypadku ostatniego utworu z EP-ki "Afterlives, Vol. 1"skończyło się na tym, że zrobiłem dziewięćdziesiąt procent piosenki podczas spaceru, a ostatnie dziesięć, czyli dotarcie do finalnego brzmienia, z którego byłem naprawdę zadowolony, zajęło mi około sześciu miesięcy. Sporo czasu poświęciłem też improwizacji z gitarą. Moim ulubionym miejscem do nagrywania była łazienka, bo miała dobry pogłos. Późno w nocy, z piwem w ręce, zamykałem się w niej i grałem w wannie. Nagrywałem jeden utwór po drugim. Następnie tygodniami skrupulatnie wszystko przeglądałem i robiłem notatki na temat każdego z utworów, by sprawdzić, czy coś tam jest, czy coś chwyta mnie za serce i w dużej mierze odpowiedź brzmiała: Nie. Większość piosenek na EP-ce pochodzi z tych improwizowanych sesji.

Które utwory z EP-ki wciąż w tobie rezonują?

Zdecydowanie "What Happened To Your Coat". Naprawdę lubię tę piosenkę. Myślę, że zgłębiłem w niej coś, czego nie podejmuje wiele utworów. Bardzo lubię też "Our Secrets" - to prosta piosenka, w której nie ma wielu warstw i podoba mi się to, że niesie emocje w ten przystępny sposób.

 

Niektóre utwory dotyczą przykrych chwil z twojego życia - nie sprawiają, że przypominasz sobie o nich i przeżywasz je ponownie?

Są połączeniem prawdziwych zdarzeń z mojego życia z pewnymi fantazjami i scenami, które moim zdaniem powinny się wydarzyć, które chciałbym, żeby się wydarzyły lub których obawiałem się. Pozwalam tym fantazjom rozwijać się i prezentuję je, bo nie wierzę w zasadę, że to, o czym opowiadasz w swojej twórczości musi pochodzić z bezpośredniego doświadczenia. Myślę, że w dużej mierze chodzi o zbiór uczuć i emocji oraz sposób, w jaki są przenoszone przez muzykę. Dla mnie najskuteczniejsze jest czasami mieszanie snów i rzeczywistości, dotarcia do sedna nie poprzez dosłowność, tylko poprzez swobodne skojarzenia. Czasami są to obrazy wyraźnie związane z wydarzeniami z ostatniego tygodnia, innym razem nie wiem, skąd pochodzą, ale ufam, że coś za nimi stoi i jeśli mnie poruszają, tyle wystarcza. Nie szukam niczego więcej niż poczucia, że coś do siebie pasuje i współoddziałuje na poziomie wykraczającym poza muzykę i tekst.

 

Utwory, które mi pokazałeś - w większości jeszcze nieopublikowane - są bardzo różnorodne i dziwne.

Ostatnie dwa lata były dla mnie czasem wielu eksperymentów i zabawy z różnymi sposobami nagrywania oraz komponowania. Nie nastawiałem się na konkretny rodzaj projektu, pozwoliłem sobie na tworzenie muzycznych obiektów. Korzystałem z własnego domowego studia, które dawało mi czas i przestrzeń na tworzenie o dowolnej porze dnia. Zainwestowałem wiele czasu w te eksperymenty, choć nie wiedziałem, dokąd mnie zaprowadzą i czym się staną. Czułem się tak, jakbym patrzył na dorastające dzieci, z którymi nie wiesz, co się wydarzy w przyszłości. Kiedy masz pięćdziesiątkę dzieci, część z nich może umrzeć po drodze, przenieść się do Chin i nigdy nie wrócić, niektórych z nich nigdy już nie zobaczysz. Było wiele ofiar, piosenek, którym się nie udało, ale starałem się nie przykładać zbyt dużej wagi do nich. Chciałem raczej zobaczyć, w jakim kierunku to pójdzie.

 

Dzięki takiemu nastawieniu, poszedłem w bardzo różnorodnych kierunkach. Zrobiłem przegląd utworów i wybrałem te, które chciałem wypuścić w świat, a później okazało się, że cały nagromadzony materiał muzyczny rozpadł się na cztery różne smaki. Nie nazwałbym ich różnymi gatunkami, ale są to bardzo różne rodzaje brzmień. Niektóre z nich były bardziej akustyczne, używałem gitary klasycznej, smyczków. Inne były nastawione na syntezatory i beat. Manipulowałem dźwiękami w naprawdę dużym stopniu i wyciągałem je daleko od oryginalnych źródeł. Planuję wydać cztery EP-ki, dwie już się ukazały. Każda z nich jest inna. Jestem tym naprawdę podekscytowany. Uważam też za niemożliwe, by ktokolwiek poza mną polubił wszystkie te piosenki. Są zbyt różnorodne, ale dla mnie jest to naprawdę fajny aspekt, w którym gust słuchaczy będzie odgrywał dużą rolę i albo to do nich przemówi, albo nie.

 

Co jeżeli znajdzie się osoba, której spodobają się wszystkie utwory z tych EP-ek?

Powiedziałbym, że prawdopodobnie ma problem i zapytałbym, czy nie chce ze mną o czymś porozmawiać albo od razu wysłałbym ją do terapeuty [śmiech].

Podróże przeniknęły do twojej muzyki.

W trakcie tworzenia tych utworów wybrałem się w czteromiesięczną wycieczkę po dwudziestu różnych krajach Europy. Dzięki temu, że w głównej mierze autostopowałem, poznałem wielu wspaniałych ludzi. Chciałem zobaczyć, jak w to wszystko wkomponuje się muzyka, czy po drodze będą pojawiały się okoliczności, które pozwolą mi na jej tworzenie. Jest to zupełnie inne podejście niż to, które miałem w przeszłości. To wspaniałe uczucie być zależnym od zewnętrznych okoliczności, które decydują o tym, jaką muzykę można stworzyć w danym momencie.

 

Po drodze miałeś okazję pracować z innymi muzykami, w Warszawie byli to między innymi Sören Sieg czy Jules Jones. Dokąd zaprowadziły cię te współprace?

Z Sörenem Siegiem pracowaliśmy nad kilkoma akustycznymi wersjami moich piosenek, głównie nowych. Wspaniale było zrobić coś z tak utalentowanym pianistą, kompozytorem i aranżerem. Ciekawym doświadczeniem była chociażby sama rozmowa o tych utworach z muzykiem klasycznie wykształconym, bo przez ostatnie pięć lat koncentrowałem się bardziej na świecie muzyki współczesnej. Z Julesem Jonesem i Samem Akiną pracowaliśmy nad kilkoma demami do filmu muzycznego, czego wcześniej nie robiłem na taką skalę. Zanurzenie się w tej formie było dla mnie prawdziwą nauką i czuję, że poszerzyło mój sposób myślenia o muzycznym punkcie kulminacyjnym albo o tym, co oznacza ekscytacja i rozwój poprzez różne zmiany i punkty zwrotne w piosence.

Większość moich współprac nie była w ogóle muzyczna. Po prostu podróżowałem bez instrumentu. Nie zabrałem ze sobą nawet słuchawek, więc w ogóle nie słuchałem muzyki i nie tworzyłem jej zbyt wiele. Czułem pewnego rodzaju pustkę, jakby czegoś mi brakowało. Ale jednocześnie byłem zmuszony do kontaktu z otaczającymi mnie odgłosami miasta. To również było bardzo ważne doświadczenie - zostałem postawiony w różnych sytuacjach dźwiękowych, nad którymi nie miałem kontroli. Bywało tak, że czułem się samotny bez muzyki, ale to też mnie poruszało. Otworzyło moje uszy i sprawiło, że zacząłem doceniać kontekst, w którym dźwięk może być świadomie konstruowany i kształtowany, a nie tylko słyszany. Dzięki temu, doceniłem większą różnorodność kontaktów muzycznych.

Mam nadzieję, że tym razem masz przy sobie słuchawki?

Mam [śmiech]. To nieco zmieniło moją podróż. Nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej. Na pewno łatwiej jest uciec od kontekstu, w którym się w danej chwili znajduję, czego nie chcę też robić zbyt często. Zacząłem słuchać audiobooków. Słuchanie ich podczas spaceru po mieście jest dla mnie znacznie bardziej angażujące, mogą być inspiracją do napisania nowej muzyki.

 

Nie myślałeś o tym, by nagrywać podcast i opowiadać o własnych historiach z podróży?

Chciałbym, byłoby to naprawdę fajnie, ale jestem ostrożny w formowaniu oczekiwań wobec moich podróży - zdarzają się okresy, kiedy nie mam żadnych pomysłów i interesujących obserwacji. A potem są inne chwile, kiedy jest obficie i trafiam w przestrzeń, w której mogę myśleć płynnie i jasno. Martwiłbym się, że gdybym zobowiązał się do czegoś takiego, konieczne okazałoby się regularne składanie sensownych myśli, a bywa, że z powodu wyczerpania, braku snu albo stresu nie jestem w stanie tego zrobić.

 

Masz jakiś sposób, by zachować swoje obserwacje chociażby dla siebie?

Mój rytuał polega na tym, że sporo piszę. W zeszłym roku miałem notatnik, w tym roku jest nim mój telefon. Gdziekolwiek jestem, mam tendencję do chodzenia do kościoła, siadania tam i zapisywania kilku pomysłów albo jakichś wydarzeń. Te małe rytuały są naprawdę ważne. Chciałbym, żeby inni byli w nie zaangażowani, bo w tej chwili są bardzo samotne. Fajnie byłoby zaprosić więcej osób do rozmowy, która byłaby nagrywana albo do napisania razem piosenki, wiersza czy prozy. Myślę, że byłby to dobry sposób na nawiązanie kontaktu z ludźmi.

Co ma dla ciebie największą wartość podczas tej podróży?

Patrzę na swoje życie jak na ciąg rozmów, są dla mnie niezwykle ważne. Są tym, co wywołuje u mnie zmiany, dzięki czemu podejmuję ważne decyzje i działania. Same decyzje nie są tak ważne, jak rozmowy, które do nich prowadzą. Możliwość komunikowania się z wieloma osobami z różnych środowisk i kultur jest dla mnie najcenniejsza, pozwala na poszerzenie perspektywy. Później mogę przekazywać dalej słowa, które usłyszałem, co tworzy specyficzny dialog pomiędzy mną a grupą innych ludzi. Jestem jak przewodnik dla tych pomysłów, dzięki czemu obce sobie osoby w pewnym sensie rozmawiają ze sobą. W tej chwili jestem główną osobą, która czerpie korzyści z tych doświadczeń, ale chciałbym, żeby inni mogli z tego skorzystać i zobaczyć ciągłość oraz rozwój, które kształtują się w tego rodzaju wymianie poglądów.

 

Super jest łączyć ludzi. Dzięki temu, że zaprosiłeś mnie na koncert u Sörena, poznałam wiele osób, z którymi teraz się przyjaźnię.

Tworzenie sieci jest bardzo istotną szansą na uczenie się. Niedawno przeczytałem książkę "Odszkolnić społeczeństwo" autorstwa Ivana Illicha, w której napisał o modelu edukacji opartym na zestawie takich zasobów, jak materiały, rówieśnicy i mentorzy. Oczywiście dostęp do materiałów jest ważny jeśli chcesz zgłębić temat, ale dostęp do rówieśników, którzy są zainteresowani podobnymi rzeczami jest kluczowy. Także mentorzy, których wiedza sięga dalej niż twoja są bardzo cenni. Pomysł Illicha na utopijny system edukacyjny polegał na tym, że łączy się rówieśników i mentorów z materiałami, a reszta dzieje się, dzięki ich wspólnym zainteresowaniom.

 

Tak właśnie funkcjonuje dla mnie ta podróż. Szukam rówieśników i mentorów, ludzi, którzy mają podobne lub inne zainteresowania i którzy chcą podążać tą samą ścieżką z kimś innym. Dla mnie te zainteresowania obejmują filozofię, kino, historię i teorię kina, historię sztuki. Nadal nie mam zbyt dużej wiedzy na temat większości z nich, ale przynajmniej byłem w stanie rozwijać się w obszarach, które mnie pociągają. Jest to bardzo satysfakcjonujące, ponieważ przekłada się bezpośrednio na tworzenie muzyki. Chcę, aby moja muzyka była wielowymiarowa i napędzana także przez inne media i inne rodzaje przeżywanych doświadczeń. Myślę, że wszystkie te rzeczy są ze sobą powiązane. Dziwny sposób na podróżowanie, prawda? Nie sądzę, aby te cele były celami większości podróżników, ale dla mnie jest to forma edukacji.

Zastanawiam się, czego cię ta roczna podróży nauczy i jaką wiedzę posiądziesz.

Trudno stwierdzić, co tak naprawdę wiem, bo nie znam zbyt wielu faktów. Jeśli poprosisz mnie, żebym opowiedział o rodzajach zwierząt występujących w krajach, po których podróżowałem, to będę w stanie co najwyżej opisać wygląd zwierzęcia. Nie znałbym jego nazwy. Dla mnie duża część tej nauki to nie tyle nauka zbierania faktów o świecie, ponieważ jest zbyt wiele faktów, które są powszechnie dostępne, a z których nie korzystam. Chodzi bardziej o opinie i lepsze zrozumienie wartości innych ludzi, sposobów w jaki je realizują. Tego nie zmierzysz za pomocą wykresów i słupków. Najlepszym sposobem jest po prostu rozmowa i słuchanie.

 

Który kraj jest ci najbliższy?

Podczas podróży po Europie naprawdę spodobała mi się Polska. Wiele osób, które poznałem tutaj spotkałem później ponownie. Ciągłość tych przyjaźni wiele dla mnie znaczy, uwielbiam słuchać opinii ludzi z Polsce. Podoba mi się to, jak ludzie są opiniotwórczy i zaangażowani. Spędziłem dobry czas także w Rumunii, Bułgarii, Turcji, Albanii i Bośni i Hercegowinie. Najbardziej zżyłem się z Bałkanami i Europą Wschodnią.

 


fot. Joanna Guy


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce