Wojciech Michalak: Trzydzieści lat temu underground był silny dzięki wymianie taśm i drukowanym zinom. Skoro dzisiaj internet niemal całkowicie zabił obydwa, co sprawia, że podziemna scena wciąż jest tak bardzo zjednoczona?
Simo: Myślę, że obopólnym interesem jest większe zagłębienie się w to, co nas interesuje i samodzielność, kiedy nikt inny nie podejmuje podobnych działań. Przynajmniej na poziomie lokalnym. Internet może być dobrym narzędziem do łączenia się z ludźmi o podobnych poglądach i do wyszukiwania muzyki, ale underground zawsze będzie żywy dzięki osobom, które tworzą na przykład ziny i nagrania albo organizują koncerty.
Death metal ewoluował i rozwinął się w ciągu ostatnich trzech dekad, ale wciąż istnieją takie zespoły jak wasz, które trzymają się pierwszych lat gatunku. Co sprawia, że oldschoolowy death metal jest dla was bardziej fascynujący niż późniejszy okres w historii tej muzyki?
Santtu: Jestem pod większym wrażeniem makabrycznego brudu niż komputerowego brzmienia i grania tak szybko, jak to tylko możliwe i technicznych kompozycji robionych na pokaz. To po prostu często brzmi jak gówno.
Łatwo jest wychwycić w waszej muzyce inspirację crust punkiem. Przyszło to wam naturalnie czy od samego początku przyjęliście, że Unearthly Rites nie będzie bać się od czasu do czasu skoczyć w inną stronę?
Santtu: Myślę, że wywodzi się to z naszej przeszłości, głęboko zakorzenionej w scenie hardcorowej/punkowej i kulturze DIY. Niczego się nie boimy [śmiech].
Simo: Naprawdę nie sądzę, żebyśmy podążali w szczegółowo zaplanowanym kierunku. Santtu jest głównym autorem tekstów, zakładam zatem, że utwory są raczej kombinacją wpływów niż odzwierciedleniem określonego stylu. Dzięki temu na albumach różne zagrywki są odrobinę niekonwencjonalne w stosunku do tego, czym "powinny być".
Zaskoczyło mnie, że zagraliście z Beherit - jak do tego doszło?
Sisli: Trochę magii i trochę pomocy ze strony Profanation Booking, dzięki którym nasza trasa również doszła do skutku.
Santtu: Tak, stało się to możliwe dzięki Profanation Bookings, ale ostatecznie to Beherit wybiera zespoły, które otwierają ich koncerty.
Każdy z was ma przynajmniej dwa inne zespoły, jakie są więc wasze priorytety? Nazwalibyście Unearthly Rites pobocznym projektem?
Santtu: Unearthly Rites to mój główny zespół. Gram także w grindcore'owym Praise i w ultra-doomowym Frogskin, poza tym biorę udział jeszcze w paru innych projektach.
Sisli: Obecnie prowadzę dość odizolowane życie w środku lasu, co oznacza, że jest mało miejsca dla zespołów. Czas i zasoby, jakie posiadam na muzyczną ekspresję, poświęcam Unearthly Rites.
Simo: Moim głównym zespołem jest i będzie Dome Runner, ale jednocześnie jestem zaangażowanym w wiele różnych projektów. "Projekt poboczny" to trochę złe określenie na coś, na czym w pełni się skupiasz i wkładasz w to swoją duszę. Oczywiście wszystko zależy od mojego kalendarza i kiedy mam mniej, a kiedy więcej czasu na różnego rodzaju aktywności. Unearthly Rites pozostaje priorytetem nawet wtedy, gdy nie skupiam się na nim przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Każdy z nas w jakiś sposób ma istotny wkład w tę muzykę, to nie jest tak, że ktoś tworzy, a reszta po prostu coś odgrywa.
Za produkcję najnowszego albumu byli odpowiedzialni Simo i Tapio. Dlaczego zdecydowaliście się zrobić to sami? Czy uważacie, że miksowanie własnej muzyki jest większym czy mniejszym wyzwaniem niż praca z innymi zespołami?
Tapio: Sesja nagraniowa albumu przebiegła szybko i sprawnie. Ponieważ robiłem już wcześniej sesje dla innych zespołów Simo i współpracowaliśmy przy kilku nagraniach, on także ma umiejętności rejestrowania nagrań analogowych. Dość szybko opracowaliśmy piosenki, grając na żywo na gitarze i perkusji, podczas gdy Simo siedział w reżyserce. Niedługo później mieliśmy kolejną sesję nagrywania wokali. Myślę, że znacznie łatwiej jest działać we własnym studiu, bo wizja tego, jak chcemy, żeby brzmiał nasz album, stała się całkiem jasna dla każdego z nas jeszcze przed sesjami. Poza tym świetnie się bawiliśmy podczas pracy w studiu
Krąży wiele stereotypów na temat Finów, którzy są bardzo powściągliwi i introwertyczni. Oczywiście stereotypy nie mają wiele wspólnego z prawdą, ale zastanawiam się, czy znacie jakieś stereotypy na temat innych krajów?
Sisli: Nie przejmujemy się stereotypami ani narodowościami. Być może takie wrażenie jest też kwestią tego, że mamy teraz w Finlandii najbardziej prawicowy rząd, jaki kiedykolwiek mieliśmy, a to oznacza, że atmosfera jest przesycona wszelkiego rodzaju negatywnymi opiniami, w tym także opiniami o innych narodowościach i mniejszościach. Nie ma już miejsca na te naiwne, zabawne stereotypy bez nietolerancyjnych zamiarów, które być może istniały już wcześniej.
Simo: Wolę nie zakładać niczego o kimkolwiek. Niezależnie od tego, czy mowa o narodowościach, czy czymkolwiek innym. Dla mnie najważniejsze jest poznanie innych przez komunikację i wzajemne zrozumienie.
Fiński death metal jest czymś wyjątkowym do tego stopnia, że wielu fanów kupuje albumy w ciemno w oparciu o kraj pochodzenia i gatunek. Co nadaje mu charakterystycznego stylu i pozwala na utrzymywanie tak wysokiego poziomu?
Sisli: Dla mnie charakterystyczny fiński styl to obecnie Children of Bodom i tym podobne, co naprawdę różni się od obecnych oldschoolowych zespołów deathmetalowych z Finlandii. Wydaje mi się, że na ludzi zawsze po prostu wpływa to, co widzą i słyszą, a później przekształcają te inspiracje w coś nowego. To po prostu ewolucja subkulturowa. Dla wielu wpływowymi wczesnymi zespołami były na przykład Abhorrence, Rippikoulu i tym podobne.
Simo: Fińska muzyka zawsze odwoływała się do mroczniejszej strony rzeczywistości. Zabawne, że przeszliśmy do tego tematu po pytaniu o stereotypy, ale jestem przekonany, że prawdziwa ciemność z piękną i niepowtarzalną przyrodą inspirują, a w połączeniu z introwertycznymi i powściągliwymi cechami w pewnym sensie tworzą atmosferę czegoś nieziemskiego, co samo w sobie ma bezpośredni wpływ na wyrażanie siebie. To powinno być przede wszystkim powodem do tworzenia muzyki. Myślę, że trzymanie gęby na kłódkę po to, by coś w sobie zgromadzić i uwolnić po czasie z bezlitosną muzyczną siłą to najbardziej fiński sposób na death metal.
W internecie nie ma waszych tekstów, ale tytuły wyglądają intrygująco, nie przypominają typowych tytułów deathmetalowych utworów.
Sisli: Nasz najnowszy album - "Ecdysis" - opowiada o ekobójstwie, globalnej katastrofie ekologicznej, która ma miejsce i o skierowaniu frustracji, złości oraz smutku na ten temat. W przeszłości death metal także był bardziej polityczny. Nasza muzyka jest dość odważna, a teksty dość bezpośrednie.
Wkrótce wyruszycie w pierwszą dużą, międzynarodową trasę koncertową i odwiedzicie między innymi Polskę. Czego się spodziewacie?
Santtu: Mam same dobre wspomnienia z koncertów granych z innymi zespołami w Polsce i w większości Europy, więc naprawdę nie mogę się doczekać tej trasy.
Sisli: Nie mogę się doczekać jedzenia głównie chipsów i jazdy samochodem przez osiem-dwanaście godzin dziennie [śmiech]. Moje oczekiwania to kiepska kawa i za mało snu, a nadzieje to zobaczenie wielu dobrych, nowych zespołów i poznanie miłych ludzi. Zawsze jestem szczęśliwy, jeśli po drodze zdarzają się miejsca typu DIY - są najbliższe mojemu sercu, mimo że czasami panuje w nich chaos.
Simo: Nie lubię niczego zakładać i oczekiwać, ale nie mogę się doczekać tej trasy, spotkań z przyjaciółmi i poznawania nowych osób. A także konsumowania rzeczy, które uderzają do głowy albo powodują ból brzucha