Obraz artykułu Winterfylleth: Żyjemy w epoce dezorientacji

Winterfylleth: Żyjemy w epoce dezorientacji

Coś złego majaczy na horyzoncie - trudno zidentyfikować, czym jest, ale towarzyszące mu niepokojące uczucie posłużyło za temat nowego albumu Winterfylleth. Więcej o "The Imperious Horizon", istotności relacji międzyludzkich i empatii do każdego, niezależnie od poglądów, a także o miłości do własnego kraju bez szowinizmu dowiecie się od lidera grupy, Chrisa Naughtona.

Jarosław Kowal: Wspomniałeś, że tytuł nowego albumu wskazuje na oddziałującą na nas wszystkich nieznaną, potężną siłę, którą trudno nazwać, ale nie ma wątpliwości co do tego, że stoi za nią coś złego. Życie w współczesnym świecie to życie w stanie ciągłego niepokoju?

Chris Naughton: Tak myślę. Można to odczuć zwłaszcza w ostatnich pięciu-dziesięciu latach. To bardzo trudny okres w historii ludzkości, wystarczy rozejrzeć się dookoła i od razu rzuca się w oczy mnóstwo czynników, które mają negatywny wpływ na nasze życia. Pomysł stojący za "The Imperious Horizon" wziął się stąd, że w angielskiej kulturze - czy w ogóle europejskiej - horyzont zawsze był postrzegany jako punkt graniczny, za którym coś się kryje i lada moment ma nadejść. Na przykład armia stojąca tuż za horyzontem, gotowa do ataku. Dlatego uznaliśmy, że horyzont będzie właściwą metaforą stanu, w jakim znalazł się świat.

W moim odczuciu nieustannie ogranicza się naszą wolność. Rządy, wielkie korporacje i całe te struktury władzy na przeróżnych poziomach stopniowo odbierają wolność osobistą każdego z nas, a w dodatku jesteśmy nastawiani przeciwko sobie. Stajemy się dla siebie wrogami z przeróżnych powodów - religijnych, z powodu przekonań, a nawet ze względu na sposób wyrażania siebie. Poświęcamy tym pozbawionym sensu konfliktom tak wiele czasu, że kompletnie nie zwracamy uwagi na to, kto decyduje o losach ludzkości. Nie podoba mi się ten kierunek i nie ufam osobom u sterów - tytuł albumu miał te obawy odzwierciedlać.

Nieustanne odczuwanie niepokoju może doprowadzić do paranoi. Czasami sam nie wiem, czy tak naprawdę obawiam się na przykład wybuchu kolejnej globalnej wojny, czy daję się faszerować strachem, który może służyć rządom do zwiększania zakresu władzy i chociażby podnoszenia podatków. Prawdopodobnie i jedno, i drugie... Kiedy czyta się podręczniki do historii, z łatwością można rozróżnić, kto jest dobry, a kto zły, trudniej tego dokonać w czasach, w których się żyje.

To bardzo celne spostrzeżenie. Dzieje się dzisiaj tak wiele, że trudno wskazać na jedno źródło zła. Właściwie wszystkie państwa na świecie nie działają tak, jak powinny działać. Nie dbają o swoich obywateli. Wszelkiego rodzaju finansowe instytucje próbują z kolei jedynie pomnożyć pieniądze, nawet kosztem czyjegoś cierpienia. Wszystko staje się droższe, coraz więcej osób nie stać nawet na jedzenie i opłacanie rachunków, a tymczasem wielkie korporacje chwalą się największymi dochodami w historii.

Co gorsze, w mediach społecznościowych nieustannie możesz przeczytać opinie na każdy temat publikowane przez osoby, które nie mają specjalistycznej wiedzy, a jednak ich słowa traktowane są jak fakty. Jesteśmy bombardowani informacjami i coraz trudniej wyłuskać te prawdziwe. Żyjemy w epoce dezorientacji. Trudno się w niej bez strachu poruszać, a będzie tylko gorzej. Tym bardziej, że stale jesteśmy rozpraszani, co utrudnia choćby podejmowanie prób doszukiwania się jakiejś prawdy. Wolimy przylegać do miejsc czy baniek, gdzie nikt nie będzie zadawał trudnych pytań, gdzie wszyscy sobie potakują. W rezultacie tracimy umiejętność odczuwania empatii do osób, z których zdaniem nie zgadzamy się. Utraciliśmy zdolność do zaprzyjaźniania się z tymi, którzy nie dzielą dokładnie tych samych poglądów. Przez te ciągłe walki między sobą pozwalamy rządzącym, by uchodziło im na sucho to, za co powinni ponosić konsekwencje.

Rzadko można natrafić na dwie obce sobie osoby, które spontanicznie zaczynają o czymś rozmawiać, co ma daleko idące konsekwencje, bo coraz trudniej jest się nam organizować, a jeżeli nikt nie wychodzi walczyć o swoje na ulicy, sprawowanie kontroli nad obywatelami staje się łatwiejsze. 

W informacji prasowej można przeczytać, że "The Imperious Horizon" jest refleksją nad szaleństwem z lat, które minęły od czasu wydania poprzedniego albumu. "The Reckoning Dawn" ma dopiero cztery lata, ale ze względu na pandemię, można odnieść wrażenie, że minęło znacznie więcej czasu. Z czym najtrudniej jest ci się pogodzić w nowej rzeczywistości?

To nie jest kwestia tylko jednej wielkiej sprawy, a raczej mnóstwa drobnych. Chociażby tego, że zupełnie normalna stała się praca zdalna, a wraz z nią coraz rzadsze spotykanie się z innymi ludźmi. Dorosło już całe pokolenie młodych osób, które straciły dwa-trzy lata edukacji i tworzenia więzi z przyjaciółmi, co ukształtuje ich psychikę w sposób, jakiego nie możemy jeszcze pojąć. Kiedyś to oni będą nami rządzić, a jeżeli nie zdołali ukształtować odpowiednich kompetencji interpersonalnych, być może czeka nas trudna przyszłość.

Po pandemii doszło do wielu drobnych zmian, które przebiegły niemal niezauważone. Na przykład coraz rzadziej używamy pieniędzy, większość zakupów dokonujemy za pomocą cyfrowych transakcji. Trochę mnie to martwi, bo przecież każdy dokonywany w ten sposób zakup można namierzyć i niewiele trzeba, by różnego rodzaju instytucje wykorzystały to dla swoich celów, pomniejszając nasze prawo do prywatności w niejawny sposób. Przenoszenie handlu do internetu to także dodatkowa zachęta, by siedzieć w domach i ograniczać kontakty, a przez to podchodzimy do siebie z coraz większą rezerwą. Rzadko można natrafić na dwie obce sobie osoby, które spontanicznie zaczynają o czymś rozmawiać, co ma daleko idące konsekwencje, bo coraz trudniej jest się nam organizować, a jeżeli nikt nie wychodzi walczyć o swoje na ulicy, sprawowanie kontroli nad obywatelami staje się łatwiejsze.

 

Jeszcze inna sprawa to wydawanie milionów funtów przez brytyjski rząd na sprzęt medyczny, którego nigdy nie dostaliśmy albo na rządowe aplikacje czy strony internetowe, które miały pomagać w radzeniu sobie z pandemią, a okazały się nieprzydatne. Pieniądze zniknęły, a tymczasem wielu osób nie stać na niezbędne minimum, by przeżyć, nie ma pieniędzy na opiekę medyczną, nie ma pieniędzy na wspieranie szkół.

Twoja muzyka bierze się przede wszystkim właśnie z reakcji na otoczenie czy jest jakiś fundament, który nosisz w sobie i bez względu na okoliczności zawsze dochodzi do głosu?

Sama muzyka jest na nowym albumie trochę bardziej agresywna. To na pewno jeden z lepiej wyprodukowanych materiałów, jakie wydaliśmy, ale jest przy tym bardziej agresywny zarówno na poziomie brzmienia, jak i kompozycji. Oczywiście mamy jako Winterfylleth określenie brzmienie, które utożsamiamy z zespołem i chcemy się go trzymać bez względu na okoliczności, ale próbujemy przy tym nowych rozwiązań. Ta część naszej twórczości bierze się z nas samych, ale teksty, okładki czy ogólny koncept albumów to odzwierciedlenie naszych przeżyć i emocji. Refleksja nad tym, gdzie jako jednostka i ludzie znaleźliśmy się.

Na przykład "To the Edge of Tyranny" to chyba najbardziej bezpośredni utwór, jaki kiedykolwiek napisałem. Pod względem prostolinijności tekstu kojarzy mi się z Napalm Death, a dotyczy tego, jak bardzo pozwolimy sobą pomiatać, zanim zaczniemy się buntować i przestaniemy biernie akceptować wszystko, co się wokół dzieje. Czuję, że jako zespół mamy za zadanie prowokować przynajmniej do refleksji nad rzeczywistością. Ludzie są tak bardzo zajęci swoimi sprawami, że nie mają czasu na zatrzymanie się i podważanie metod sprawowania nad nimi władzy. Nie twierdzę, że nasza muzyka może zmienić świat, ale chciałbym, żeby przynajmniej zwracała uwagę na niektóre problemy. 

Każdy chce mieć co włożyć do gara, chce posłać dzieciaki do dobrej szkoły, chce czuć się bezpiecznie - te wartości są bliskie nam wszystkim, więc właśnie do nich powinniśmy wrócić i z tej pozycji powinniśmy zacząć sobie przypominać, że musimy działać jako społeczeństwo.

To ważne zadanie, ale też niełatwe, bo media społecznościowe każdemu dają możliwość publicznego wypowiadania się, co z czasem urosło do poczucia presji, by przedstawiać opinię na każdy temat. Na tej zasadzie wiele zespołów chce coś powiedzieć o świecie, ale rezultaty bywają płytkie czy wręcz nastawione na podążanie za trendem, ale czy mimo tego, rezultat może być pozytywny? Czy nawet jeżeli opowiada się na przykład o nadużyciach władzy albo o zmianach klimatycznych nie ze szczerych pobudek, tylko ze względu na chęć nabicia sobie polubień, zachęta do sprzeciwu może służyć czemuś dobremu?

To bardzo rozsądne pytanie i nie jestem pewien, jaka jest na nie właściwa odpowiedź. Najniebezpieczniejsze jest dzisiaj to, że każdemu jego opinia wydaje się jedyną właściwą. Nikt nie chce nawet rozmawiać z osobami zajmującymi odmienne stanowiska, jesteśmy całkowicie oddani temu własnemu. Warto pamiętać, że każdy chce wieść dobre życie. Każdy chce mieć co włożyć do gara, chce posłać dzieciaki do dobrej szkoły, chce czuć się bezpiecznie - te wartości są bliskie nam wszystkim, więc właśnie do nich powinniśmy wrócić i z tej pozycji powinniśmy zacząć sobie przypominać, że musimy działać jako społeczeństwo. Musimy ze sobą rozmawiać. Często będą to bardzo trudne rozmowy, ale przynajmniej przestaniemy odcinać się od całych grup społecznych tylko dlatego, bo z góry zakładamy, że nie zdołamy się porozumieć. Chciałbym, żebyśmy poprzez naszą muzykę, nasze wywiady, wszystkie nasze działania właśnie do tego zachęcali. Niewiele więcej możemy zresztą jako zespół osiągnąć - to nie jest potężna platforma polityczna. Jeżeli jednak podsunie się pewne tematy pod refleksję, wierzę, że część słuchaczy i słuchaczek zainteresuje się nimi.  

Macie więc jako zespół określoną rolę do wypełnienia w relacji z fanami i fankami czy po prostu robicie swoje i jesteście otwarci na każdego, kto chce za wami podążać?

Black metal bez wątpienia nie jest dla każdego, więc już samo to zawęża grupę osób, do których jesteśmy w stanie dotrzeć. Nigdy nie będziemy największym rockowym zespołem na świecie, robimy po prostu swoje i pozostajemy otwarci na publiczność. Nie spoczywamy jednak na laurach - wciąż szukamy, rozwijamy się, zmieniamy. Staramy się stworzyć coś nowego w stylu, do którego wpisuje się nasza muzyka i mam nadzieję, że jest to zachęca do pozostania z nami.

 

Zapytałem o to dlatego, bo w komunikacji pomiędzy artystami i artystkami a odbiorcami i odbiorczyniami istotna jest kwestia odpowiedzialności za słowa. Uważam, że jeżeli zespół śpiewa o paleniu kościołów jako antyreligijnej metaforze, to nie może ponosić odpowiedzialności za fana, który postanowił dosłownie spalić kościół, ale trzeba mieć na uwadze istnienie skrajnej części publiczności, gotowej zrobić wszystko, za czym opowie się ich faworyt lub faworytka. Dobry niedawny przykład to osiemnaście procent Amerykanów deklarujących, że w wyborach prezydenckich poprą osobę wskazaną przez Taylor Swift - to ogromna odpowiedzialność.

Wielu artystów nie traktuje wpływu, jaki są w stanie wywierać na innych z należytym szacunkiem. Często chcą pokazywać siebie jako troskliwych, stojących po właściwiej stronie wszelakich konfliktów, bo jeszcze innym problemem współczesności jest kult jednostki, która ma być tak samo przystępna dla każdego. Co jednak jakiś celebryta może wiedzieć więcej od przeciętnej osoby napotkanej na ulicy? Nie wydaje mi się, żeby mieli większą wiedzę na temat chociażby polityki niż ty i ja. Warto więc zachować ostrożność w wygłaszaniu publicznych opinii. Oczywiście nikt nie ma wpływu na to, jak jego czy jej sztuka będą interpretowane, można jedynie w jasny i przejrzysty sposób opowiadać o swoich intencjach. Wiem, jak to jest, kiedy muzyka zostanie odebrana niezgodnie z zamierzeniami, dlatego staram się lepiej dobierać słowa w tekstach i opowiadać o tym, co robimy w przejrzysty sposób.  

To kolejna dziwna zmiana, do jakiej doszło w społeczeństwie - zainteresowanie historią własnego kraju i nawiązywanie do niej w sztuce zaczęło być postrzegane jako nacjonalizm i zło.

W internecie komunikacja na ogół odbywa się na bazie prostych skojarzeń i szybkich osądów, co bywa krzywdzące. Chociażby słowo patriotyzm często od razu kojarzy się negatywnie, prawie jak synonim słowa szowinizm. Jak wspomniałeś, coś o tym wiesz, bo was również oskarżano o nacjonalistyczne zapędy ze względu na zainteresowanie przeszłością i dziedzictwem Anglii. Jak najlepiej opowiadać o miłości do własnego kraju bez popadania w tę pułapkę?

Ludzie lubią mieć błędne wyobrażenia na temat zespołów. To kolejna dziwna zmiana, do jakiej doszło w społeczeństwie - zainteresowanie historią własnego kraju i nawiązywanie do niej w sztuce zaczęło być postrzegane jako nacjonalizm i zło. W Wielkiej Brytanii czasami już samo wywieszenie flagi narodowej uchodzi za symbol rasizmu, a przecież to miejsce od dekad bardzo otwarte na kultury całego świata, mimo jego kolonizatorskiej przeszłości. To się rozciąga właściwie na całą Europę - duma z własnego kraju, zainteresowanie nim i jego przeszłością coraz częściej jest widziane jako coś negatywnego. Jest w tym sporo hipokryzji, bo kiedy na przykład Norweg opowiada o nordyckiej mitologii, cały świat zachwyca się tym. Te symbole i nazwy przeniknęły do szerszego kontekstu kulturowego, chociażby w metalu są dziesiątki zespołów nawiązujących do nich, a do tego są również seriale i filmy. Kiedy jednak w identyczny sposób opowiadamy o folklorze brytyjskim, nagle upatruje się w tym czegoś podejrzanego. To dziwne wypaczenie sprawia, że ludzie coraz mniej interesują się własnymi państwami i czują coraz mniejszą więź z nimi. Nie wiem, skąd się to bierze, ale zawsze stawiam sprawę jasno i opowiadam o naszych intencjach - przypominamy o tym, jak to miejsce i zamieszkujący go ludzi kiedyś funkcjonowali, o tym, że historie z przeszłości powtarzają się dzisiaj, we współczesnym kontekście. Ta same walki, które toczone były przed wiekami rozgrywają się obecnie. Batalie o władzę ani trochę się nie zmieniły od czasów starożytnych. Warto o tym wiedzieć, bo przeszłość może wiele nas nauczyć o teraźniejszości. Poza tym uważam, że to bardzo ciekawy okres w historii - te wszystkie magiczne, ludowe opowieści dobrze pasują do naszej muzyki. Z nich czerpiemy tę tajemniczą aurę, dzięki której publiczność zaczyna odczuwać więź z tym, co słyszy.

W Polsce niektóre tradycje w ostatnich latach prawie całkowicie wymarły. A przynajmniej w dużych miastach. Kiedy byłem młodszy, zawsze pod koniec czerwca obchodzono Noc Kupały, jedno z głównych świąt Wschodnich Słowian, aczkolwiek pod jego chrześcijańską nazwą - Świętojańska. Organizowano koncerty, w tym także rockowe, pokazy filmów czy fajerwerków. Dzisiaj tego nie ma, nikt o tym święcie nie wspomina, nikogo nie obchodzi. Pewnie to naturalna kolej rzeczy, wiele innych tradycji wymarło w ciągu stuleci, ale czy powinniśmy to po prostu zaakceptować i iść naprzód, czy jest jakiś sposób na ocalenie przeszłości od zapomnienia?

Nie mam żadnych twardych danych, ale odnoszę wrażenie, że młodych ludzi to wszystko po prostu nie interesuje. Świat stał się znacznie bardziej ujednolicony. Wszyscy siedzą w internecie, śledzą te same kanały na YouTubie, oglądają te same osoby na TikToku. Stąd czerpią niemal całą wiedzę o świecie, z trzydziestosekundowych filmików. Chciałbym jednak, żeby tradycje udało się w jakiejś formie ocalić od zapomnienia. Często były sposobem na łączenie się ludzi w ważnych momentach w ciągu roku i warto zachować ten zwyczaj, bo stajemy się coraz bardziej odizolowani w naszych domach. Wchodzimy w coraz mniej relacji z innymi, a z długoterminowej perspektywy to nie może być dobre dla naszego zdrowia. Ludzkość potrzebuje wzajemnych interakcji, bez tego nasze życia tracą sens i cel. Bez tradycji możemy utracić empatię w stosunku do osób, które żyją w naszym najbliższym otoczeniu, z którymi dzielimy część naszej tożsamości. Czy to lokalnej, czy narodowej, czy nawet europejskiej. Dla nas, a także dla wielu innych zespołów czy artystów innych dziedzin sztuki, ważne jest sięganie po tradycje, które dzisiaj mogą się wydawać nudne albo niezrozumiałe i przywracanie ich znaczenia z nową energią. To pomaga zrozumieć, skąd pochodzimy i dlaczego jesteśmy, jacy jesteśmy.

Stoczono wiele walk i poświecono wiele istnień, by zyskać różnego rodzaju prawa oraz wolność - te wydarzenia żyją w towarzyszących nam na co dzień symbolach, ale mało kto potrafi znaleźć klucz do ich odszyfrowania. Warto o tym przypominać chociażby po to, żebyśmy nie musieli znowu toczyć tych samych wojen.

A czy poza tym aspektem, sięganie po tematy związane z historią Wielkiej Brytanii i folklorem jest również formą ucieczki od rozczarowującej rzeczywistości?

Nie sądzę, żeby taki był celowy zamiar. Od początku skupiamy się raczej na uświadamianiu innych, bo wiele osób w tym kraju nie wie nic o odległej przeszłości tego narodu, nie wie, co ukształtowało obecną formę tego państwa. Nie uczy się tego w szkołach, więc nie czują żadnych związanych z tym emocji i niewiele sobie z tego robią. Oczywiście rzeczywistość jest bardzo trudna i muzyka do pewnego stopnia pozwala od niej uciec, ale to przyszło samo, nie było zamierzonym działaniem. Historie, które opowiadamy mają raczej pokazywać korzenie tej rzeczywistości.

 

Czytałem niedawno książkę Tima Marshalla na temat flag ["Worth Dying For: The Power and Politics of Flags"] - ich pochodzenia, znaczenia kolorów oraz umieszczonych na nich figur geometrycznych. Jestem przekonany, że mało kto wie, co symbolizują, a niekiedy stoi za nimi ważne przesłanie. Zależy nam na zwracaniu uwagi na tego rodzaju kwestie. Stoczono wiele walk i poświecono wiele istnień, by zyskać różnego rodzaju prawa oraz wolność - te wydarzenia żyją w towarzyszących nam na co dzień symbolach, ale mało kto potrafi znaleźć klucz do ich odszyfrowania. Warto o tym przypominać chociażby po to, żebyśmy nie musieli znowu toczyć tych samych wojen.

 

Ponura strona życia w sposób oczywisty lepiej pasuje do black metalu, ale czy poza muzyką potrafisz spojrzeć z optymizmem w przyszłość?

Wierzę, że poza tymi wszystkimi problemami i kierunkiem, jaki obrał świat, większość osób pozostaje naprawdę dobra. Myślę, że wszyscy wciąż jesteśmy zdolni do wychodzenia do siebie i życia w zgodzie, o ile zostaną ku temu stworzone odpowiednie warunki. Trzeba nam tylko przypomnienia, że potrafimy nawiązywać bliskie więzi i potrzebujemy siebie nawzajem. Wystarczy spojrzeń na historię ludzkości - największe osiągnięcia to zawsze efekt pracy zespołowej. Myślę, że nawet w naszych tekstach da się znaleźć odrobinę nadziei, bo poza tym, co złe, pojawia się też światełko w tunelu, ale żeby do niego dotrzeć, konieczne będzie zmierzenie się z tym, jak zostało dla nas skonstruowane współczesne społeczeństwo. Jestem tylko jedną osobą, która nie zna odpowiedzi na wiele pytań, ale troszczę się o los innych i o własny los, a jedynym sposobem, jakim potrafię się skutecznie posługiwać jest muzyka Winterfylleth.

 


fot. Lee Barrett (1, 2), Dan Walmsley (3)


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce