Kiedy wywiad był już gotowy i przetłumaczony, potrzebowałem jeszcze tylko zdjęcia, a w proces jego uzyskiwania włączono przedstawiciela agencji zajmującej się PR-em Young Fathers. Pan Brown nie zauważył jednak, że mój adres mailowy również widnieje w gronie odbiorców i bez skrupułów napisał: Hmmm, no nie wiem. Ma poniżej stu polubień na facebooku, chyba nie warto zaprzątać sobie tym głowy? Nie miałem żalu, każdemu zdarza się pomyłka, ale na szczęście muzycy postawili na swoim i wkrótce dostałem kolejną wiadomość z kilkoma załącznikami.
Powrót do tego archiwalnego wywiadu zacznę od pytania, którego wówczas nie opublikowałem. Miałem pomysł na cykl tekstów, w których zagraniczni wykonawcy komentują polską muzykę, ale... nie wyszło. Zdążyłem jednak podesłać Alloysiousowi Massaquoiowi "Plus i minus" Kalibra 44 i oto, co miał do powiedzenia na temat polskiego psycho-rapowego klasyka: To jak Ol’ Dirty Bastard z większą dramaturgią! Uwielbiam to i mam nadzieję, że rapuje o czymś dobrym. Jego głos świetnie by pasował do naszego grania, przydałyby się tam trochę bardziej współczesne bity.
Jarosław Kowal: Trafiłem na was przypadkiem - mam trzyletniego syna i po prostu szukałem informacji o "młodych ojcach". Wy też jesteście młodymi ojcami?
Alloysious Massaquoi: Nie, ale wszyscy dostaliśmy imiona po naszych ojcach. Bardzo nas zaskoczyło odkrycie tego dziwnego zbiegu okoliczności.
A mnie trochę zaskoczyło to, że pochodzicie z Edynburga. Nigdy tam nie byłem, kojarzę to miasta głównie z rockowo-piłkarskim światem z "Trainspotting" i wiem na pewno, że niewiele hip-hopowych grup z tych okolic zyskało dużą popularność. Jak wygląda tamtejsza scena?
Mamy tu pewnego rodzaju tradycyjną scenę hip-hopową, ale sami przynależymy raczej do bardziej postępowego ruchu. Traktujemy go jak kolejny poziom bycia muzykiem i artystą. To niewielkie zjawisko, choć wciąż się rozrasta, obejmuje hip-hop, dub, R'n'B, soul, ale także elektronikę, pop, ragga i całe mnóstwo innej muzyki. Nigdy nie byłem zwolennikiem standardowych dla hip-hopu postaw typu wyciąganie spluwy i kurczowe trzymanie się jedynej "prawdziwej" muzyki. Nie uważam też, że historia każdego, kto miał ciężko w życiu jest interesująca. Któremu człowiekowi po przejściach należy się najwięcej litości? Zawsze znajdzie się przecież ktoś, kto miał jeszcze trudniej.
Znacie się od szkolnych czasów, ale była to znajomość, która od zawsze kręciła się wokół muzyki czy ten element pojawił się dopiero z czasem?
Dźwięk basu. W małym klubie. Bardzo głośny bas - dobrze to pamiętam, od tego wszystko się zaczęło. Poznaliśmy się małym klubie zwanym Bongo i szybko okazało się, że jesteśmy chłopakami, którzy nie boją się postawić wszystkiego na jedną kartę - muzykę. Kiedy dostrzegliśmy to w sobie, cała reszta nagle ułożyła się we właściwy sposób. Niby dopiero się poznaliśmy, ale byliśmy dzieciakami... Wiesz jak to jest - ludzie w tym wieku zaprzyjaźniają się ze sobą w kilka minut, a nie w kilka tygodni. Bardzo szybko zaczęliśmy i nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że chcemy zrobić coś razem.
Skoro łączy was przede wszystkim przyjaźń, to wyobrażasz sobie kontynuowanie Young Fathers w innym składzie?
Nieee, jeden wypada, wypadają wszyscy. Inaczej to po prostu nie będzie działać. Ale jesteśmy jak mafia albo IRA - nikt nie może odejść [śmiech].
Jakie stosujecie proporcje pomiędzy szlifowaniem materiału w postprodukcji a zachowywaniem tego, co uda się uchwycić w pierwszym podejściu?
Moment. To musi być ten moment. Wszystko jest jemu podległe - koncerty i pisanie. Kayus [Bankole - przyp. red.] nie spisuje nawet swoich tekstów, trzyma je wszystkie w głowie, więc za każdym razem są odrobinę inne. Tak samo jest z aranżacjami - nagle brutalnie je ucinamy i aranżujemy od nowa. Pstryk i robimy coś innego. Szybko podejmujemy decyzję.
Wyobrażasz sobie, gdzie cię to wszystko może zabrać? Single w radiu? Sceny na największych europejskich festiwalach?
Nie muszę sobie tego nawet wyobrażać, wszystkie idzie we właściwym kierunku. Mam pieniądze, żeby zjeść, żyć, opłacić rachunki, a przy tym robię to, co lubię robić - co lepszego mogłoby mnie spotkać? Wszyscy chcemy żyć bez długów na karku, ale z drugiej strony długi mają przeróżne formy i kształty. Nawet Michael Jackson miał długi w chwili śmierci.
A jak daleko jesteś w stanie się posunąć dla sukcesu? Przyjąłbyś propozycję nagrania kawałka na przykład z Katy Perry albo z Christiną Aguillerą?
Na pewno wzięlibyśmy Katy Perry do któregoś z naszych kawałków. Christina mogłaby się sprawdzić, gdyby robił to, co powiedzielibyśmy jej, że ma robić.
Słyszałem tylko fragment albumu, który lada moment się ukaże, ale jasne jest to, że będzie inny od EPek, które dotychczas wydaliście.
Musi być świeżo. To za każdym razem ma być jak odpakowywanie nowej, błyszczącej kanapy. My ją dostarczamy, ale wnieść na górę musisz ją sam. To duży wysiłek, ale kiedy już się na niej położysz... Uwielbiam zapach nowych, błyszczących tekstów; uwielbiam to uczucie, kiedy tworzymy nowy hook. A już najlepiej byłoby, gdybyśmy tworzyli tak świeże rzeczy, że nawet po wielokrotnym odegraniu wciąż się nie starzeją.
Nie występowaliście jeszcze w Polsce, ale jako mieszkańcy Edynburga na pewno znacie jakichś Polaków.
Tak, mamy polskich przyjaciół. Fajni ludzie to fajni ludzie, niezależnie od tego, skąd pochodzą, a wszelkie narodowościowe stereotypy to bzdury. Zachęcamy wszystkich Polaków, żeby dołączyli do nas w wielkim przytulasie pełnym miłości i pasji, bez osądzania kogokolwiek z góry. Nawet nie pijecie aż tak dużo, jak się opowiada. Polscy alkoholicy żebrzą z klasą i wyglądają na zdrowszych niż szkockie pijaczyny, a poza tym widziałem może z pięciu na tysiące innych Polaków żyjących w Szkocji.