Barbara Skrodzka: Tworzycie od ponad dwudziestu lat i obserwowaliście, jak przez ten czas ewoluował przemysł muzyczny. Co się najbardziej zmieniło?
Birgir "Biggo" Þórarinsson: Według mnie najważniejszą zmianą jest to, że koncertowanie ma teraz większe znacznie dla zespołów, ponieważ nie uzyskują już tak dużych zysków ze sprzedaży płyt, jak kiedyś. Teraz wyruszenie w trasę jest najważniejsze. Z bardziej osobistej perspektywy największą zmianą były wszelkie wydarzenia związane z zespołem. Miały ogromne znaczenie dla rozwoju naszej działalności. Wczesny GusGus rozpadł się pod koniec lat 90., zaczęliśmy współpracę z producentami i nowymi wokalistami w 2000 roku, później odeszli, a powrócił Daniel. Od 2008 roku zaczęliśmy uczyć się wszystkiego od podstaw. Ten czas miał największe znaczenie, spowodował, że nieustannie zmienialiśmy się i eksplorowaliśmy nowe obszary.
Jaki jest główny trend w muzyce teraz?
BÞ: Nie ma głównego trendu. Oczywiście hip-hop jest naprawdę silny wśród młodego pokolenia, ale moje odczucia odnośnie muzyki pop są takie, że nie ma w niej niczego szczególnego w porównaniu chociażby z nową falą hip-hopu, którą można zobaczyć w undergroundzie. Jest to bardziej wyrafinowane niż komercyjna popkultura.
Daníel Ágúst Haraldsson: Wszystko jest teraz dozwolone i jest wiele różnych gatunków. We wcześniejszych dekadach wytwórnie miały większą kontrolę nad konsumpcją muzyki, dzisiaj ludzie mają dostęp do każdego albumu, wszędzie, przez cały czas. Nie ma już monopolu.
BÞ: Dokładnie! Widzę to u mojej osiemnastoletniej córki. Ma różnych znajomych i oczywiście, każdy słucha tego, co dzieje się w hip-hopie, ale później przechodzą do starszych gatunków. Niektórzy jej znajomi słuchają ambient break'u, inni zatapiają się w niemieckim techno, w muzyce z lat 80., indie. Dzięki temu, że każda z tych osób ma nieco inne zainteresowania mogą odkrywać więcej samemu i przez to mogą znaleźć to, co pasuje im najbardziej. Kiedy jesteś młody i przechodzisz okres dojrzewania, rozpoczynasz drogę bycia odpowiedzialnym, wtedy tworzysz swoją tożsamość i to zawsze było powiązane z muzyką.
Są zespoły, które zmieniły trochę swój styl muzyczny. Na przykład ostatni album Linkin Park albo Arctic Monkeys, ludzie krytykują te albumy.
BÞ: Zespoły powinny mieć możliwość zmiany. Popatrzmy na The Beatles, na to, jak się zmieniali. Gdyby podążali tą samą drogą i słuchali wytwórni, to dalej słuchalibyśmy tylko "Ob-La-Di, Ob-La-Da".
Są też zespoły, które tworzą muzykę w starym stylu i nagrywają na taśmy. Myśleliście może o powrocie do przeszłości i ponownym nagrywaniu archaicznymi technikami?
DH: Myślę, że wolność, jaką daje nam świat cyfrowy, jakość nagrań i ich standard jest tak wysoka, że nawet nie rozważaliśmy nagrywania na taśmy analogowe. Produkcja daje inne zniekształcenie, jest więcej syczenia, innej tekstury. Narzędzia, jakie mamy w świecie cyfrowym są bardziej elastyczne i łatwiejsze w obsłudze.
BÞ: Ludzie szukają tego, ponieważ częścią robienia muzyki jest doświadczanie jej. Dla nas istotniejsze jest odkrywanie technologii w syntezatorach niż bezpośredni proces nagrywania sam w sobie. Zespoły, które są bardziej powiązane ze starszymi stylami mogą poczuć, jak to było nagrywać w starym stylu, robiąc albumy właśnie w ten sposób.
Niedawno czytałam wyniki badań, których konkluzją było przekonanie, że ludzie częściej uczęszczający na koncerty żyją dłużej. Co o tym sądzicie?
DH: To dokładnie pasuje do ludzi, którzy chodzą na nasze koncerty [śmiech]. Nasi fani są bardzo szczęśliwi, a te odczucia najwidoczniej przedłużają życie.
W lutym wydaliście album, a jego kontynuacja ma się pojawić w 2019 roku, zgadza się?
DH: Tak.
Tegoroczny album można podzielić na dwie części - cztery piosenki instrumentalne, cztery z wokalem, taki właśnie był zamysł?
BÞ: Taka była nasza intencja i było ku temu kilka powodów. Ludzie pytali o więcej instrumentali, co umożliwiało nam większą elastyczność pracy. Nie możemy jednak obiecać, że następny album będzie bardzo powiązany z "Lies Are More Flexible" albo że będzie miał podobną formę, poziom wokali czy instrumentali. Nadal tego nie wiemy. Wiemy, że uczucie, jakie tworzy się między nami w muzyce daje nam dużą swobodę. Jest nadal wiele pomysłów, nad którymi pracujemy i musimy je skończyć, właśnie dlatego nazwaliśmy to "kontynuacją", ale nie jest aż tak istotne, czy będzie to kontynuacja, czy nie. Na pewno będzie to album sam w sobie.
Na "Lies Are More Flexible" współpracowaliście z Johnem Grantem, dlaczego wybraliście akurat jego?
DH: Ponieważ John Grant jest cudowny. Ma świetny głos i współpracowaliśmy z nim na kilku sesjach pisania tekstów. Jest świetnym kompanem, dobrze się z nim rozmawia i współpracuje.
Kilka miesięcy temu byłam na koncercie Ulver i bardzo podobało mi się oświetlenie. Wyczytałam, że również na waszych koncertach ten aspekt jest bardzo ważny.
DH: Prawdą jest to, że podkreślamy aspekt światła na naszych koncertach i jest dla nas bardzo istotne, by zwiększyć w ten sposób doświadczenia widzów, nadać inny wymiar muzyce.
Czy jest coś, czego po tych wszystkich latach w branży naprawdę nie lubicie?
DH: Udzielania wywiadów [śmiech]. Bycie muzykiem jest świetne. Jeżeli po drodze są jakieś zadania, które trzeba wykonać, to nie mają większego znaczenia, ponieważ sam cel jest wielką nagrodą.
BÞ: Jeśli chcesz wiedzieć, jaki jest ten cel, to jest nim wszystko, co dzieje się w naszej muzyce podczas live setu. To najważniejszy element, ponieważ dzielimy się nim w intymny sposób z publicznością. Wszystkie moje doświadczenia z graniem są pozytywne, a po występie wszyscy są szczęśliwi.
DH: Poświęcenia nie są więc ani duże, ani bolesne.
BÞ: Jedynym, co mógłbym odnotować na minus jest niepewność pieniędzy i tego, czy się powiedzie. Gdybym miał stabilną pracę, byłbym spokojny, że zawsze dostanę wypłatę.