Barbara Skrodzka: Dobrze jest wrócić do Polski?
Maarten Devoldere: Tak, zawsze jest dobrze być w Polsce. Nie wiem, czy o tym wiesz, ale macie reputację najlepszej publiczności w Europie. Jesteście o wiele bardziej entuzjastyczni, jeśli chodzi o feedback podczas koncertów niż na przykład publiczność w Belgii. Belgijska publiczność jest bardzo nudna. Stoją tak, jakby byli pod wpływem morfiny albo czegoś podobnego.
Wiele zespołów mówi, że na Wschodzie jest jeszcze bardziej entuzjastycznie, na przykład w Rosji.
Nie byłem w Rosji, więc nie wiem. Dla mnie tutaj jest najlepiej.
Stereotypy mówią, że Francuzi są najbardziej romantycznym narodem Europy, ale gdy popatrzymy na belgijską scenę, znajdziemy tam Warhaus, Tamino, J. Bernardt, Faces On TV. Rzeczą, która was łączy jest to, że śpiewacie o miłości, związkach, więc to chyba nie Francuzi są największymi romantykami?
Nie wiem jak to wytłumaczyć. Zawsze pisałem piosenki o życiu, nie jestem zainteresowany pisaniem piosenek na przykład o sytuacji na Bliskim Wschodzie. Wszystkie moje piosenki są osadzone w mikroklimacie mojego ciała. Nawet jeśli piszesz piosenkę dla dziewczyny, w pewien sposób piszesz znowu o sobie, ponieważ ktoś inny napisałby zupełnie inną piosenkę o tej samej dziewczynie. Wydaje mi się, że my, Belgowie tkwimy w temacie poszukiwania miłości.
Myślisz, że jest to coś, co wyróżnia belgijską scenę?
Myślę, że to pewna postawa. Nie jest to konkretne brzmienie, ponieważ działa tutaj wiele rożnych zespołów, a każdy jest pewną mieszanką pomysłów. W Anglii jest brit pop, Francuzi mają swój chanson, Ameryka ma hip-hop i blues. Belgia jest bardzo małym krajem i jest pośrodku tego wszystkiego. Powstała jako kompromis między Francją i Niemcami. Nie mamy swojej tożsamości, nie jesteśmy szowinistyczni ani dumni, co czyni nas bardzo otwartymi na inne kultury. Artyści w Belgii lubią mieszać wszystko w ich własny świat.
Wideo do "Mad World" kręciłeś ze swoim kolegą Wouterem Bouvijnem na Majorce. Jaki był pomysł na ten teledysk? Klip jest bardzo prosty, jesteś tam tylko ty i ludzie, którzy tańczą.
Po pierwsze, kosztowało mnie to wiele nagrań, aby nauczyć się, jak zrobić proste wideo. Proste pomysły są najlepsze. Piosenka jest o tym, jak ludzie robią szalone rzeczy, gdy robi się ciemno. Zastanawialiśmy się, gdzie idą ludzie, gdy robi się ciemno. Ta piosenka jest jak pstrykanie palcami, dlatego przez całe wideo to robię - by zobaczyć, co się stanie. Cały teledysk nagrywałem jakieś osiemdziesiąt cztery razy i osiemdziesiąt trzy razy było źle, raz nawet dostałem w twarz, ale to jedno podejście okazało się tym właściwym.
Współpracujesz z Jasperem Maekelbergiem z Faces On TV, a Sylvie Kreusch pomaga w wokalach. Obecnie obydwoje mają swoje własne projekty, nadal znajdują oni czas, by pomagać przy Warhaus?
Sylvie jest urodzona do tego, by być dziewczyną z zespołu, to płynie w jej krwi. Ona jest popową diwą. Ideą Warhaus nigdy nie było to, żeby tworzyć ten projekt przez cały czas we dwoje. Kiedy nagrywałem nową płytę, Sylvie zaśpiewała na niej, ale niektóre koncerty gram bez niej. Czasami pojawia się na dużych występach. Jasper jest natomiast jednym z moich najlepszych przyjaciół. Teraz robimy nową płytę Balthazar, zajmuje się jej produkcją, więc nadal z nim pracuję.
Kiedyś w jednym z wywiadów powiedziałeś, że lubisz nagrywać piosenki podczas biegania.
Nie biegałem już od trzech lat, więc to już stara historia. Starałem się znaleźć nowe sposoby na pisanie piosenek. Na ten album miałem nową strategię - byłem na diecie. Chciałem dowiedzieć się, jakie jedzenie sprawia, że jestem bardziej twórczy. Gdy robiłem ten album, jadłem tylko mleko i jabłka. Jeśli chcecie zrobić taki album, jak "Warhaus", jedzcie jabłka i mleko.
Wspomniałeś o pracy nad albumem Baltazar, macie zamiar nagrywać po skończeniu twojej trasy koncertowej?
Właściwie to już nagrywamy, pomiędzy trasami koncertowymi. Większość już zrobiliśmy, musimy napisać jeszcze ze dwie piosenki i nagrać je, poza tym cała reszta jest już nagrana.
Co to będzie za album? Ty masz swój projekt, jest też J. Bernardt, Jasper wam pomaga...
Nie mogę powiedzieć za dużo, ale będzie bardzo atrakcyjny. Bardziej taneczny niż ostatni. Na ostatnim było więcej rocka, na tym będzie więcej rytmów, basu. Myślę, że będzie brzmiał jakbyśmy byli szczęśliwi albo coś w tym rodzaju.
Twoje koncerty są bardzo intymne, czuć więź między tobą a publicznością.
Tym, co powoduje, że koncert traktuję jako coś wyjątkowego są momenty, w których mogę improwizować. Oczywiście gram wiele piosenek w podobny sposób na każdym kolejnym występie, ale improwizacja sprawia, że każdy koncert jest wyjątkowy i dla mnie, i dla publiczności. Wszystko zależy od tego, jak wchodzimy w interakcje z publicznością. Gdybyśmy nie nawiązali więzi, to nadal gralibyśmy nasze piosenki całkiem dobrze, ale potrzebujemy tego połączenia, by wywołać jakąś magię, coś niedotykalnego, co można poczuć, ale nie można tego nazwać. Jak już mówiłem, naprawdę lubię polską publiczność, bo jest bardzo entuzjastyczna. Czasami zdarza się jednak, że publiczność jest bardzo uważna i cicha, i to też może być bardzo fajne.
Kilka dni temu występowało tutaj Tender. Oni z kolei nie lubią, gdy publiczność jest cicho, bo nie wiedzą, czy podoba jej się to, co zagrali, czy nie.
Nie mam z tym problemu. Innym problemem - na przykład w Holandii - jest to, że ludzie rozmawiają jakby byli w barze, wkurza mnie to. Gdy gram intymną piosenkę na gitarze i słyszę gadających ludzi, to bardzo mnie to denerwuje. Nie lubię tego.
Niektórzy artyści nie lubią rozmawiać o tekstach, które napisali i tłumaczyć, co mieli na myśli. Jak jest z tobą?
Kocham rozmawiać o tekstach piosenek, ale to też zależy... Myślę, że wielu muzyków nie chce o tym rozmawiać, bo nie mają pojęcia, o czym śpiewają. Po prostu nie pracują nad swoimi tekstami. Czasami potrafię spowiadać się w piosence, ale staram się to utrzymać w formie zagadki. Czasami nie chcę rozmawiać na pewne tematy, bo jest to zbyt hańbiące dla mnie. Ale generalnie lubię rozmawiać o tekstach.
A może powinno być tak, żeby ludzie mogli interpretować piosenki w dowolny sposób, nawiązując do własnych przeżyć?
Nie do końca się z tym zgadzam. Na przykład "Blood on the Tracks" Boba Dylana - wszyscy wiedzą, że jest to piosenka o zerwaniu z jego żoną, Sarą. Kiedy słucham tego albumu, dotyka mnie to mocniej, bo znam tę historię. Czasem fajnie jest znać tło skryte za piosenką.