Jarosław Kowal: Zawsze wydawało mi się, że Janet Jackson jest tandetna i zdziwiło mnie, kiedy wymieniłaś ją jako jedną z inspiracji, ale dzięki temu w końcu przesłuchałem "Janet" i okazało się, że jest na tym albumie znacznie więcej niż spodziewałem się znaleźć. Dlaczego ona? Wśród zwolenników tak zwanej "alternatywnej muzyki" racze nie jest popularna.
Nite Jewel: Jako osoba, która przez większość swojego dorosłego życia jest otoczona kolekcjonerami płyt uważającymi siebie za fanów i ekspertów od "alternatywnych" brzmień, faktycznie zauważam niechęć tego świata do radości z dóbr popu. Powodem nie jest jakość muzyki samej w sobie, ale mentalna blokada mówiąca: Jeżeli jest popularne, to nie może być dobre. Jakby bycie powszechnie akceptowanym i dostępnym oznaczało, że nie można być wyjątkowym. W rzeczywistości jest jednak dokładnie na odwrót. W wielu przypadkach do popu powraca się latami, jest reinterpretowany, interpolowany i tak dalej, co świadczy o jego wysokiej jakości. Czasami zwolennicy "głębokiej" muzyki zapominają, że w tym wszystkim chodzi najpierw o słuchanie, a dopiero później o intelektualizowanie.
Janet jest wyjątkowa z wielu powodów, ale tym, co ja w niej uwielbiam są głos oraz osobowość. Głos ma niepowtarzalny w swojej słodkiej intensywności. Śpiewa bardzo delikatnie i powściągliwie, ale czuć u niej także ciemność oraz asertywność, które ugruntowują jej wokal. Poza tym osobowość - zawsze była blisko zarówno swojej kobiecej, jak i męskiej strony, doskonale je równoważyła. W dodatku przez całą swoją karierę pracowała z tą samą ekipą autorów i producentów, więc jej albumy mają podobną muzyczną strukturę, ale każdy wprowadza pewne innowacje.
Na amerykańską trasę koncertową przygotowałaś własną interpretacją okładki drugiego albumu Queen, po raz kolejny sięgnęłaś do przeszłości muzyki rozrywkowej. Współczesnych artystów słuchasz z równą pasją?
Użyłam tej okładki, ponieważ jest to uderzające zdjęcie. Moje muzyczne zainteresowania nie są jednak podzielone na "nowe" i "stare", ale po prostu na to, co lubię i to, czego nie lubię. Słucham bardzo dużo współczesnej muzyki, nie wiem nawet od kogo miałabym zacząć wymieniać.
Teoretycznie "muzyka alternatywna" powinna być otwarta na każdy, nawet najśmielszy pomysł, ale faktycznie ma pewne granice, które zdajesz się przekraczać na "Real High". To nie jest już indie pop, ale po prostu pop. Czy to było przyczyną napięć między tobą a twoją poprzednią wytwórnią?
Napięcie między mną a wytwórnią miało związek z tym, że słabo się spisali przy albumie "One Second Of Love", co zresztą sami przyznali, i nie wiedzieli, co zrobić, żeby spisać się lepiej przy następnym wydawnictwie. Jeżeli chodzi natomiast o przekraczanie granic, myślę, że moja poprzednia wytwórnia - i nie jest to wyłącznie ich cecha - chciała ode mnie popu. Sądzili, że mogę stworzyć "cross over", który byłby przebojem, ale ja chciałam tworzyć muzykę tylko dla samej muzyki.
Dużo jest na tym albumie o miłości, ale z drugiej strony mam wrażenie, że kryją się za tym także trudniejsze emocje. Praca nad tym materiałem miała dla ciebie charakter terapeutyczny?
Nie do końca wiem, co masz na myśli, ale może chodzi o to, że czasami robi się trochę mrocznie? Cóż, taką mam po prostu naturę i na każdym albumie można to usłyszeć. Myślę, że czasami pisanie tekstów może być oczyszczające, dzięki temu można powiedzieć o czymś, czego nie powiedziałoby się w prawdziwym życiu. W pewnym sensie może być to terapią.
Utwory, które opublikowałaś na "Real High" są jedynymi, jakie napisałaś przez te cztery lata przerwy?
Utwór tytułowy napisałam w 2011 roku. Od razu zakochałam się w tym kawałku i chciałam skoncentrować cały album wokół niego, ale napisanie idealnego zestawu piosenek, które wpasowałyby się w to uczucie zajęło trochę czasu. W międzyczasie napisałam bardzo dużo muzyki, wystarczająco, żeby zapełnić kilka albumów. Wszystko sprowadza się jednak do powiązania i wyłuskania tych pomysłów, aby tworzyły coś spójnego.
Kiedy zaczęliśmy tworzyć program na tegoroczną edycję festiwalu Soundrive, szybko się okazało, że w 2017 roku dominować będą kobiety. Nie chodzi nawet o to, że taki ustaliliśmy klucz, po prostu jest teraz mnóstwo świetnych artystek. Biorąc pod uwagę sytuację z Keshą i Dr. Lukiem albo wokalistką Dirty Projectors i Heathcliffem Berru, trudno powiedzieć, że jest idealnie, ale nie sądzisz, że mamy aktualnie najlepsze czasy dla kobiet tworzących muzykę?
Sądzę, że więcej kobiet jest dostrzeganych, ponieważ platformy dostarczające muzykę są bardziej neutralne. Dla mnie był to MySpace, teraz jest to raczej Soundcloud i tym podobne. Zawsze było mnóstwo genialnych artystek, po prostu były mniej widoczne. Jestem bardzo wdzięczna za obecną sytuację, w ostatnim czasie odkryłam wielu z moich ulubionych artystów i są to właśnie kobiety producentki. Wciąż nie jest to idealny czas dla kobiet, zawsze jesteśmy uprzedmiotawiane i postrzegane jako mniej ważne, ale chyba jest teraz lepiej niż dawniej, każdy rok przynosi większą uwagę i coraz większą poprawę sytuacji.
Mogłabyś podzielić się swoimi najgorszymi doświadczeniami z mężczyznami w branży muzycznej?
Wolałabym nie.
Zawsze zastanawiam się, jak to jest występować solo, ale działać pod inną nazwą. Czy Ramona Gonzalez i Nite Jewel są tą samą osobą, czy jesteście bardziej jak Bruce Wayne i Batman - dwie osobowości w jednym ciele?
[śmiech] To dwie inne osobowości, ale bez wątpienia splątane ze sobą. Powiedziałabym, że Nite Jewel jest bardziej otwarta i wrażliwa, niż Ramona mogłaby kiedykolwiek być. Ramona to typ twardziela, podczas gdy Nite Jewel to jej zmysłowy odpowiednik.
Co takiego Nite Jewel zrobiła, czego Ramona nigdy nie odważyłaby się zrobić?
Myślę, że Ramona Gonzalez tworzyłaby ambientową muzykę, byłaby bardziej zdystansowana. Nite Jewel jest ukierunkowana bardziej na uczucia i ma tę specyficzną potrzebę wyrażania wszystkiego, co przyjdzie jej do głowy. Nite Jewel jest sensualnym stworzeniem.
W długiej historii komiksu wiele postaci nosiło maskę Batmana czy Kapitana Ameryki, gdybyś musiała, komu przekazałabyś maskę Nite Jewel?
Nie wiem, czy już ją spotkałam, ale zawsze szukam następnej Nite Jewel, żeby wydać jej wyjątkową muzykę w mojej wytwórni - Gloriette.
Nite Jewel wystąpi na festiwalu Soundrive 1 września, dzieląc scenę z między innymi Waxahatchee, Sevdalizą oraz Cakes Da Killa. Więcej informacji TUTAJ.