Z perspektywy czytelnika/czytelniczki tempo jest zawrotne - dopiero co przeprowadzano tajną, dyskretną akcję ratunku ludzi uwięzionych w Oblivion, a już armia obcych staje na ludzkiej ziemi, gotowa do przyjęcia bezwarunkowej kapitulacji. Dla bohaterów tej historii minęły jednak trzy długie lata, które spożytkowali w bardzo odmienny sposób.
Na skali makro zjednoczone - choć wciąż skonfliktowane - zakony Kuthaal nieustannie pracowały nad odszyfrowaniem technologii umożliwiającej przenoszenie się między wymiarami. Większość z nich motywowana nie imperialistycznym pragnieniem podbijania, sprzecznym z ich naturą, a w ramach ratunku przed trawiącą ich dom, śmiercionośną Naroślą. Ludzie z kolei w charakterystyczny dla nas sposób weszli w tryb wyparcia, zapomnienia, udawania, że problem i zagrożenie nie istnieją, a w dodatku zamykania ust tym kilku osobom, które - nawiązując do filmu Adama KcKaya - nie boją się patrzeć w górę.
Na skali mikro Nathan Cole i Gakaal łączą siły ponad podziałami, by znaleźć sposób na ocalenie obydwu ras. Ich pełne wzajemnego szacunku rozmowy służą Robertowi Kirkmanowi za główne narzędzie ekspozycyjne - w znaczącym stopniu to z nich dowiadujemy się, do czego doszło w międzyczasie, pomiędzy tomami. Scenarzysta nie szczędzi nam objaśnień padających z ust również innych postaci, ale to akcja kradnie niemal cała uwagę. Niekoniecznie ze względu na jej funkcję narracyjną czy napięcie, a z powodu wyjątkowych rysunków Lorenza De Feliciego.
Włoski artysta najwyraźniej wyszedł z założenia, że skoro alternatywna rzeczywistość nie wymusza na nim trzymania się realizmu, to może pójść na całość i całkowicie zmienić zasady budowy przestrzennej Oblivion oraz jej mieszkańców, do czego posłużyło mu przede wszystkim geometryczne upraszczanie elementów kompozycji. Niektórzy Kuthaal wyglądają wręcz jak wyjęci z obrazów Juana Grisa albo Georgesa Braque'a - ich szaty zdobią kolorowe bryły, a całe sylwetki zdają się odpowiadać często powtarzanemu przez kubistów przekonaniu, że wszystko, co występuje w naturze da się przedstawić za pomocą kuli, stożka i walca.
Największe wrażenie robią sceny walk rozgrywające się pomiędzy samymi Kuthaal - ze względu na nieludzką budowę ich ciał, niemożność stwierdzenia, gdzie znajduje się ich twarz (o ile w ogóle mają jej odpowiednik) i odmienny sposób poruszania się, każdy taki pojedynek nabiera abstrakcyjnego charakteru. Niekiedy trzeba dłużej przypatrywać się kadrom, by zidentyfikować, czyja część ciała do kogo należy albo gdzie się kończy i zaczyna szata. Zresztą zatrzymywanie się na poszczególnych rysunkach nie wynika wcale z nakazu czy powinności, są tak fascynujące, nieprzypominające żadnego z dziesiątek już znanych fikcyjnych światów, że z przyjemnością zwalnia się tempo czytania i studiuje każdą linię.
Do końca "Oblivion Song" został jeszcze tylko jeden tom, nie może być więc zaskoczeniem, że na rozwijanie świata przedstawionego, wątków pobocznych i postaci nie ma już wiele miejsca. Zastąpił je kurs kolizyjny zwaśnionych stron, które już za chwilę staną do ostatecznego pojedynku, ale tam, gdzie scenariusz kieruje się ku prostocie, rysunki nadrabiają złożonością i wciąż utrzymują tę serię na wysokim poziomie.
Oblivion Song
Polska, 2024
Non Stop Comics
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Lorenzo De Felici