Obraz artykułu Charlotte Cardin: Dzięki trudnym doświadczeniom, wiem, jak pokazać prawdziwą siebie

Charlotte Cardin: Dzięki trudnym doświadczeniom, wiem, jak pokazać prawdziwą siebie

Niesamowicie zdolna, piękna i pełna energii - taka jest Charlotte Cardin, kanadyjska artystka, która pierwsze sukcesy muzyczne odnosiła już w wieku dziewiętnastu lat, kiedy zajęła drugie miejsce w kanadyjskim The Voice. Od tego czasu minęło dziesięć lat, Cardin dojrzała, po drodze wiele się nauczyła i przeprowadziła do Francji.

Barbara Skrodzka: Masz na koncie dwa albumy - "Phoenix" i "99 Nights" - i grasz koncerty niemal na całym świecie. Doświadczenie zdobywałaś natomiast, pracując jako modelka, a do tego wzięłaś udział w kanadyjskim The Voice. Jak te wcześniejsze doświadczenia ukształtowały ciebie jako artystkę i kobietę?

Charlotte Cardin: Od dziecka wiedziałam, że chcę tworzyć muzykę, to było moje marzenie. W modelingu pracowałam głównie jako nastolatka, między piętnastym a dwudziestym rokiem życia, pozwoliło mi to zarobić trochę pieniędzy, ale nigdy nie wiązałam z tą branżą przyszłości. Miałam szczęście, że znalazłam pracę, ale nie wspominam jej dobrze. To bardzo toksyczny świat, totalnie nie dla mnie. Sporo się nauczyłam, modeling pokazał mi, że jestem w stanie wiele udźwignąć. Dzięki tamtym doświadczeniom potrafię też pokazywać innym osobom, kim naprawdę jestem już jako artystka. Wiem, jak to jest być postrzeganą jako pewnego rodzaju postać, być zobowiązaną do wyglądania seksownie, do robienia rzeczy, z którymi nie czujesz się komfortowo i jak to jest znaleźć się na świeczniku w realiach, które w ogóle ci się nie podobają. Doświadczyłam tego wszystkiego w modelingu i wiązało się z wieloma upokorzeniami.

"The Voice" to z kolei program, w którym śpiewa się cudze utwory i to producenci telewizyjni decydują, jak chcą ciebie przedstawić. Te występy nauczyły mnie, jak robić to, co chcę, ale prawdziwa praca nad sobą zaczęła się dopiero po programie, w postaci na przykład prób odkrycia, kim jestem jako artystka. Naprawdę staram się to dokładnie zrozumieć i robię wszystko, żeby pokazać prawdziwą siebie. Stawiam sobie pytania, szukam na nie odpowiedzi, a dzięki temu zmieniam się jako osoba, artystka i kobieta.

Poruszasz w piosenkach tematy dotyczące miłości, gniewu, ego, a także nostalgii - które z tych uczuć są dla najtrudniejsze do wyrażenia?

Lubię pisać smutne piosenki, które brzmią zabawnie i są jednocześnie radosne. Najłatwiejszą emocją do wyrażenia jest dla mnie smutek, uwielbiam śpiewać smutne utwory, najtrudniejszą jest natomiast radość. Mam kilka utworów, które są weselsze, ale w nieco bezczelny sposób. Takie jest na przykład "Sex To Me" i "Jim Carrey", które napisałam z bardzo lekkim sercem.
 

Dlaczego zdecydowałaś się przeprowadzić z Montrealu do Paryża?

Potrzebowałam zmiany. Czułam, że nie mogę już tam oddychać. Od dziecka mieszkałam w Montrealu i zaczynało do mnie docierać, że nie będę w stanie dłużej rozwijać się w tym miejscu w tak szerokim zakresie, w jakim chciałabym tego. Osiągnęłam pewien pułap, którego nie dało się przekroczyć. Montreal dał mi wiele i wiele mnie nauczył, ale chciałam wciąż ewoluować jako osoba i czuję, że dzięki przeprowadzce tak się właśnie stało. Odczuwałam potrzebę poznania nowych ludzi, znalezienia nowych inspiracji, które przełożyłyby się na muzykę, doświadczenia innych rzeczy. Nowe miasto i nowy początek wydawały się idealne, żeby zrealizować ten cel. Nadal bardzo często bywam jednak w Montrealu, wciąż mam tam mieszkanie.

Podoba ci się w Paryżu?

Uwielbiam Paryż. Jest dokładnie tym, czego potrzebowałam. Kiedy mieszka się tutaj, podróżowanie po całej Europie jest znacznie łatwiejsze - wszędzie jest blisko.


Drugi album jest kontynuacją pierwszego czy raczej nowym rozdziałem?

"99 Nights" został wydany znacznie szybciej niż mój debiut, po dwóch i pół roku pracy nad nim. Nagranie "Phoenix" zajęło mi cztery lata, album ukazał się w kwietniu 2020 roku i w tym samym czasie zaczęła się pandemia. Nie mogłam grać koncertów, dlatego natychmiast wróciłam do studia. Cały maj i czerwiec spędziłam pisząc. Miałam w głowie wiele pomysłów, które chciałam nagrać i wydać. Myślę, że "99 Nights" jest trochę innym albumem niż "Phoenix", bo powstawał inaczej, a poza tym ja też zmieniłam się przez ten czas. Z jednej strony pozostaję wierna sobie, z drugiej weszłam na wyższy poziom.

 

Który z utworów sprawił ci najwięcej kłopotów?

Na tym albumie było to zdecydowanie "Next To You" - napisanie go zajęło około ośmiu miesięcy. Pomagał mi w tym mój przyjaciel, Patrick Watson. To bardzo osobista piosenka, ewoluowała wraz ze mną, gdy podejmowałam decyzję o wyprowadzce z Kanady. Za każdym razem gdy wracałam do studia, dodawałam kilka słów, dlatego rozwijała się bardzo powoli. Mój stosunek do niej w pewnym sensie zatoczył pełne koło. Nienawidziłam jej, nie chciałam wydawać, a później znowu ją pokochałam. Teraz "Next To You" to moja ulubiona piosenka. W trakcie prac nad nią przerobiłam wszystkie możliwe emocje.

Wspomniałaś wcześniej o pokazywaniu prawdziwej siebie - jak to się przekłada na występy w pełnych salach koncertowych? Jest to dla ciebie trudne?

Na scenie staram się być w stu procentach sobą. Oczywiście inaczej wchodzi się w interakcje z ludźmi, kiedy mówi się do publiczności i inaczej, kiedy rozmawia się z przyjacielem, ale chcę, żeby fani dobrze mnie poznali. Pewne rzeczy trzymam w tajemnicy, ale zależy mi na pokazaniu mojej prawdziwej osobowości i tego, kim jestem. Myślę, że jestem to winna każdemu, kto poświęca czas na zanurzenie się w mojej muzyce, więc na scenie staram się być tak bardzo autentyczna, jak to tylko możliwe.


W jednym z wywiadów wspomniałaś, że cenisz sobie samotność - co miałaś przez to na myśli?

Uwielbiam być sama, co nie znaczy, że nie lubię spędzać czasu z moim zespołem albo z fanami. Po prostu potrzebuję chwili w samotności, by napełnić swój akumulator. W trasie przychodzi mi to z łatwością - są pokoje hotelowe, green roomy, w których mogę po prostu pobyć trochę w swojej bańce, a potem wyjść na scenę i dać koncert pełen energii.

 

Kiedyś na Instagramie udostępniłaś post, w którym ktoś napisał, że z wyglądu jesteś podobna do Jamiego Campbella Bowera. W sumie można by cię wziąć za jego siostrę.

Kiedy zobaczyłem to zdjęcie, moje serce stanęło [śmiech]. Faktycznie jesteśmy trochę podobni do siebie. Sprawdziłam, kim on jest i okazało się, że kiedyś grał w zespole Counterfeit, a teraz wydaje własne utwory. Może kiedyś uda nam się połączyć siły?

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce