Obraz artykułu Mortar: Dla wielu osób wyłączenie internetu oznaczałoby apokalipsę

Mortar: Dla wielu osób wyłączenie internetu oznaczałoby apokalipsę

Brytyjsko-polski Mortar to nowy twór prezentujący bardziej metalowe podejście do hardcore punka. Pomimo relatywnie krótkiego stażu, zespołowi nie można zarzucić ani braku scenicznego obycia, ani błahego przekazu. O jego charakterze, punkowych wartościach i życiu Polaków w Zjednoczonym Królestwie opowiedział Jarek, gitarzysta grupy oraz Greg, wokalista.

Wojciech Michalak: Mortar prezentuje zaskakująco thrashowe podejście do punk rocka. W jakim miejscu na spektrum punk-metal umieścilibyście siebie? Jako zespół i jako ludzi.

Jarek: Kiedy byłem dzieciakiem, moim pierwszym kontaktem z muzyką ekstremalną był właśnie punk i muszę powiedzieć, że wtedy dość mocno zdystansowałem się od metalu [śmiech]. Chyba po prostu nie uważałem go za wystarczająco wartościowy gatunek, bo był pozbawiony politycznie świadomego przesłania. Niewiele jeszcze o nim po prostu wiedziałem. Dopiero później odkryłem, że metal to znacznie więcej. Prawdopodobnie Napalm Death był jednym z pierwszych zespołów metalowych, który zmusił mnie do przedefiniowania mojego podejścia do muzyki ekstremalnej. Uważam się za punka, ale mam też duży szacunek do metalu. Nie klasyfikowałbym naszej muzyki ani jako punka, ani jako metalu. W popularnej obecnie terminologii wiele osób określiłoby ją jako d-beat, ale zespoły są dzisiaj bardziej odważne, adaptują bardzo różne style muzyczne we własnej muzyce, więc może mówienie o konkretnym gatunku jest bzdurą i w ogóle nie ma zastosowania do współczesnej muzyki ekstremalnej.

 

Greg: Nie jestem do końca pewien, czy Mortar w ogóle brzmi thrashowo. Zdecydowanie jest tutaj wpływ metalu, ale kiedy po raz pierwszy usłyszałem te utwory, było dla mnie jasne, że głównym wpływem są szwedzkie zespoły d-beatowe z lat 90., takie jak Driller Killer, Disfear i tak dalej. Po prostu uwielbiam wszystko, co ma w sobie d-beat. Kiedy Jarek poprosił mnie, żebym z nim zagrał, nie mogłem odmówić. Londyn zawsze miał świetną scenę crustową, a w ostatnich latach mniej zespołów gra w tym stylu. Nie należę do żadnego spektrum, po prostu uwielbiam heavy metal i punk rock w każdej postaci. To polityczni anarchiści i lewicowe zespoły naprawdę wciągnęły mnie w muzykę DIY - pojawiły się wpływy hardocore'u, szersze zainteresowanie metalem, weganizmem i tak dalej.

Obaj wspomnieliście o politycznym tle muzyki punkowej, które stanowi jej rdzeń. Zawsze jednak miałem wrażenie, że punk jako scena jest dość hermetyczny i zamknięty na mieszanie się z innymi gatunkami, przynajmniej w Polsce. Punk powinien się bardziej otworzyć, żeby jego przesłanie dotarło do szerszej publiczności, czy powinien pozostać w podziemiu DIY?

Greg: Większość muzyki punkowej, którą lubię ma dość szorstkie i ekstremalne brzmienie. Nie sądzę, że kiedykolwiek będzie to docierać do mas. Ten gatunek nie powinien iść na kompromisy, aby podobać się ludziom, którzy nie są do niego przekonani. To zawsze będzie muzyka outsiderów. Myślę, że robimy to wszystko bardziej dla siebie niż czegokolwiek innego. Ludzie nie powinni się jednak oszukiwać, że słuchanie tak zwanej muzyki politycznej, publikowanie memów w internecie i ubieranie się jak bezdomny to działanie prowadzące do jakieś realnej zmiany. To, że punk w pewnym sensie jest sceną elitarną, która postrzega siebie jako coś, co jest poza społeczeństwem zakrawa na ironię. Jeśli chcesz zmienić świat, musisz być jego częścią. Widziałem, jak punk ratuje życie i widziałem też, jak je niszczy. Niektórym ludziom zbyt łatwo jest ukryć się za negatywnością muzyki punkowej i nie robić niczego pozytywnego ze swoim życiem, ale znam też wiele osób, które wywodziły się z tej sceny i robiły pozytywne rzeczy w swoich społecznościach, stały się wpływowymi związkowcami i tak dalej. Jeśli utożsamiasz się z muzyką i tekstami radykalnych zespołów, weź to pod uwagę i zamień w działanie, niezależnie od tego, jak duże czy małe miałoby być.

 

Jarek: Zgadzam się i utożsamiam ze słowami Grega i myślę, że masz rację - polskie punki zazwyczaj postrzegają siebie jako elitę postępowego myślenia oraz pewnych idei, ale potrafią równocześnie być dość aroganccy, nietolerancyjni i wstrętni, co jest w pewnym sensie sprzeczne z ich oficjalnym przesłaniem politycznym i społecznym. Odwiedziłem kilka miejsc, na przykład Amerykę Południową i Japonię, i myślę, że są pod tym względem dość podobne do Polski, ale z drugiej strony jeśli spojrzeć na takie miejsca jak Szwecja, to punk i metal stanowią tam tak naprawdę wspólną, jednolitą scenę. Powiedziałbym, że Anglia jest także przykładem kraju, w którym punk i metal są dość zjednoczone, szczególnie jeśli pomyślisz o takich zespołach jak Napalm Death, Carcass, Bolt Thrower i wielu podobnych. Jeśli chodzi o Mortar, jesteśmy dobrym przykładem typowego brytyjskiego zespołu [śmiech]. Są wśród nas punki, metalowcy, a nawet miłośnicy muzyki folkowej lubujący się w odwiedzaniu starych zamczysk.

W ostatnich latach wiele osób wyemigrowało z Polski do Wielkiej Brytanii. Nadal widzisz ten trend? Polacy asymilują się z otoczeniem czy tworzą odrębne wspólnoty?

Greg: Myślę, że Polacy w Londynie pomogli utrzymać przy życiu scenę punkową i wnieśli ogromny wkład w rozwój zespołów i wytwórni płytowych, a także po prostu ludzi chodzących na koncerty. Jeśli chodzi o szerszą integrację społeczną, myślę, że Polacy integrują się bardzo szybko. Są ludzie, którzy przyjechali tu po wejściu Polski do Unii Europejskiej, a teraz mają dorosłe dzieci i nie da się odczuć, że byli w jakiś sposób "obcy". Czasami sposób, w jaki media mówią o imigracji może sprawiać wrażenie Anglii jako nietolerancyjnego miejsca, ale nie sądzę, że tak jest w rzeczywistości, szczególnie w porównaniu z niektórymi innymi krajami w Europie.

 

Jarek: Emigracja Polaków do Wielkiej Brytanii to już zdecydowanie przeszłość, szczególnie po Brexicie. Powiedziałbym, że tendencja jest odwrotna, widzę, że wielu Polaków - w tym moi przyjaciele - wraca do ojczyzny. Wierzę, że poza pewnymi drobnymi różnicami kulturowymi, Polacy są dość podobni w sposobie myślenia i postrzegania świata do Anglików, więc powiedziałbym, że całkiem nieźle się tutaj asymilujemy. Moje dzieci nie są już Polakami, są tak bardzo brytyjskie, jak tylko można być. Moje indywidualne doświadczenie jest takie, że kiedy przyjechałem tu po raz pierwszy, tak naprawdę nie planowałem mieszkać w Wielkiej Brytanii na stałe. Chciałem zarobić trochę kasy i jak najszybciej uciekać z powrotem do Polski, ale jakoś - częściowo dlatego, że było dość łatwo się zasymilować - zostałem w tym kraju i zacząłem tu wieść życie jak każdy inny. Mogę szczerze powiedzieć, że Anglia jest teraz moim prawdziwym domem, czuję to i serce bije mi teraz do rytmu Big Bena [śmiech]. Żałuję przy tym pewnych decyzji. Życie w Wielkiej Brytanii nie jest takie cudowne i łatwe, jak niektórym się wydaje. Czasami myślę, że nie powinienem tu zostawać na tak długo i raczej trzymać się pierwotnego planu i wrócić do Polski wiele lat temu. Kiedy ostatnio odwiedziłem Polskę, rzeczywiście zauważyłem, że kraj bardzo się zmienił i nie jest zaściankiem, który opuściłem dwie dekady temu. Mam wrażenie, że Polska radzi sobie także ekonomicznie znacznie lepiej niż wtedy.

Greg wspomniał, że Anglia jest przez niektórych postrzegana jako nietolerancyjne i okropne miejsce, pełne bigotów - to bzdury. Anglia to miejsce bardzo otwarte, daje realne możliwości ludziom, którzy przybywają tu z innych części świata. Anglicy mogą być naprawdę dumni ze swojego kraju. Nie dumni w sensie jakiś patriotycznych czy nacjonalistycznych uniesień, ale dumni z tego, że ich kraj jest bardzo otwarty na odmienność, że jest spora pomoc dla tych, którzy mogą się tutaj czuć obco i potrzebują wsparcia. Mam wrażenie, że Anglikom ciągle się mówi, że są nietolerancyjni, rasistowscy lub uprzedzeni, a to jest dalekie od prawdy, choć oczywiście w każdym społeczeństwie lub grupie możesz znaleźć jakiś patologiczny, krzykliwy margines, który wcale nie musi być odzwierciedleniem ogólnej jakości, a przynajmniej ja się z tym nigdy nie spotkałem. Nie doznałem tutaj żadnego prześladowania, a jestem od prawie dwudziestu lat imigrantem, więc mam sporo doświadczeń.

To trochę banalne pytanie rodem z rozmowy rekrutacyjnej, ale jako dość młody zespół z doświadczonymi ludźmi w składzie, gdzie widzicie Mortar za pięć lat?

Greg: Mam nadzieję, że będziemy mieli kilka płyt i będziemy mieli okazję trochę podróżować, poznać nowych przyjaciół na całym świecie i uszkodzić słuch niektórym ludziom.

 

Jarek: Wydaje mi się, że mamy pewne konkretne założenia co do tego, jak zespół powinien funkcjonować, czasami o tym dyskutujemy. Ale nie sądzę, by naszym celem było zostanie najlepszą kapelą w jakiejś chorej konkurencji, a raczej coś, co ma nas cieszyć i dawać satysfakcję. Oczywiście trudno wyobrazić sobie zespół, który nie chce być rozpoznawalny i w jakiś sposób znaczący na scenie. Jeśli niektóre mówią, że nie zależy im w ogóle na uznaniu i pewnego rodzaju sukcesie, to kłamią. Chciałbym, żeby Mortar dostarczał wysokiej jakości muzykę zarówno na koncertach, jak i w nagraniach, ale nie mamy obsesji na punkcie sławny, nie chcemy grać stu koncertów tygodniowo, nie chcemy, żeby wszyscy o nas mówili albo żeby wszyscy słuchali naszej muzyki, bo to oczywiście nie jest możliwe. Nasza muzyka egzystująca na peryferiach głównego nurtu, nigdy nie będzie szalenie popularna, zresztą nie o to w tym wszystkim chodzi, a o to, żeby czuć satysfakcję, gdy po bitwie opada kurz.

 

Co jest najważniejsze dla zespołu, by pozostać aktywnym przez długi czas - osobiste relacje w zespole, wspólna motywacja? Jarku, byłeś członkiem wielu zespołów, jak bardzo twoje wcześniejsze doświadczenia ukształtowały Mortar?

Jarek: Nie sądzę, by można było kojarzyć mnie z aż tak wieloma zespołami. Gram punk rocka od końca lat 80., przewinąłem się przez Guernica Y Luno, Silną Wolę, Meinhof, Unfixed, Tystvar i teraz Mortar. Chociaż jak teraz pomyśle, to wcale nie jest tego aż tak mało. Co jest dla zespołu najważniejsze, to aby po prostu pozostał aktywny. Wierzę, że do osiągnięcia jakiegoś tam sukcesu kluczowe są osobiste relacje między członkami zespołu, a nie sama muzyka czy scena.

 

Teksty Mortar są bardzo krótkie i dobitne. To podejście dodaje słowom większej mocy, ale czy nie boicie się, że możecie zostać źle zrozumiani?

Greg: Podoba mi się podejście do krótkich, rzeczowych tekstów tego zespołu. Pasuje do naszych utworów i nawiązuje do tradycji zapoczątkowanej przez takie zespoły jak Discharge, których piosenki przypominały krótkie, brutalne haiku. W ostatecznym rozrachunku nie przejmuję się tym, że zostanę źle zrozumiany, jestem do tego przyzwyczajony. Muzyka przemawia do słuchacza i tylko do niego, ludzie mogą interpretować teksty w dowolny sposób.

 

Jarek: Większość tekstów jest mojego autorstwa, ale Greg też ingeruje w ich treść. Nie mam gotowych odpowiedzi na wszystkie istniejące problemy, które nękają świat, sam też czasami czuję się w nim zagubiony, więc nie odważyłbym się nikogo pouczać. Wolałbym kogoś sprowokować naszym przekazem, by wyciągnął własne wnioski po przeczytaniu tekstu czy po wysłuchaniu danego utworu. Czasami teksty są tylko opisem pewnych stanów emocjonalnych, więc nie można ich odbierać zbyt dosłownie. Myślę, że takie podejście do naszego przekazu jest w pewnym sensie oznaką szacunku dla naszych słuchaczy, bo każdy jest na tyle inteligentny, żeby rozumieć i interpretować świat po swojemu. Nie ma potrzeby wbijać do głów jakichś sloganów, byłoby to praniem mózgu, robionym w dobrych intencjach, ale wciąż praniem mózgu.

Jednym z tekstów, który można interpretować na wiele różnych sposobów jest "Techno-Holocaust". Ogólne przesłanie dotyczy tego, że jesteśmy zbyt zależni od technologii, ale czy to naprawdę coś złego? Mamy oczywiście ogromne kapitalistyczne firmy zmuszające nas do codziennego kupowania nowych rzeczy i dzieci przyklejone do ekranów przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale z drugiej strony jest też ratująca życie zaawansowana technologia medyczna.

Jarek: "Techno Holocaust" nie jest przeciwny nowoczesnym technologiom ratującym życie lub po prostu ułatwiającym nam życie. Dorastałem w czasach, kiedy technologia nie była tak bardzo zintegrowana z naszą codziennością i radziliśmy sobie wtedy całkiem nieźle. Uważam, że nasza mentalność oraz stan zdrowia psychicznego były znacznie lepsze, bo bez tych wszystkich technologicznych jazd zachowywaliśmy się bardziej jak prawdziwe ludzkie istoty, niż zombie uzależnione od ekranów telefonów komórkowych czy mediów społecznościowych. Oczywiście postępu technologicznego nie da się zatrzymać i nie chciałbym, żeby ludzie myśleli, zachowywali się lub pracowali tak, jakbyśmy żyli w średniowieczu. Ten utwór nie jest o tym. Musimy docenić to, co dobrego wynika z niektórych nowoczesnych rozwiązań, ale co by się stało, gdyby na przykład nagle i raz na zawsze cały internet został całkowicie zamknięty? Myślę, że to oznaczałoby apokalipsę, więc trzeba pomyśleć o obecnym stanie i kondycji psychicznej ludzkości.

 

Hasło na longleevie albumu głosi: Jak możemy kiedykolwiek osiągnąć pokój, skoro jedyną odpowiedzią jest wojna? Naprawdę sądzicie, że trwały stan pokoju jest niemożliwy?

Jarek: Nie wierzę, że trwały pokój będzie kiedykolwiek możliwy. Przemoc jest wbudowana w naturę ludzką. Możesz kibicować pacyfizmowi lub opowiadać się za pokojem w swoim codziennym prywatnym życiu albo jako twój poglądach polityczny, ale gdy ktoś brutalnie narusza twoją przestrzeń osobistą, napadnie twój dom lub kraj, to nagle stajesz się brutalny i agresywny. Tylko naiwna osoba wierzy w permanentny pokój. Tymczasowy pokój jest oczywiście możliwy do osiągnięcia, ale tylko wtedy, gdy potencjalny intruz będzie trzymany w bezpiecznej odległości, kiedy będzie się bał twojej gwałtownej reakcji. Nie jestem anarchistą w sensie działacza politycznego, ale można powiedzieć, że sympatyzuję z tymi ideami, a nikt inny jak właśnie anarchiści nie wie, że nawet odrobina wolności lub pokoju nie może być zdobyta bez walki. Ponadto jeśli jesteś osobą prawą, będziesz chronić pokój i wolności innych ludzi, używając wszelkich metod, nawet siły i przemocy, wszystkiego, czym dysponujesz. Nie ochronisz siebie ani swoich bliskich, ukrywając się wewnątrz magicznego "okręgu pokoju". Więc do diabła z tą bzdurną propagandą. A jeśli kogoś szokuje to stwierdzenie, to warto przypomnieć realia polskiej sceny punkowej lat 80. i 90., kiedy groziło nam śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony neonazistów i innych orków tylko dlatego, że marzyliśmy o byciu innymi. Zbyt wielu straciło życie, zostało okaleczonych lub na zawsze straciło zdrowie. Względny spokój nie nastąpił, dopóki nie nauczyliśmy się kontrolować naszego strachu i dokonaliśmy fizycznej konfrontacji z naszymi oprawcami. Pokój jest iluzją, absurdem, ale w coś trzeba wierzyć i o coś trzeba walczyć.

Greg: Żeby zrobić omlet, trzeba rozbić kilka jajek. Dziwne wydaje się mówienie o "pokoju" poza kontekstem historycznym. Nie interesuje mnie bezmyślny idealizm. Całkowite trzymanie się pacyfizmu jest rodzajem eskapizmu. To pokazuje, że nie żyjesz w prawdziwym świecie. Chcemy pokoju, ponieważ wojny zawsze wszczynają bogaci i potężni we własnym interesie. Istnieje różnica pomiędzy dążeniem do świata pozbawionego przemocy a uznaniem, że kapitalizm jest źródłem konfliktów obserwowanych od czasu powstania państw narodowych i byciem pacyfistą. Kapitalizm opiera się na brutalnej groźbie - pracuj, rób co ci każą, albo ponieś konsekwencje i umrzyj z głodu. Konflikt jest częścią tego systemu. Jak mówił Jarek, ludzie mają pełne prawo użyć siły w obronie przed wyzyskiem, uciskiem czy agresją. Pacyfizm jest kłamstwem. Minęły ponad dwa tysiące lat chrześcijaństwa i jego retoryki "kochaj swego brata". To jest puste. Pamiętajcie, że naziści, ludzie wychowani w pacyfistycznej tradycji chrześcijaństwa, wysłali do komór gazowych sześć milionów potomków Chrystusa.

 

Jesteście zespołem w całości pochodzącym z Wielkiej Brytanii, ale zdecydowaliście się na miks i mastering swojego materiału w polskim Studio Riot. Dlaczego?

Jarek: Decyzja, aby miksować i masterować materiał w Polsce wynikała z kilku powodów, bo pomimo że część z nas od dawna mieszka w Wielkiej Brytanii, to jednak utrzymujemy dosyć dobre kontakty z inicjatywami, które dzieją się w Polsce - stosunkowo łatwo jest tam coś załatwić czy zaaranżować. Po drugie, w Polsce jest taniej niż w Anglii, więc nie ma co się czarować, że nie jest to jakaś dodatkowa motywacja, zwłaszcza że zapłacić drożej w Wielkiej Brytanii wcale nie oznacza, że będzie lepiej, a jeśli robimy to w poznańskim Studio Riot, to jakość jest gwarantowana. No i ważna rzecz - lubię Jędrka [Jędrzej Pazurkiewicz, realizator w Studio Riot]. Bywa czasami trochę zbyt wymagający, ale zawsze wyciska z kapeli to, co najlepsze. Jak nagrywasz jakiś krótki fragment po raz setny, a on nadal nie jest zadowolony, to w tym momencie chcesz go zabić, ale po sesji jesteś mu bardzo wdzięczny za efekt [śmiech].

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce