Obraz artykułu Cemented Minds: System wykorzystuje zarówno słuchaczy, jak i artystów

Cemented Minds: System wykorzystuje zarówno słuchaczy, jak i artystów

Francusko-austriackie Cemented Minds w połowie maja opublikowało debiutancki album - "Future is the End" - i z miejsca wyrosło na jeden z najciekawszych post-punkowych projektów o gotyckim zabarwieniu w tej części świata. Więcej dowiedzie się o zespole z naszego obszernego Q&A.

Nazywam się Camille Blanchemain, mam trzydzieści cztery lata i gram na gitarze. Od trzech lat mieszkam w Linz w Austrii, ale reszta zespołu wciąż znajduje się w Caen we Francji. Arnaud Faucher to nasz wokalista, Marsouin des Sables perkusista, a Pierre Goubard to basista - być może znacie jego wcześniejsze, hardcore-punkowe zespoły, Amanda Woodward (1999-2006) oraz Aussitôt Mort (2006-2012). We trzech byliśmy ogromnymi fanami jego projektów jako nastolatki, więc występowanie z Pierrem w jednym zespole jest jak spełnienie marzenia. Nie potrafię tego wyjaśnić, ale jest w nim coś magicznego, jego obecność wpłynęła na wiele bardzo różnych albumów, na których się pojawił. To nasz mały Pat Smear [śmiech].

Nie zajmowałbym się muzyką, gdyby nie moja siostra, Marie. Jest o osiem lat starsza ode mnie, więc jako dzieciak miałem ogromne szczęście, bo mogłem czerpać z muzyki, jakiej słuchała z przyjaciółmi. Kiedy jechaliśmy na południe na wakacje w 1995 roku, błagała naszych rodziców, żeby puścili piracką kasetę "MTV Unplugged" Nirvany w samochodzie i dokładnie pamiętam uczucie, jakie towarzyszyło mi, gdy dobiegły moich uszu pierwsze dźwięki. To było natychmiastowe zauroczenie i utwór za utworem czułem, że zaczynam łączyć się z tym na głębszym poziomie. Miałem później obsesję na punkcie tych utworów, nuciłem je, kiedy samotnie kręciłem się po okolicy, czułem, że są ścieżką dźwiękową tamtych gorących dni. Wtedy też po raz pierwszy rozmawialiśmy z rodzicami na temat samobójstwa i przytłoczyło mnie to, w jak mroczną stronę może się skierować ktoś, dzięki komu doznałem takiego oświecenia. To była słodko-gorzka chwila.

 

Zanim zajmowałem się muzyką... Myślę, że zawsze miałem duszę muzyka, z czasem stawało się to po prostu coraz poważniejszym zajęciem. W wieku siedmiu lat zacząłem grać na fortepianie i przez pięć kolejnych męczyłem się w szkole muzycznej, aż w końcu na dobre poczułem zniesmaczenie tym, w jaki sposób byliśmy uczeni. Kiedy skończyłem czternaście lat, podjąłem kolejną próbę, sięgnąłem po gitarą elektryczną, ale tym razem rodzice byli na tyle sprytni, że zabrali mnie do mniej oficjalnego miejsca, gdzie trafiłem na lokalnego nerda metalu jako nauczyciela. Byłem bardzo skoncentrowany i zdeterminowany, ale brakowało mi perkusji albo basu. Znaczącą zmianą okazało się założenie zespołu z kolegami i pisanie własnych utworów. Poczułem w głębi duszy, że naprawdę przebudziła się we mnie paląca potrzeba tworzenia i nic innego nie miało już znaczenia. Nienawidziłem szkoły i nigdy nie odrabiałem zadań domowych, kiedy tylko wracałem do domu, włączałem komputer, włączałem wzmacniacz gitarowy i zaczynałem zapisywać pomysły w Guitar Pro. Pamiętam, że grałem mniej więcej przez cztery godziny dziennie w tygodniu i do dziewięciu godzin w dni, w które nie musiałem iść do szkoły.

 

Moja ulubiona muzyka z dzieciństwa to "Jazzmatazz, Vol. 1" Guru. Wierzcie albo nie, ale jako dzieciak bardziej interesowałem się hip-hopem. Nirvana była przełomowa, ale tak naprawdę zacząłem słuchać rocka dopiero, kiedy miałem trzynaście lat, wcześniej mocno zagłębiałem się w rap. Chłopak, z którym moja siostra wówczas chodziła regularnie podrzucał mi domowej roboty składanki, żebym mógł zapoznać się z tym, co akurat było na topie. Francuska scena rapowa wrzała w latach 90., miała nawet globalny zasięg. Zespoły pokroju Suprême NTM współpracowały z Nasem, A Tribe Called Quest zadedykował utwór jednemu z naszych gorących artystów w "Luck of Lucien", a Guru zaprosiła McSolaara do współpracy przy jednym z kawałków na "Jazzmatazz, Vol. 1". Było to bezprecedensowe i jakimś sposobem hip-hop stał się największym zjawiskiem we Francji. Nadal jest zresztą najpopularniejszym gatunkiem w kraju.

 

Moja ulubiona muzyka z ostatnich miesięcy to "Blue Rev" Alvvays, według mnie najlepszy album 2022 roku. Tak wiele można się z niego nauczyć, tyle zagrywek i trików, które można tu i ówdzie podebrać, wokalnych harmonii, w które warto się wsłuchać, struktur utworów wartych przypomnienia sobie, kiedy utknie się we własnym procesie twórczym... Mogę słuchać go na okrągło i zawsze znajdę coś w niuansach kompozycji czy produkcji. Po prostu zróbcie sobie tę przyjemność i sprawdźcie ich live session na KEXP - to wielka lekcja.

Innym wydawnictwem, na punkcie którego mam w ostatnim czasie obsesję jest "I've Loved You For So Long" The Aces. Wiem, że dla niektórych osób może to brzmieć trochę mainstreamowo i banalnie, ale naprawdę da się na tym albumie wychwycić wpływy The Cure i shoegaze'u z lat 90. Nie da się nie pomyśleć o "Just Like Heaven", kiedy usłyszy się "Stop Feeling". Mają też świetną puentę w "Suburban Blues": Ponieważ dobre dziewczyny kochają Jezusa, a nie tę dziewczynę z Phoenix - to po prostu przypomina "Boys Don't Cry" tego pokolenia. Ten album to zbiór bangerów, nie ma na nim ani jednego słabego utworu. Miałem zaszczyt posłuchać go na żywo kilka dni temu, podczas pierwszego koncertu The Aces w Austrii. Zostali zabookowani w ostatniej chwili na festiwalu lokalnej rozgłośni radiowej i musieli grać o bardzo wczesnej porze na najmniejszej scenie. Niestety prawie nikt nie przyszedł. Szkoda, bo naprawdę rzadko miałem okazję widzieć równie dobry występ. Korzystali z podkładów do syntezatorów i kilku innych dodatków, ale śpiewali w harmonii i grali na instrumentach tak intensywnie, że efekt okazał się wspaniały. Odczuwałem taką błogość, że przez cały czas miałem łzy w oczach.

Moja ulubiona artystka niezwiązana z muzyką to z całą pewnością Myriam Mechita. Pracuje przy użyciu różnych środków wyrazu, ale szczególnie poruszają mnie jej rysunki. Zazwyczaj wykonuje je na ogromnych kartkach papieru, dzięki czemu można poczuć jej oddanie, radykalność i siłę uchwycone przy użyciu nacisku ołówka, nawet jeżeli tematy, jakie porusza mają więcej wspólnego z intuicją, wrażliwością i światem niewidzialnym. Jest dla mnie ogromnym źródłem inspiracji i miałem na tyle dużo szczęścia, że uczyła mnie w szkole plastycznej.

Razem z naszym wokalistą, Arnaudem, dzielę też pasję do niezależnych komiksów. Uwielbiamy Charlesa Burnsa, Daniela Clowesa, Chestera Browna, Setha czy Derfa Backderfa. Mamy w mieszkaniach wiele wypełnionych po brzegi regałów. Zawsze zaczynamy koncerty od utworu "Hallorave", co jest bezpośrednim nawiązaniem do pierwszego rozdziału komiksu "King of the Flies" Mezzo i Pirusa. Jest coś lynchowskiego w tej historii - nuda codziennego życia nastolatka z przedmieść spotyka się z mrocznym fantasy.

 

We współczesnej muzyce najbardziej lubię to, jak zacierają się granice pomiędzy gatunkami. Fascynują mnie artyści, którzy potrafią łączyć różne wpływy w swojej muzyce, poruszając się przy tym pomiędzy undergroundem a skrajnym popem. Uwielbiam, kiedy ktoś pokroju Arlo Parks potrafi otworzyć album chillwave'owym brzmieniem, a później przeskoczyć do kawałka indierockowego i zaraz później dorzucić R&B. Kiedy Toro y Moi coś wypuszcza, zawsze jest to odmienny styl i odmienny punkt widzenia, a jednocześnie zawsze słychać, że to Toro y Moi. To może być acid house albo funk, chillwave albo coś psychodelicznego - od razu da się rozpoznać osobowość Chaza Beara. Koleś jest nie do zatrzymania, produkuje nawet muzykę dla największych, chociażby dla Travisa Scotta - to szaleństwo. Świetnie jest też patrzeć, jak Tame Impala przemienił się z super niezależnego projektu w coś bardziej popowego, co pozwoliło Kevinowi Parkerowi współpracować z Lady Gagą i gigantami mainstreamu, jacy znaleźli się na ścieżce dźwiękowej do "Barbie". Uwielbiam też muzyczne romanse pomiędzy artystami, którzy z początku wydają się kompletnie do siebie niedopasowani. Na przykład Post Malone publicznie zachwalał Fleet Foxes i nagle boom - zaśpiewali razem "Twelve Carat Toothache". Bardzo świeże.

 

We współczesnej muzyce najbardziej nie lubię tego, jak system wykorzystuje zarówno słuchaczy, jak i artystów, nawet jeżeli tak było od zawsze. Jak może w ogóle istnieć coś takiego jak prowizja za sprzedaż merchu, którą narzucają niektóre kluby? Dlaczego ludzie muszą wydawać tysiące euro, żeby wziąć udział w stadionowym koncercie Taylor Swift? Dlaczego nawet Robert Smith musi walczyć z chciwością partnerskiej firmy, Ticketmastera? Jak to się dzieje, że Spotify zarabia miliardy, a wciąż wypłaca artystom okruchy? Dlaczego Bandcamp nagle odbiera cały dochód za cyfrową sprzedaż, żeby zrównoważyć pieniądze, jakich nie mógł zarobić na sprzedanych przez zespoły fizycznych kopiach, a później decyduje się na gest piątków bez prowizji i udaje, że wspiera undergroundowych artystów?

 

Najbardziej w koncertach lubię patrzeć, jak ludzie tańczą i śpiewają do utworów, które nie istniały, zanim  nie zdecydowaliśmy, że powinny powstać. To bardzo potężne, ale wciąż dość dziwne uczucie, zwłaszcza, że po ciągłej pracy nad własnym materiałem przez dni, miesiące i lata w końcu mam do niego trochę obojętne podejście. Tak naprawdę nie wiem, czy to, z czym przychodzę jest cokolwiek warte, po prostu ufam kolegom z zespołu, kiedy dają mi zielone albo czerwone światło do działania. Mamy taki kawałek, "Hair Shirt", który z czasem stał się jednym z ulubionych naszej publiczności - to było pierwsze, co skomponowałem dla tego zespołu i chciałem się go pozbyć. Nasz wokalista błagał, żebyśmy zostawili ten utwór, więc to jego zasługa.

Nasza muzyka jest porównywana do The Cure, rzecz jasna, ale nie mamy z tym problemu. The Chameleons i Killing Joke też pojawiają się dość często i szczerze mówiąc, to strzały w dziesiątkę. Kumpel z naszej punkowej sceny nazwał nasz zespół gotyckim i to też uważam za świetne. Porównywano nas również do Bloc Party i myślę, że to więcej niż uczciwe zestawienia, ale zespołem, któremu zawdzięczamy najwięcej jest Eagulls. Poza tym mam jeszcze taką krótką historyjkę - po wspólnym koncercie basista The Primals (zespołu z wokalistą Darkest Hour, nie tego grającego muzykę z "Final Fantasy") powiedział mi, że powinienem posłuchać Tamaryn - miał rację, od razu zakochałem się w "Sugarfix" i chciałem, żebyśmy nagrali coś podobnego. Tak powstało "A Hooded Witness". Dzięki za tę inspirację, Chad, obecnie to nasz najczęściej odsłuchiwany utwór [śmiech].
 

Gdybym mógł sprawić, że jeden z utworów innego artysty stałby się mój, byłoby to... Trudno powiedzieć, jest zbyt wiele dobrej muzyki na tym świecie. Może "Hornets Attack" The Eternal Youth - ten utwór zasługuje na to, by grać go na stadionie.

 

W wolnym czasie lubię komponować muzykę, bo na pełen etat zajmuje się projektowaniem graficznym. Projektuje okładki, plakaty i koszulki dla zespołu, ale niestety nie jest to już coś, co lubiłbym robić w wolnym czasie. Nie czuję, że odpoczywam, kiedy rysuję. W pewnym momencie zacząłem wręcz tego nienawidzić, więc komponowanie pozostaje dla mnie przyjemną ucieczką i modlę się do bogów, żebym na zawsze zachował takie podejście do muzyki.

 

Mój ulubiony cytat pochodzi z wywiadu, podczas którego Jean Cocteau został zapytany o to, co wyniósłby z domu, gdyby wybuchł pożar. Ta legenda odpowiedziała po prostu: Myślę, że wyniósłbym pożar i bezgranicznie go za to uwielbiam. Ukradliśmy nawet ten wers i umieściliśmy w jednym z naszych utworów, ale pozwolę wam samodzielnie znaleźć, w którym.


Gdybym w dorosłym życiu wciąż mógł robić coś, co robiłem w dzieciństwie, spędzałbym czas z moimi dziadkami nad morzem.

 

W dzisiejszym świecie najgorsze jest to, że wkrótce się skończy, ale może to dobrze?

 

Polska kojarzy mi się z koncertem w Krakowie w 2013 roku, kiedy grałem z moim punkowym zespołem Burning Bright. Było wspaniale, tęsknię za koncertowaniem w undergroundowych miejscach przez dwa tygodnie z rzędu. Nie mogę się doczekać, żeby wrócić do Polski, tym razem z Cemented Minds. W zeszłym roku wpadłem służbowo do Gdańska i zakochałem się w przemysłowej, portowej dzielnicy, w której organizowane są szalone imprezy i koncerty. Pierre powiedział, że chyba grał tam ze dwadzieścia lat temu z zespołem Amanda Woodward, ktoś coś o tym wie?

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce