Podobnie jak na śnieg, tak i na debiut Parks trzeba było trochę poczekać. Debiutancki singiel wydała w 2018 roku, w 2019 podsyciła apetyt dwoma EP-kami ("Super Sad Generation" i "Sophie"), ale z pierwszą dużą, spójną deklaracja celów (jak sama to określiła na łamach NME) nie zamierzała się spieszyć, co należało odebrać jako jednoznacznie pozytywny prognostyk - dzisiaj album często bywa traktowany jako zbiór singli spiętych poczuciem obowiązku wydania czegoś w tym archaicznym, ale wśród melomanów wciąż cenionym formacie.
Holistyczne podejście dwudziestolatki z Londynu to pierwsze, co przykuwa uwagę po wysłuchaniu tych czterdziestu minut. Zdołała wykreować spójną atmosferę, a po zanurzeniu się w melorecytowanym, poetyckim wstępie w ścieżce tytułowej, można poczuć się jak pod taflą - wyjście znajduje się dopiero przy kolejnym przeręblu, słodko-gorzkim "Portra 400", którego pierwszy wers to doskonałe podsumowanie programu ideologicznego "Collapsed in Sunbeams": Making rainbows out of something painful. Zanim tam dotrzemy, czeka nas jednak dryfowanie wraz z wieloma prądami, bo album spójny nie musi oznaczać albumu monotonnego.
"Hurt" podrywa do tańca, pobrzmiewają w nim inspiracje Motown, a tekst choć optymistyczny, pełen nadziei na lepszą przyszłość, odśpiewywany jest z perspektywy osoby zmagającej się z alkoholizmem; w "Hope" Parks zapewnia, że wszyscy nosimy blizny i nie jesteśmy w tym sami, ale tytułowej nadziei towarzyszy melancholia podsycana przez kilka fortepianowych akordów i energiczne partie perkusyjne, co składa się na jazzujące tło; tu i ówdzie da się wyczuć nawet sentyment do popu z końcówki minionego stulecia - "Too Good" po kilku szlifach wpasowałoby się w repertuar Brandy albo Faith Evans, a refren "Caroline" można by śmiało rozbić na pięć głosów i przypisać do Spice Girls.
Jak po ostatnich trzech porównaniach można się domyślić, Parks z wpadającymi w ucho melodiami radzi sobie wzorowo, ale Gianluca Buccellati (producent, który wcześniej współpracował między innymi z Tei Shi) nie roztrwonił tego potencjału na pompatyczne, radiowe przeboje. Bliżej mu do indie folku, alternatywnego R'n'B spod znaku Jamilii Woods, sypialnianego popu czy lo-fi (jeżeli poczujecie niedosyt ostatniego z tych składników, to w wydaniu deluxe - również dostępnym na Spotify - znalazło się osiem wersji niektórych utworów w jeszcze bardziej intymnych i minimalistycznych wersjach). W rezultacie powstały chwytliwe, ale skromne, a w dodatku osobiste i zgrabnie napisane piosenki przepełnione wolnym od naiwności, często opowiadanym z perspektywy osoby pokrzywdzonej optymizmem.
Arlo Parks łatwo daje się połączyć ze stereotypem osoby urodzonej w XXI wieku, wychowanej na pro-równościowych serialach Netflixa, głośno mówiącej o problemach natury psychicznej, zasłuchanej w Billie Eilish (która jest zresztą jej fanką), rozmiłowanej w nawiązaniach do popkultury (na "Collapsed in Sunbeams" znajdziecie między innymi Thoma Yorke'a, Roberta Smitha czy Sylvię Plath), ale to wyjątkowo dobrze nastrajający stereotyp, który dostarcza dodatkowego argumentu na rzecz wiary w lepszą przyszłość.
Transgressive/2021