Obraz artykułu Hellripper: Wcześniej chciałem grać szybko i agresywnie, teraz szukałem czegoś innego

Hellripper: Wcześniej chciałem grać szybko i agresywnie, teraz szukałem czegoś innego

Po blisko dekadzie na scenie, Hellripper doczekał przełomowego albumu, który dotarł do znacznie szerszego grona publiczności. O kulisach jego powstania, tożsamości narodowej, pierwszych przesłuchanych albumach metalowych w życiu i zapełnianiu stadionów opowiada twórca tego solowego projektu, James McBain.

Jarosław Kowal: Komponujesz i nagrywasz muzykę samodzielnie, ale wykonywanie jej na scenie bez zespołu nie byłoby możliwe. Muzycy, z którymi współpracujesz mają wpływ na ewentualne przekształcanie tych utworów podczas koncertów czy staracie się odgrywać je z jak największym podobieństwem do wersji studyjnych?

James McBain: Każdy ma mniejszy lub większy wkład w to, co robimy podczas koncertów. Korzystamy z nagrań jako pewnego rodzaju szablonów, a kiedy komuś przyjdzie do głowy pomysł, który pomoże je rozwijać albo sprawi, że koncerty staną się jeszcze ciekawsze, nigdy nie mam niczego przeciwko temu. Niekiedy wystarczą dodatkowe harmonie gitarowe albo inny beat perkusyjny i nagle utwór staje się jeszcze lepszy. Zawsze jestem otwarty na sugestie każdej osoby w zespole, ale zmiany nigdy nie są drastyczne. Zazwyczaj to pojedyncze, krótkie partie, jeżeli ktoś jest przyzwyczajony do wersji studyjnych, to mniej więcej takie usłyszy na żywo.

Pewnie przywykłeś do komponowania i nagrywania w pojedynkę, ale w utworze tytułowym z "Warlocks Grim & Withered Hags" można usłyszeć dudy, na których nie zagrałeś sam - zaaranżowanie ich tak, żeby pasowały do reszty kompozycji było dużym wyzwaniem?
Tak, to nie było łatwe. Nie byłem pewien, czy dudy sprawdzą się w takiej kompozycji, czy będę potrafił odpowiednio je zmiksować, czy w ogóle da się je połączyć z moim brzmieniem. Kiedy przesłałem utwór do muzyka sesyjnego, z którym nawiązałem współpracę przez internet, zapytałem, czy według niego to ma w ogóle sens i jest możliwe do wykonania. Powiedziałem też, że może pozmieniać dowolne partie, żeby dostosować całość pod względem udziału jego instrumentu. Jestem bardzo zadowolony z tego, co ostatecznie udało się nam nagrać - myślę, że dobrze brzmi i dodaje coś odrobinę odmiennego do albumu.

 

Kilka lat temu byłem w Edynburgu i nie da się nie zauważyć, że w przestrzeni publicznej dudy są przekształcone z tradycji w atrakcję turystyczną. Jakie ten instrument ma znaczenie dla ciebie?
Po prostu lubię ich brzmienie. Myślę, że przywołuje obraz Szkocji w najogólniejszym zakresie, a chciałem, żeby Szkocja była głównym wątkiem tekstów na tym albumie, żeby była wpisana w jego charakter. Dodanie dud na pewno podniosło stopień kojarzenia albumu z tym miejscem na Ziemi i na pewno pomogło ściślej, w bardziej spójny sposób powiązać muzykę z tekstami.

 

Jako osoba, dla której dudy są częścią kultury, w jakiej dorastałeś, nie masz z tym problemu, kiedy ktoś z innego środowiska sięga po ten instrument, chociażby Jonathan Davis w Kornie?
Nie mam z tym żadnego problemu. Myślę, że każdy może robić w muzyce wszystko, co tylko zapragnie, używać przeróżnych jej elementów na wszelkie możliwe sposoby, łączyć style i tak dalej. Z dud tak rzadko korzysta się poza Szkocją, że na pewno fajnie usłyszeć, kiedy ktoś decyduje się po nie sięgnąć.

Z szerszej perspektywy, myślisz, że szkockie tradycje, historia, folklor, ale też po prostu życie we współczesnej Szkocji wywarły znaczący wpływ na twoją muzykę?
Myślę, że w tej chwili tak jest. Zanim wydałem ostatni album, zawsze myślałem i zawsze mówiłem, że moje otoczenie nie ma na mnie i na moje podejście do muzyki większego wpływu. Żyłem wtedy w mieście, spędziłem w nim mniej więcej dwadzieścia trzy lata, ale później przeniosłem się w obszar górski, tuż przed rozpoczęciem prac nad "Warlocks Grim & Withered Hags", i wtedy ten niezwykły krajobrazy, sceneria pełna gór, nastrój tego miejsca zainspirowały mnie do zagłębienia się w szkocki folklor, dowiedzenia się więcej na temat historii Szkocji i jej mroczniejszych rozdziałów. Stąd wziął się pomysł na album, w którego centrum znalazłaby się Szkocja, a każdy z kawałków w jakimś stopniu dotyczyłby innego jej aspektu.

Nie tylko użycie dud wyróżnia "Warlocks Grim & Withered Hags" na tle reszty twojej dyskografii, jest na nim także znacznie więcej melodii, niekiedy bardzo chwytliwych. Nie trudno sobie wyobrazić, że bez przesteru i z "czystym" wokalem, sprawdziłyby się jako rockowe przeboje przeznaczone na listy przebojów.
Jest to całkiem możliwe [śmiech]. Myślę, że to kwestia dopuszczenia do głosu bardziej rozległych inspiracji sięgających bardzo różnorodnej muzyki. Słucham wiele melodyjnego metalu, ale też w ogóle melodyjnej muzyki, w tym popu i rocka wszelakich rodzajów. Poprzedni album bazował przede wszystkim na wpływach zaczerpniętych z thrashu, speed metalu i im podobnych. Chciałem grać naprawdę szybko, głośno i agresywnie, ale tym razem odwołałem się do zupełnie innych zainteresowań muzycznych, chociażby do The Beatles, The Doors albo Iron Maiden czy Judas Priest, a nawet do Opeth i Agalloch. Mnóstwo bardzo odmiennych od siebie zespołów, dzięki czemu powstał nie tylko bardziej melodyjny album, ale myślę, że po prostu lepszy. Jest znacznie bardziej różnorodny niż wszystko, co dotąd jako Hellripper wydałem, to na pewno postęp w stosunku do tego, co było i przy okazji świetnie się bawiłem w trakcie prac nad nim. Czułem, że w trakcie komponowania i nagrywania ograniczało mnie znacznie mniej niż poprzednim razem.

Tworzenie go przypominało codzienną pracę czy czekałeś na przypływy inspiracji?
To było chyba połączenie obydwu. Zacząłem komponować w trakcie pandemii, było więc sporo przestojów w codziennych obowiązkach, wszyscy siedzieli pozamykani w domach, niewiele można było tak naprawdę zrobić i do tego odwołano wszystkie nasze koncerty. To była codzienna praca, bo nie było niczego innego, a staram się chwytać za gitarę i coś tworzyć każdego dnia albo po prostu grać na niej, ale zazwyczaj wynika z tego coś ciekawego dopiero wtedy, gdy pojawiają się krótkie impulsy inspiracji. Zdarza się, że przez miesiąc czy dwa siedzą nad dwoma-trzema kawałkami, później muszę zrobić sobie od nich przerwę i dopiero po jakimś czasie jestem w stanie skomponować więcej.

Wygląda na to, że po premierze "Warlocks Grim & Withered Hags" jest wokół Hellripper większy szum niż dotąd. Czujesz z tego powodu dodatkową presję przed wyruszeniem w kolejną trasę koncertową?
Nie szczególnie, jestem raczej pełen wdzięczności, że tak wiele osób zainteresowało się zespołem i chce słuchać tej muzyki. Jedyna presja, jaką w ogóle w życiu odczuwam to ta, którą sam na siebie nakładam. Wszystko zawsze chcę zrobić jeszcze lepiej, ale nigdy nie jest to wynikiem zewnętrznych nacisków, tylko tych które sam na sobie wywieram. Często muszę walczyć ze sobą, żeby wycisnąć z utworów to, co najlepsze, ale na tym etapie - przed wyjazdem na koncerty - nie odczuwam już tego. Nie mogę się doczekać wyjścia na scenę, występowania z niektórymi z moich ulubionych zespołów, jak Midnight. To będzie nasza pierwsza europejska trasa od października zeszłego roku i od wydania albumu, który faktycznie wywołał większe zainteresowanie od poprzednich. Ciekawe będzie obserwowanie, czy przełożyło się to w jakiś sposób na reakcje publiczności.

Jak duży chciałbyś, żeby Hellripper stał się? Nie miałbyś problemu z graniem na stadionach, z ogromną produkcją obejmującą kilka ton świateł i scenografię na wzór na przykład Ghost czy uważasz, że dla twojej muzyki i twojego komfortu lepsze będzie trzymanie się klubowych występów?
Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogli grać tak ogromne koncerty, choć sam wolę występować w mniejszych miejscach, gdzie publiczność może skakać ze sceny, gdzie czuć mosh pit zaraz obok twarzy, gdzie możliwe są bardzo energetyczne i chaotyczne koncerty. To mój ulubiony sposób dzielenia się muzyką. Z drugiej strony chcę, żeby Hellripper stał się tak wielki, jak tylko jest to możliwe. Jak to się potoczy, nie mam pojęcia - po prostu robię swoje. Na pewno nie wyznaczamy sobie za cel dotarcie do jakiegoś konkretnego poziomu rozpoznawalności. Tak naprawdę mój jedyny cel to tworzenie muzyki, którą uważam za dobrą, z której mogę być dumny i którą mam nadzieję, że inni odbiorą w taki sam sposób. Przez kilka ostatnich lat to się sprawdziło, bo powoli, ale systematycznie docieramy coraz dalej i przyciągamy uwagę coraz większego grona osób.

 

Pamiętasz, kiedy po raz pierwszy usłyszałeś metal i kiedy wiedziałeś, że nie będziesz go tylko słuchał, ale musisz też zacząć go grać?
Tak, pamiętam to doskonale. Zaczęło się od albumów "Peace Sells... But Who's Buying?" Megadeth i "...And Justice for All" Metalliki, które usłyszałem, kiedy miałem mniej więcej trzynaście-czternaście lat. Dzięki nim zapragnąłem słuchać metalu, zostać metalowcem i grać metal na gitarze. Po odkryciu tych dwóch zespołów, natychmiast próbowałem nauczyć się ich utworów, ale zdecydowana większość była bardzo szybka i trudna. Pierwszym, którego nauczyłem się naprawdę dobrze był "For Whom the Bell Tolls" Metalliki - jeden z ich wolniejszych i odrobinę łatwiejszych, ale i tak wtedy stanowił ogromne wyzwanie. Ćwiczyłem tygodniami, żeby wreszcie nauczyć się grać ten utwór, ale byłem zdeterminowany, bo ta muzyka była czymś, na co nigdy dotąd nie natknąłem się.

 

Domyślam się, że za decyzją, by grać w pojedynkę stało nienatrafienie na odpowiednie osoby w miejscu, w którym mieszkałeś. Byłeś jedynym metalowcem w okolicy czy mieliście jakąś maleńką społeczność?
Miałem kilku kumpli, z którymi dość regularnie jamowałem, próbowaliśmy założyć zespół, kiedy byliśmy nastolatkami. Nigdy się to jednak nie udało, bo nie byliśmy w stanie znaleźć perkusisty albo wokalisty i w końcu wszyscy tracili zainteresowanie graniem. Coś tam graliśmy, ale prowadziło to donikąd. Miałem wtedy piętnaście czy szesnaście lat, a większość metalowych koncertów odbywała się w klubach, do których wstęp miały wyłącznie osoby pełnoletnie, więc tak naprawdę nie mogłem jeszcze przeniknąć do lokalnej sceny metalowej. Wiedziałem, że taka istnieje, ale nie znałem jej i nie miałem do niej dostępu. Dlatego zacząłem tworzyć muzykę sam, jako Hellripper. W tamtym czasie byłem pod wpływem takich zespołów jak Toxic Holocaust, Bathory, Midnight czy nawet Darkthrone, który założyło dwóch kolesi robiących wszystko DIY. Stwierdziłem, że jeżeli cały czas będę czekał aż natrafię na właściwe osoby, może się okazać, że nigdy nie będzie z tego żadnej muzyki.

Od początku myślałeś o graniu koncertów czy pierwotnie - podobnie jak Darkthrone - chciałeś wyłącznie nagrywać?
Na początku to miał być wyłącznie studyjny projekt. Myślałem, że wypuszczę EP-kę, posłucha jej kilka osób w Aberdeen, może niektórym spodoba się i tyle. Nie spodziewałem się, że będzie z tego coś więcej. Nie spodziewałem się, że ktokolwiek mógłby chcieć słuchać tej muzyki na żywo i że wreszcie uda się znaleźć kogoś do wspólnego grania. Im jednak więcej osób słyszało te nagrania, im bardziej rozchodziły się w internecie, a nawet były wydawane na kasetach przez małe wytwórnie z różnych państw, tym więcej osób na lokalnej scenie wychodziło z propozycją zagrania koncertu albo dołączenia do koncertowego składu. Z czasem tych głosów było tak wiele, że w końcu postanowiłem przenieść Hellripper na scenę.

 

Nastoletni metalowiec mógł czuć się wtedy bezpiecznie w Szkocji? W Polsce na początku tego stulecia zdecydowanie nie mógł.
Nigdy nie spotkałem się z żadnymi problemami z powodu mojego wyglądu czy muzyki, jaką słuchałem, ale znam osoby, które je miewały. Zdarzały się różnego rodzaju napaści czy gnębienie w całej Wielkiej Brytanii, o których było dosyć głośno, spowodowane tym, że ktoś słuchał metalu albo przynależał do nietolerowanej subkultury. Na własnej skórze nie doświadczyłem jednak żadnych negatywnych postaw, miałem sporo szczęścia.

Przez te wszystkie lata zdarzały się momenty, kiedy chciałeś zrezygnować z muzyki czy cokolwiek by się nie działo, zawsze chciałeś grać?
Jak dotąd nie miałem takich momentów, cały czas wiem, że chcę się tym zajmować, a wręcz moja pasja do muzyki nieustannie narasta. Granie sprawia mi ogromną przyjemność i jestem bardzo wdzięczny, że to, co kocham jest jednocześnie moją pracą. Lubię muzykę, którą tworzę, lubię nasze koncerty, lubię nawiązywać relacje z innymi metalowcami i innymi zespołami, lubię rozmawiać z ludźmi, których podziwiam i których muzyka jest dla mnie ważna. Mam naprawdę wiele szczęścia, że znalazłem się w miejscu, w jakim obecnie jestem i mam nadzieję, że będzie to trwać jak najdłużej.

 


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce