Wojciech Michalak: Co oznacza płonące niebo? Traktujecie to jako dosłowne odniesienie do wojen, metaforę wewnętrznej walki czy w jeszcze inny sposób?
Kiedy wymyślaliśmy nazwę, nie szukaliśmy w niej jakiegoś przesłania. Nie mieliśmy konkretnego celu podczas poszukiwań właściwej nazwy. Trochę może chciałem, żeby była odrobinę mroczna, ale niczego nie narzucałem. Nie pamiętam nawet, od kogo wypłynęła propozycja Burning Sky, ale po jej usłyszeniu, od razu pomyślałem, że idealnie do nas pasuje. Uważam, że każdy może znaleźć w niej coś innego. Dla mnie idealnie oddaje klimat naszej muzyki i naszych tekstów. Poruszamy się w stylistyce raczej mrocznej, zaglądamy do ponurych rewirów ludzkiego umysłu, podważamy istnienie różnych bóstw, ale też mówimy o ciemniejszych stronach naszych własnych przeżyć. Do tego nazwa idealnie oddaje moje podejście do kościoła - niech to wyidealizowane niebo spłonie, jak można karmić ludzi takim gównem? Co mogłoby lepiej pasować od płonącego nieba, w którym aniołowie plączą nad swoim losem?
Mimo osadzenia w hardcorze, słychać w waszej muzyce mnóstwo innych inspiracji - death metal, czasami sludge. W jakim stopniu od początku planowaliście grać taką mieszankę, a na ile wyszło to w praniu?
Należałoby wrócić do samego początku pomysłu na Burning Sky. Nie chcę w całości przypisywać go wyłącznie sobie, ale granie hardcore'u mocno osadzonego w metalu chodziło za mną przez jakieś trzy lata, zanim padła propozycja założenia kapeli. Wyszedł z nią Bulik, którego nie ma już z nami w składzie. To była luźna gadka, która dość szybko się urzeczywistniła. Idea była taka, żeby grać ciężki hardcore i lekko smyrać metalowe rzeczy. Troszkę to chyba słychać na pierwszej płycie, ale jeszcze się docieraliśmy i rozkręcaliśmy. Wszystko miało być utrzymane raczej w wolnych tempach i osadzone smołą, co się odrobinę udało. Już wtedy robiliśmy też nieśmiałe kroczki w kierunku deathmetalowego brzemienia.
Druga płyta miała znacznie bardziej metalowy charakter. Później mieliśmy chwilową przerwę spowodowaną życiem prywatnym, ale gdzieś tam ciągle spotykaliśmy się i graliśmy. Przy ostatnim materiale, jako wokalista, stwierdziłem, że pora odrzucić opory i puścić hamulce. Chyba wszyscy tak myśleliśmy w trakcie robienia kolejnych numerów. Momentami jeszcze bardziej zwolniliśmy tempo, dodaliśmy jeszcze odrobiny mroku i wyszło tak, jak wyszło. Dość istotnym faktem jest też to, że doszedł do nas Gadul na basie, który wiele wniósł do nowopowstających numerów. Zakładaliśmy więc od samego początku, że to będzie hardcore/metal, a że poszło to w stronę death metalu, to chyba naturalna droga, którą podążaliśmy. Myślę, że jest to wypadkowa tego, co wszyscy chcemy grać. Pracujemy już nad nowym materiałem i jest jeszcze więcej gruzu i paskudztwa, choć nie zapominamy o hardcore'owych korzeniach.
Skoro jesteśmy przy kierunku artystycznym - zarówno w waszym teledysku, jak i na wzorach koszulek i okładkach płyt używacie wyłącznie czarno-białej palety odcieni. Dopuszczacie możliwość, że nadejdzie dzień, w którym Burning Sky użyje trochę koloru?
Kolory się pojawiają. Nawet nasza najnowsza okłada nie jest idealnie czarno-biała. Koszulki wychodzą z kolei w taki sposób naturalnie - nie mamy na to jakiegoś specjalnego planu. Klip musiał taki być, taki był na niego pomysł, żeby było mrocznie, a brak kolorów idealnie buduje klimat. To zresztą nasza pierwsza inicjatywa tego rodzaju i bardzo byliśmy w tej kwestii ostrożni, co wynikało z tego, że nie chcieliśmy zrobić tandety i nie chcieliśmy wyjść na kapelę z parciem na szło. Wiesz jak wyglądają kapele na Hardcore Worldwide - dramat. Chcieliśmy tego uniknąć i chyba się udało. Wszystko było zrobione przez naszego dobrego kolegę, Andrzeja, który świetnie operuje aparatami i kamerami różnego typu. To jego pierwsze tego typu przedsięwzięcie i jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu. Nawet padł pomysł, żeby zrobić jeszcze jeden klip, ale na razie nie wiem, jak będzie wyglądał, musimy chwilkę pomyśleć. Także widzisz, nie jesteśmy tylko czarno-biali, pojawią się u nas też różne odcienie szarości.
Są na scenie punkowej i hardcore'owej osoby, które uważają, że teksty i przekaz są ważniejsze niż sama muzyka. Na ile się z tym zgadzacie?
Wbrew pozorom, jest to bardzo trudne pytanie i odpowiadam jako słuchacz, a nie osoba, która sama pisze teksty. Wiadomo, że tekst i muzyka powinna być o czymś, ale zdarza mi się słuchać muzyki, w której kompletnie nie ma wokali. Skupiłbym się raczej na oddaniu emocji w muzyce, bo to jest istota tworzenia czegokolwiek. Uważam, że bez emocji nie da się osiągnąć czegoś, co miałoby wartość, przynajmniej na takiej płaszczyźnie. W moim przekonaniu muzyka, film, czy ogólnie sztuka, musi coś nieść ze sobą. W przeciwnym razie, po co w ogóle coś tworzyć? Bo ktoś lubi pograć na gitarce? Nawet ambient musi przynajmniej zbudować jakąś atmosferę, a nie być tylko zlepkiem idealnie pasujących do siebie nutek. Jeśli chodzi o przesłanie, to zdecydowanie wolę szczere teksty niż nadmuchane sztuczną ideologią. Kiedy ktoś śpiewa o imprezach i alkoholu, a ktoś inny o traumatycznych przejściach i obydwaj robią to dobrze, to wolę posłuchać któregokolwiek z nich, niż idealnie zagranego numeru w piętnastu różnych tempach. Sam zresztą gadam sporo ze ceny pomiędzy numerami, czasami nawet za dużo, ale nie potrafię się przed tym powstrzymać, bo czuję, że czasami chcę coś powiedzieć ludziom, którzy przyszli mnie posłuchać. Zaprzeczając odrobinę sobie, uważam jednak, że sama muzyka też jest ważna. Przecież poruszamy się w jakiejś określonej stylistyce, która nam pasuje i którą lubimy. Najlepiej jest wtedy, gdy przekaz i emocje idą w parze ze świetnie zagraną muzyką. Żeby tylko forma nie przerosła treści, wtedy jestem zachwycony.
Pojawił się już singiel promujący nowy album, "Subconcious Cruelty". Nie znalazłem jednak informacji o dacie premiery całości. Jak to wygląda? Obydwaj wiemy, że obecnie kolejki w tłoczniach potrafią skutecznie pokrzyżować plany.
W zasadzie już odpowiedziałeś na to pytanie. Wszystko zależy od tłoczni i wydawcy. Nie chcieliśmy wydawać tego na raty, więc woleliśmy, żeby wszystko się pojawiło w jednym momencie.
Nawiązując do tekstu singla, faktycznie jest w ludziach jakieś podświadome okrucieństwo?
Często na koncertach mówię, że nie ma ludzi całkowicie dobrych i całkowicie złych. Nie jestem psychologiem, to jest tylko moja opinia, którą opieram na życiowych doświadczeniach i obserwacjach. Mogę być w błędzie, ale uważam, że w każdym z nas jest pierwiastek zła, który wywołuje okrucieństwo. Czy to będzie okrucieństwo do innych ludzi, do zwierząt, rodziny, świata, czy nawet w stosunku do siebie - każdy z nas to ma, w różnym stopniu. Każdy z nas działa, o ile można tak powiedzieć, na inną skalę. Inaczej myśli i funkcjonuje ktoś, kto ma realną władzę nad innymi, a inaczej ktoś, kto by chciał tę władzę mieć. Zresztą sama chęć posiadania władzy jest już czymś niepokojącym.
W tekstach Burning Sky od początku naszego istnienia poruszamy tematykę dotyczącą ludzkich zachowań, w tym głównie okrucieństwa i zła. Niestety nie musimy szukać daleko - wojna jest jednym z paskudniejszych przejawów takich działań. Nie da się ukryć, że jest to wina ludzi, dla których to tylko gra o wpływy czy o cokolwiek innego. Nieważna jest krzywda innych, ważne są tylko ich cele. Ludzie, którzy są zmuszeni do walki, budzą w sobie te najgorsze cechy. Nie jestem odpowiednią osobą, by mówić o takich sytuacjach. Nigdy tam nie byłem i nie przeżyłem tego, co oni, nie jestem godny oceniać tych ludzi. Ale każdy z nas wie, że wojna niesie ze sobą wiele bestialstw.
Wracając do sytuacji mniej ekstremalnych, do naszej codzienności, chciałem podać swój przykład, bo miałem w życiu okres, podczas którego byłem okrutny sam dla siebie. Sięgałem po rzeczy, które mnie wyniszczały i doprowadzały do destrukcyjnych zachowań. Od alkoholu po pracę, nie miałem dla siebie litości. Oczywiście doprowadziło to do depresji i terapii, ale żadnej nigdy nie skończyłem i czułem się tak, jakbym był osobą uwięzioną w obcym ciele. Na szczęście udało mi się wyjść na prostą i ciągle jestem z wami.
Mam wrażenie, że to podziemie hardcore'u przeżywa ostatnio renesans. Czym jest to spowodowane? Hardcore - podobnie jak metal - może w którymś momencie zacząć ocierać się o mainstream czy to gatunek skazany na podziemie?
To bardzo dobre pytanie, ale nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą, by na nie odpowiedzieć. Czy hardcore przeżywa renesans? Tego nie wiem, ale jest to całkiem możliwe. Dla nas to tylko lepiej. Jakiś czas temu miałem na ten temat dyskusję z Maćkiem z After Laughter i wszystko widzieliśmy w czarny barwach. Mieliśmy na uwadze to, że zainteresowanie muzyką ma sinusoidalny charakter, ale okres pandemii i brak młodej krwi wywoływały u nas raczej pesymistyczne wizje. Teraz mam wrażenie, że ogólnie ciężka muzyka przeżywa renesans. Dużo się dzieje, a zainteresowanie nie spada. Wydaje mi się, że jest to spowodowane tym, że młodzi ludzie mają dość pewnych rzeczy. Tego, co się dzieje w kraju i poza nim, tego, że internet nieustannie wmawia im idealne życie, które nie istnieje. Młodzi mają dość zupełnie innych rzeczy niż my mieliśmy dwadzieścia lat temu, a muzyka jest chyba najlepszą formą wyrazu emocji czy frustracji. Obserwujmy to, co się obecnie dzieje, ale do rozmowy o tym, czy był to renesans, wrócimy w przyszłym roku. Co do mainstreamu, to poniekąd uważam, że nasze miejsce jest w ciasnych piwnicach. Z drugiej strony cieszą takie akcenty, jak The Dog na Mystic Festival czy Misguided na Summer Dying Loud. Każdej kapeli chodzi chyba o to, żeby to docierało do ludzi. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby nie wpychać się na siłę i robić to na takim poziomie, żeby czuć się dobrze. Wielkie wytwórnie raczej nam nie grożą, spokojnie możemy robić swoje i to tak, jak tego chcemy.
Często śląskie zespoły dopisują słowo "silesian" przy notkach i opisach, wasz kanał na YoyTubie też nazywa się Burning Sky Silesia Hardcore - co wyróżnia tę część kraju i sprawia, że tak często jest akcentowana?
Śląskie zespoły dopisują silesian, bo są ze Śląska, a nasz kanał nazwał tak Sebastian, bo chyba taka nazwa była akurat wolna. Widocznie na tamten moment, to była jedyna wolna nazwa z Burning Sky. Zresztą, wyobraź sobie, że podpisywali nas kiedyś "200% Silesia Hardcore", co mi się mega podobało. Nie sto, a dwieście - to wychodzi poza skalę! Gdybym miał wskazać na coś specjalnego w naszym regionie, to na pewno na jego rozmiar - wszędzie trzeba jeździć furą. Poważnie mówiąc, mamy naprawdę wyjątkowych ludzi ze sceny hardcore-punkowej na Śląsku. Brzmi to patetycznie i zbyt oczywiście, ale to pierwsze, co przychodzi mi do głowy. Jeżdżę po całym kraju, wszędzie jest wielu wspaniałych ludzi i ekip, ale u nas czuć, że jesteśmy naprawdę jedną załogą. Poza tym jako jedyny region w kraju mamy sporą kumulację miast, co jest raczej rzadko spotykane. Jeśli chodzi o zespoły, to z wieloma miałem przyjemność współpracować i Ślązacy są zawsze godni polecenia. Zrób nam koncert, to się przekonasz. Wracając do dopisku "silesian", jego użycie wynika z tego, że nikt nie jest z tego samego miasta. Może się zdarzyć, że ktoś jest z Bytomia albo Katowic, a czasami się zdarzy, że jest ktoś nawet z Bielska. Łatwiej wpisać "silesian", zamiast wymieniać wszystkie miasta, a do tego fajnie brzmi i wygląda. Dodam tylko, że jeśli chciałbyś się dowiedzieć o regionalnej scenie ze Śląska, to polecam rozmowę ze starszymi załogantami, wiedzą znacznie więcej niż ja.
Przy okazji wymiany wiadomości i umawiania wywiadu bardzo często schodziliśmy w rozmowie na temat "a mój pies to ostatnio zjadł...". Zresztą obydwaj na pewno nie raz i nie dwa spotkaliśmy jakieś psiaki squatowe. Jak istotne są dla was zwierzęta? Czy tematyka ochrony ich praw ma się waszym zdaniem dobrze w kraju nad Wisła?
Zwierzęta są dla mnie bardzo ważne. Jak wiesz, mam dwa psiaki, które są całym moim światem. Są moimi małymi dzieciakami i oczkami w głowie. Byliśmy nawet przez chwilę domem tymczasowym dla starszych psiaków, ale szybko się to skończyło, bo Kodi, który do nas trafił na jakiś czas, postanowił ostatecznie z nami zostać. Kodi jest z fundacji poMOC, która zajmuje się psiakami i z którą współpracowała moja dziewczyna jako behawiorystka. Wpadł pod samochód i jego poprzedni właściciel się zrzekł, bo koszt operacji był zbyt wysoki. Kodi przyszedł na chwilę i został na stałe. Jestem weganinem od ponad piętnastu lat, więc kwestia praw zwierząt i ich los są dla mnie dość istotne. Muszę jednak przyznać, że nie jestem radykalny. Są ludzie, którzy się na tym bardziej znają i mają szersze pole działania niż ja. Wiem, że w moim małym świecie prawa zwierząt mają się dobrze, ale nie mam pojęcia, jak to wygląda na szerszą skalę. Jedyną organizacją, o której wiem, że działa skutecznie są Otwarte Klatki. Ufam im, działa tam część z moich znajomych i bardzo im kibicuję.
Co do świadomości ludzi, zauważam, że jest ona coraz większa. Mamy coraz więcej knajp, więcej produktów wegańskich, nawet na stacji benzynowej można zjeść coś na ciepło, a oficjalna strona Nike'a ma kategorię z ekologicznymi butami i odpowiednie oznaczenia. Pamiętam, jak żółty ser czy majonez, to było coś nieosiągalnego, a teraz nawet w osiedlowym sklepie mogę coś kupić. Więc z mojego punktu widać poprawę, nawet ludzie w pracy przestali mnie traktować jak kosmitę. Każdemu polecam taką zmianę. Zawsze to pierwszy krok do naprawienia tego okrutnego świata.
fot. Andrzej Rudiak