Obraz artykułu Anti-Flag: Na każdy możliwy sposób krytykujemy system, który przedkłada zysk ponad ludzi

Anti-Flag: Na każdy możliwy sposób krytykujemy system, który przedkłada zysk ponad ludzi

Trzy dekady na scenie, trzynasty album na koncie, ale Anti-Flag daleko do zespołu nostalgicznego - nadal skupia się na aktualnych tematach i utrzymuje punkowego ducha przy życiu. Więcej dowiecie się z rozmowy z basistą i wokalistą, Chrisem Barkerem.

Jarosław Kowal: Niedawno minęło trzydzieści lat od założenia Anti-Flag - czym różni się granie w zespole dzisiaj od grania w nim przed laty, zarówno od strony osobistej, jak i od strony funkcjonowania w tej branży?

Chris "No. 2" Barker: Oczywiście wiele się zmieniło pod względem technologicznym - sposób, w jaki dzielimy się muzyką; w jaki nagrywamy; miejsca, jakie możemy przy obecnych środkach transportu odwiedzić podczas tras. Internet przekształcił wszystko, częściowo także na gorsze. Często mówi się dzisiaj o odpowiedzialności i o szkodliwym wpływie internetu na globalną społeczność, bo powszechne są różne formy dezinformacji, groomingu, różne miejsca propagujące białą supremację i kulturę inceli, które trafiają od osób ze społecznego marginesu, odklejonych od życia i oferują im różnego rodzaju gówna jako ucieczkę od bólu i cierpienia, jakich na co dzień doświadczają. Pod wieloma względami internet jest bardzo, bardzo zły, ale faktem jest także to, że dzięki niemu ludzie z całego świata docierają do naszej muzyki, co w innym wypadku nie mogłoby się wydarzyć. Jak z niemal wszystkim w życiu, także w tym wypadku można wydobyć coś dobrego ze zjawiska, które na pozór wydaje się jednoznacznie negatywne.

Siła muzyki i sposoby, jakimi posługujemy się, by przekazać nasze pomysły światu nie zmienił się natomiast aż tak bardzo. Pewnie jako osoby młodsze, kiedy dopiero zakładaliśmy zespół, byliśmy nieco naiwni w wierze w to, jak szybko można coś zmienić jeszcze za naszego życia. W wierze, że ideały, za jakimi opowiadaliśmy się w tekstach albo przeciwko jakim występujemy mogą w krótkim czasie przyjść lub odejść. To wszystko zabiera znacznie więcej czasu. Trzeba kawałek po kawałeczku przekształcać struktury władzy, pozbywać się tych, które pozwalają na istnienie tak wielu wywołujących cierpienia zjawisk na świecie. Sposób, w jaki postrzegam zespół, nasze cele i działania znacznie się zmienił na przestrzeni tych trzydziestu lat. Teraz wiem, że ważne jest to, co przynosi dana chwila. Kiedy gramy na przykład w Polsce i spotykamy się z ludźmi, którzy na co dzień mierzą się z trudnymi emocjami - niekiedy czują, że nie przynależą do świata, gdzie tak wiele zależy od przemocy - na te kilka godzin chcemy dać im przestrzeń, by czuli się wolni do bycia po prostu sobą. W 2023 roku właśnie to uważam za największe zwycięstwo.

Wiele się zmieniło przez trzy dekady, ale nasze oddanie sobie nawzajem i oddanie scenie oraz punk rockowi są nawet silniejsze. Jeszcze bardziej niż kiedykolwiek dotąd wierzymy, że może i sprawdzi się to wszystko, o czym śpiewamy.

 

Za sukces ostatnich lat można uznać obecność społeczno-politycznych tematów, po jakie sięgacie od zawsze, także w muzyce pop, chociażby u Billie Eilish czy Yungbluda. Według niektórych osób to tylko moda, ale nawet jeżeli tak jest, z mody na równość i tolerancję nie może przyjść nic złego.
Dokładnie. Muzyka ma cykliczną naturę, widzieliśmy już podobne zjawiska, chociażby w latach 70., kiedy na pop w dużym stopniu wpływała wojna w Wietnamie. Niektóre osoby oczywiście podejmowały ten temat dlatego, bo chciały być na czasie, ale nawet w takich przypadkach było to wartościowe. Podobnie na początku tego stulecia, przy atakach na Irak i Afganistan - Yellowcard, Good Charlotte czy Sum 41 nagle zaczęły podejmować treści polityczne, a wcześniej zazwyczaj ich unikały. Działały pod wpływem impulsu i pod wpływem stanu ówczesnej rzeczywistości.

Kiedy zaczynaliśmy, czuliśmy, że musimy nazwać zespół Anti-Flag, bo funkcjonowały na naszej scenie i w Pittsburghu, naszym mieście, zespoły, które nie miały problemu z odmawianiem przysięgi na wierność sztandarowi przed koncertami i nie miały problemu z tym, że nacjonalizm zakorzeniał się w naszym wspólnym miejscu. W szkołach nierzadko dało się usłyszeć słowo na "n", otwarcie wyrażany rasizm czy homofobię, więc walka toczyła się na bardzo przyziemnym, lokalnym poziomie. Dla dzieciaków pokroju Billie Eilish to już codzienność. Nie muszą o tym śpiewać czy pisać, bo z ich rzeczywistości tego rodzaju problemy w dużym stopniu zniknęły, co jest znaczącym postępem całego społeczeństwa. Wszyscy mają już świadomość, że na scenie nie ma miejsca na jawną bigoterię. To spełnienie ważnego założenia uformowanego we wczesnym punk rocku przez osoby, którym bliska była kontrkultura i miały świadomość, że polityka to każdy element naszych żyć, a nie tylko coś, w co jesteśmy wplątywani w trakcie wyborów. Sposób, w jaki wiedziesz życie jest twoim stanowiskiem politycznym, a nauczanie ludzi życia pełnego dobroci i empatii doprowadziło nas do zmian, jakie kształtują obecne realia.

Za porażkę można z kolei uznać swoistą wojnę domową - dawniej jasne było, że wrogami są rządzący albo wielkie korporacje, dzisiaj wrogiem często jest sąsiad i to ze względu na minimalne różnice światopoglądowe. Muzyka może być spoiwem, które pomoże przywrócić jedność czy to zbyt romantyczna wizja?
Powiedziałbym, że to wszystko wina internetu [śmiech]. Internet to miejsce nieustannego hałasu i bzdur, które nie mają niczego wspólnego z rzeczywistością. Znam uczucia, o których mówisz, kiedy wydaje się, że to sąsiad jest wrogiem, a nie osoby u władzy i elity dysponujące środkami potrzebnymi do zaprowadzenia pokoju, ale celowo nie korzystające z nich. Kiedy czuję się w ten sposób i pójdę na koncert, dociera do mnie, że w prawdziwym świecie, poza internetem wcale tak nie jest. Każdego dnia spotykamy na koncertach osoby żyjące pełnią życia, przekonane, że mają siłę, by pozostawić po sobie świat w lepszym stanie od tego, w jakim go zastały. Wystarczy jednak, że tylko wrócisz do internetu i ludzie znowu krzyczą na siebie, co może doprowadzić do poczucia bezradności i beznadziei. Trzeba też pamiętać, do kogo należą środki komunikowania się, z jakich korzystamy w internecie - Facebook, Twitter i tak dalej. Ci bogacze chcą, żebyśmy wierzyli w to, że na świecie nie ma już niczego dobrego, bo dzięki temu bez przeszkód dalej mogą wieść życia pełne dóbr kosztem całej planety i wszystkich innych jej mieszkańców.

 

Często powtarza się hasełka o tym, jak to punk rock umarł i nie zdołał osiągnąć zakładanych celów, ale myślę, że pokazał wielu osobom na całym świecie, że można żyć inaczej, w zgodzie ze sobą, a to chyba nawet większe zwycięstwo niż obalenie rządu.
Na pewno tak. Każdy z nas ma cele w prywatnych życiach, osobistych relacjach, może mieć też cele w funkcjonalizowaniu zespołu, ale czy zawsze osiągamy te, które są na samym szczycie listy? Raczej nie. Odnosimy natomiast wiele zwycięstw w codziennym życiu i powinniśmy cieszyć się nimi. Czy Anti-Flag i inne punkowe zespoły zdołały przemalować Biały Dom na czarno albo zmienić każdy element rzeczywistości, o jakim kiedykolwiek śpiewały? Nie, ale dzięki aktywizmowi i muzyce doszło na tym świecie do wielu zmian. Nie brakuje przykładów osób, które poszły na koncert, kupiły album albo weszły z kimś w interakcję z jednym sposobem myślenia, a później skłoniły się ku drugiemu. Te małe zwycięstwa naprawdę się liczą, nie umniejszałbym ich, bo myślę, że ludzie są dzisiaj naprawdę pełniejsi dobra i empatii niż dawniej. Są po prostu zagłuszani hałasem tworzonym przez tych, którzy chcą zachować władzę i stary porządek pełen rasizmu i opresji, dokarmiany wojną. Nie ma dzisiaj większej branży przemysłowej od wojennej, więc nie brakuje osób, które robią wszystko, żebyśmy nie postrzegali siebie jako sąsiadów i przyjaciół, tylko jako nasze narodowości albo poglądy polityczne, co pozwala wojennej machinie prosperować i przynosić niekończące się wpływy finansowe bardzo wąskiej grupie polityków i biznesmenów.

Skoro wszelkie bolączki dzisiejszego świata są tak istotną inspiracją dla waszej muzyki, czy gdyby jakimś sposobem dało się z nimi uporać, ale w rezultacie nie mielibyście o czym śpiewać, zgodziłbyś się na takie rozwiązanie?
Myślę, że tak czy inaczej zajmowalibyśmy się muzyką i chętnie napisałbym teksty na inne tematy. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że w tej chwili cokolwiek innego wywiera na nas tak silny wpływ, by poświęcić temu czas. Problemy nie są naszemu zespołowi potrzebne, by mógł nadal istnieć. Moglibyśmy przecież robić coś zupełnie innego - jest sporo znacznie bardziej dochodowych zawodów od grania w punkowym zespole [śmiech]. Bardzo cieszyłaby mnie możliwość sprawdzenia, co by z tego wyszło, gdybyśmy mogli podejść do muzyki na inny sposób, ale niestety nie wydaje mi się, żebym tego kiedykolwiek doczekał. Hiperkapitalizm, który trzyma nas za gardła prawdopodobnie już nigdy nie odpuści i dlatego chcę to dokumentować, nagrywać albumy, na każdy możliwy sposób krytykować system, który przedkłada zysk ponad ludzi. Dopóki się to nie zmieni, będziemy wydawać tego rodzaju muzykę i tworzyć tego rodzaju sztukę.

 

Wasza publiczność składa się głównie z osób, które słuchają Anti-Flag od lat czy dostrzegacie również napływ młodszych słuchaczy i słuchaczek?
Mamy sporo szczęścia, bo nasza publiczność to miks jednego z drugim. W wielu miejscach na świecie Anti-Flag nadal jest nowym zespołem, nadal poznajemy tam nowych ludzi. Z drugiej strony kiedy jeździmy w trasy z naszymi starymi znajomymi, zespołami, które zaczynały w podobnym okresie - na przykład na początku roku koncertowaliśmy z Flogging Molly, graliśmy też z The Bouncing Souls - osoby, które widziały nas w latach 90. czy na początku tego stulecia nadal przychodzą. Dzięki temu na pewno czujemy się trochę staro [śmiech], ale czujemy też, że nie tylko my sami jesteśmy zaangażowani w ten sposób życia, a to przynosi wiele dumy i daje siłę do dalszego działania. Myślę, że ciągłe stawianie sobie wyzwań i wychodzenie ze strefy komfortu pcha nas na przód. Niekiedy gramy na festiwalach, gdzie jesteśmy jedynym zespołem o tego rodzaju przekazie i jest to dla nas ważne, bo możemy dotrzeć do zupełnie nowych odbiorców.

Wiele młodszych osób nie chce jednak odkrywać nowej muzyki. Statystyki Spotify z ostatnich lat pokazują, że wśród osób poniżej dwudziestego roku życia jednymi z najpopularniejszych zespołów są Queen, The Beatles czy Fleetwood Mac. To ważna i nadal znakomita muzyka, ale kiedy ja byłem dzieciakiem, istotne było dla mnie słuchanie osób, które żyją w podobnej rzeczywistości, śpiewających o aktualnych tematach, nawet jeżeli był to niezbyt wysokich lotów nu metal.
W czasach Spotify ogromna część publikowanej muzyki to gówno, które powstaje tylko po to, żeby coś sprzedać. Myślę, że wiele osób dostrzega to i stąd bierze się wracanie do muzyki sprzed lat, tworzonej niekoniecznie ze względu na ekonomiczne uwarunkowania, ale ze względu na potrzebę przekazania czegoś. W tworzeniu jej nie brakowało miejsca na kreatywność i oryginalność - to dzięki nim wiele utworów, które mają już pół wieku albo jeszcze więcej wcale się nie zestarzało. Czy Justin Timberlake, Justine Bieber, Drake albo ktokolwiek inny z tych głupców zostanie zapamiętany na podobnej zasadzie jak The Beatles? Trudno powiedzieć, ale wydaje mi się, że nie mają porównywalnej mocy. Jestem natomiast pewien, że muzyka, która przetrwała tak długo powstała ze szczerych pobudek i myślę, że nadal, po tych wszystkich latach można się z nią identyfikować. Postacie i codzienne bolączki mogły się zmienić, historie pozostają takie same. Ich ludzkie elementy związane z mierzeniem się z rozpaczą, stratą, miłością, radością i wszystkimi innymi emocjami na zawsze pozostaną aktualne. Nie traktuję ich jak kapsuł czasu, których zawartość dałoby się zrozumieć tylko wtedy, gdyby żyło się w tamtych czasach. Sami mamy na przykład utwór "Fuck Police Brutality", który powstał w 1996 roku i dotyczył w szczególności sytuacji w Pittsburghu, ale w 2020 roku, kiedy zamordowano George'a Floyda, słyszeliśmy, jak puszczano go na ulicach Minneapolis w ramach protestu wobec czegoś, o czym ponad ćwierć wieku temu nie mogliśmy mieć żadnego pojęcia. Kiedy wydasz już jakiś kawałek, przestaje do ciebie należeć - ludzie mogą interpretować go na własne sposoby. Myślę, że stąd bierze się sięganie po The Beatles albo Queen przez młodsze osoby - ich historie są szczere i nadal da się to wyraźnie odczuć.

Powszechnie funkcjonuje przekonanie - dodatkowo rozpowszechnione przez Hollywood - że można kogoś okłamać, o ile robi się to dla jego albo jej dobra. Nawiązując do tytułu waszego nowego albumu, w niektórych sytuacjach lepiej kłamać czy bezwzględna szczerość zawsze jest najważniejsza?
Odpowiedź na to pytanie wymagałaby bardzo zniuansowanego spojrzenia i zastanowienia się nad tym, czym właściwie jest kłamstwo i kiedy sięganie po nie może przynieść coś dobrego. Wierzę, że ludzie są z natury dobrzy i pełni empatii, więc kiedy zapoznają się z prawdziwymi informacjami w pełni, podejmą na ich bazie dobre decyzje. Jestem za mówieniem prawdy, bo tylko ona daje wolność.

Koncept stojący za albumem i tytułem "Lies They Tell Our Children" wiąże się z przemysłem paliw kopalnianych, który zainwestował miliardy dolarów w dezinformację opóźniającą reakcje na zmiany klimatyczne, związaną z publikacją kampanii reklamowych z hasłami pokroju właśnie: Kłamstwa, które opowiadają naszym dzieciom i przekonywanym, że aktywiści opowiadający o zanieczyszczeniu są oszustami. Tego samego argumentu używa się w dzisiejszej Ameryce w dyskusjach o krytycznej teorii rasy czy czegokolwiek innego, co ma być zakazane w szkołach książka za książką za książką. W rzeczywistości odcina się ludzi od informacji, bo kiedy już je zdobywają, nie widzą problemu na przykład w tym, że ktoś jest osobą trans. Wiedzą, że nie ma to na nie żadnego wpływu i nie widzą problemu w tym, żeby ktoś inny był szczęśliwy. Mówienie prawdy pozwoliłoby nam żyć w znacznie lepszym miejscu i rozwiązać więcej problemów, z jakimi wszyscy jako społeczeństwo mierzymy się.

 

"Lies They Tell Our Children" jest w takim razie bardziej wezwaniem do walki czy bardziej uświadomieniem sobie, że wygrać już nie można, ale jakoś trzeba żyć dalej?
Całym sensem album jest dla mnie pokazanie, że nic, z czym się dzisiaj mierzymy nie jest nowe. Pokazanie, jak niewiele wysiłku trzeba, by zawrócić ze ścieżki, jaką podążamy i obrać drogą, na której planeta i jej mieszkańcy są na pierwszym miejscu. To tak naprawdę wszystko, co chcemy przekazać.

 

Anti-Flag wystąpi w Polsce w czerwcu 2023 roku. 12 czerwca w krakowskim Kwadracie, 13 czerwca w stołecznej Hydrozagadce14 czerwca w gdańskim Drizzly Grizzly.

 

fot. Josh Massie


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce