Wojciech Michalak: W promującym nowy album utworze "Przegrana rewolucja" mocno akcentujesz zwrot: Ciągle w nas jest gniew. No właśnie, co napędza The Corpse w 2023 roku?
Mariusz Jakóbczak: Po tylu latach grania i światowej sytuacji zmierzające do ciągłej stagnacji, cały czas jest w nas gniew. Cały czas czujemy złość na to, co się dzieje dookoła nas. Jako zespół możemy zawrzeć ją jedynie w utworach, ale jeśli przyjdzie czas, że trzeba będzie wyjść na ulicę z kamieniami w rękach, to po prostu wyjdziemy.
Tytuł nowego materiału sugeruje, że świat nie zmierza w najlepszym kierunku. Gdybyś miał bawić się w proroka - co czeka nas za pięćdziesiąt lat?
Tytuł albumu to bardziej sarkazm związany z otaczającą nas degradacją umysłową społeczeństwa, doszukiwaniem się we wszystkim jakichś teorii spiskowych. Świat nie zmieni się w niedalekiej przyszłości w diametralny sposób, ludzie wciąż nie mogą nauczyć się, że powinni zadbać o tę planetę i wszystko, co się na niej znajduje. Człowiek ciągle będzie gonił za pieniędzmi, władzą, dominacją. Raczej nie widzę w przyszłości nadziei, chociaż bardzo chciałbym się mylić. Jest takie fajne powiedzenie, że nie dziedziczymy tej ziemi od naszych przodków, tylko wypożyczamy ją od naszych dzieci i to powinniśmy zrozumieć jako ludzkość.
Graliście dwa razy na festiwalu w Jarocinie za czasów jego świetności. Jakie współczesne imprezy trzymają najwyższy poziom?
Jarocin mimo że był jednym z największych festiwali w tamtym czasie, nigdy nie stanowił wydarzenia stricte punkowego, a już na pewno nie hardcore'owego i dzisiaj takich festiwali jest w Polsce sporo, ale jeśli chodzi o hardcorowo-punkowe, top of the top to na pewno niezależne festy w rodzaju Ultra Choas Piknik, na którym jakoś nie dane nam było zagrać, Izero HC, Rebeliant, D.I.Y HC/Punk, Alerta Alerta, Punx Piknik, Ramona czy Rock na Bagnie.
Nie słyszałem jeszcze całego nowego albumu, a tylko promujące go materiały - czego możemy się po nim spodziewać? Od ostatniej pełnej płyty The Corpse minęło osiem lat.
Jest dziesięć utworów o zróżnicowanym tempie. Bardzo fajne i mocne brzmienie, za które odpowiadał Maciek Dzikiewicz ze studia Waiting Room w Oświęcimiu. Nagraliśmy to już jakiś czas temu, ale nie chcieliśmy wydawać płyty w okresie covidu, bo - jak wiadomo - ograniczenie koncertów nie wpływa dobrze na premierę płyty. W końcu jest i na serio polecam.
Jesteś także autorem okładki do "The New World or Dead". Samodzielne wykonanie grafiki daje większą kontrolę nad spójnością materiału?
Nie, spójność materiału to raczej zasługa nas wszystkich i długich godzin spędzonych w sali prób. Okładka została zrobiona przeze mnie tylko dlatego, bo jesteśmy zespołem prawie całkowicie samowystarczalnym i od zawsze za wszelkie grafiki odpowiedzialny byłem ja. Na razie tak zostanie.
Obecnie na pokładzie macie duet Artur "Austin" Kubiak/Adam Gruszczyński, który bardzo się ze sobą zgrał, grają wspólnie również w Maggoth i Dziadach Borowych. Jak się wam pracuje z młodym pokoleniem i jak trafili do zespołu?
Przez dłuższy czas, graliśmy jako trio, ale ze względu na to, że kiedy śpiewam, trudniej gra mi się na gitarze niektóre trudniejsze partie, pojawił się pomysł zaangażowania drugiego gitarzysty. Wybór padł na naszego dobrego znajomego, Austina, i gramy razem już od dziesięciu lat. To najlepszy gitarzysta, jakiego znam i bardzo jestem dumny z tego, że razem gramy. Ponad rok temu musieliśmy poszukać nowego basisty i po długim namyśle stwierdziliśmy, że Grucha to najlepszy basista dla nas. Znamy się jak łyse konie, bardzo dobrze rozumiemy i jest świetnym muzykiem.
Wciąż jesteście wierni swojemu stylowi i trzymacie się własnych patentów na grę. Co jest ważniejsze w muzyce - rozwój i eksploracja czy konsekwencja?
Bardzo trudne pytanie... W sumie to nie mam pojęcia, co jest ważniejsze. Nasza ścieżka jest akurat taka, a nie inna. Bardzo lubię zespoły, które są od początku konsekwentne w tym, co robią i jak grają, ale jednocześnie lubię też zespoły, które idą naprzód, a w ich muzyce słychać progres. Wszystko sprowadza się raczej do indywidualnych odczuć każdej kapeli. Chyba po prostu trzeba być dobrym i szczerym w tym, co się robi i jak to się robi.
Jesteście jednymi z absolutnych prekursorów gatunku w Polsce. Jakie to było uczucie zaczynać hardcore w kraju nad Wisłą?
Początki były trudne, ale też fascynujące. Przecieranie szlaków, tłumaczenie, dlaczego tak, a nie inaczej i o co w tym chodzi... Kłótnie, szydera, ostracyzm wśród punków - to nas napędzało. Z czasem coraz bardziej świadomy ruch hardcore'owy utwierdził nas w przekonaniu, że idziemy w dobrym kierunku. Patrząc z perspektywy tych trzydziestu kilku lat, trochę żałuję, że nie udało się nam kilka rzeczy, które zastopował PRL. Bylibyśmy pierwszym zespołem, który zagrał trasę koncertową w Stanach Zjednoczonych i w Europie Zachodniej oraz Południowej. Satysfakcjonuje mnie jednak to, gdzie jesteśmy w tej chwili i cierpliwie posuwamy się do przodu.
The Corpse miało dwie przerwy w działalności - czym były spowodowane i co sprawiło, że za każdym razem decydowałeś się pchać ten wózek od nowa?
Tak, mieliśmy przerwy. Najpierw roczną, spowodowaną jakże "zaszczytną" służbą wojskową, a później znacznie dłuższą, bo życie pisze także takie scenariusze, w których nic się nie układa. W międzyczasie każdy z nas gdzieś grywał, ale jakoś nie dane nam było dojść do porozumienia w kwestii The Corpse. Od 2010 roku gramy jednak bez przerwy i jest to najdłuższy okres w jakim działamy bez pauzy.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że scena tego typowego hardcore'u nigdy w Polsce nie rozkwitła. Nie licząc kilku większych zespołów typu Schizma czy 1125 - a to i tak nie są nie wiadomo jacy tytani wypełniający wielkie sale - hardcore jest raczej na uboczu w stosunku do silnej sceny punkowej czy metalowej. Z czego to wynika?
Środowisko hardcore'owe jest w Polsce mocno zmanierowane, a do tego podzielone na mniejsze frakcje, które jakoś za sobą nie przepadają. Hardcore jest też mocno niezależny, nie ma parcia na szkło, co czyni go muzyką bardziej niszową niż mainstreamową, ale mimo wszystko współistnieje ze środowiskiem punkowym czy metalowym. Jak dla mnie, jest to ok i bardzo się z tego cieszę. Grając tę muzę, musisz cieszyć się z tego, co jest i godzić się z tym, co dostajesz i co możesz dać.