Wojciech Michalak: Niedawno wydaliście nowy materiał, a nie jest to u was coś częstego. Z doświadczenia wiem, że numery, które leżą w szufladzie często są szlifowane i zmieniane, z czasem zyskały na tym?
Jędras: Nowy materiał faktycznie przeleżał szmat czasu, ale myślę, że wyszło mu to na plus. W dużym stopniu była to kwestia pandemii, która dała nam wiele czasu na zrealizowanie pomysłów, rozwinięcie aranży. Dopisaliśmy nawet dwa czy trzy utwory, których pierwotnie nie planowaliśmy.
Jaki macie stosunek do kapel, które działają zupełnie inaczej - robią wszystko na szybko i wydają mnóstwo materiałów rocznie. Spójrzmy choćby na legendarną już dyskografię Agathocles.
J: Każda kapela działa swoim naturalnym tokiem. Nie mam pojęcia, jak to wygląda w przypadku Agathocles - być może chcieli po prostu natłuc mnóstwo pozycji w dyskografii, a być może mieli takie flow i wszystkie numery wypadały jak z rękawa. Zawsze ważne są okoliczności, w jakich działa kapela. My od dłuższego czasu działamy na odległość, co nie jest łatwe, trudno zrobić czy ograć nowe numery. Nie chcę oceniać kapel, które wydają albumy raz w roku, ale dla nas to nie jest naturalne. Chcielibyśmy, żeby było inaczej, ale nie przeskoczymy tego.
Hasło power to the people jest równie potężne, co popularne. Jak je rozumiecie?
J: W przypadku tytułu albumu chodziło nam o oddanie znaczenia tego sloganu jeden do jednego - oddanie władzy w ręce ludzi, co wiąże się oczywiście z oddaniem odpowiedzialności za swoje czyny społeczeństwu i wymusza społeczne myślenie, troskę o innych i życie tak, żeby wszystkim dookoła było lepiej. Chodzi o to, aby nie dawać władzy tym, którzy dla swoich korzyści wykorzystują biedniejszych, a tak właśnie działa polityka. Drugi sposób, w jaki rozumiemy ten tytuł oddaje okładka, na której znalazła się córka Ediego. Interpretujemy to tak, że być może nowe pokolenie, które właśnie dorasta, jest nadzieją na to, żeby odebrać władzę politykom.
Gracie bardzo żywiołowe koncerty, ale ze względu na odległość i okoliczności gracie też bardzo rzadko. Który z aspektów działalności zespołu jest dla was nadrzędny - aktywność studyjna czy koncertowa?
J: Zdecydowanie granie na żywo. Sama obecność innych jest kluczowa - zacieśniają się wówczas między nami więzy. Zresztą na tym polega granie w kapeli. Studyjnie mogę nagrać wszystko sam. Ale próby, koncerty, trasy - to integruje zespół, pozwala czerpać z tego radość.
Edi: Granie na żywo jest najważniejsze, ale wybieranie jest bez sensu - i nagranie płyty, i zagranie koncertu daje masę radochy. W moim przypadku nagranie wokali sprowadza się do jednego zakrapianego weekendu, co też daje masę radości. Od dwóch lat nie graliśmy na żywo i wątpimy powoli, czy to wszystko ma sens. Obie te części są nierozłączne, ale wybrałbym jednak aktywność koncertową.
Jędras wspomniał o nowym pokoleniu, które może coś zmienić - na ile ideały sceny punkowej są aktualne w 2022 roku? Nie macie wrażenia, że powinno się niektóre kwestie dostosować do współczesności? Bądź co bądź te wartości mają już pół wieku.
E: Kiedy wymyślaliśmy tytuł albumu, od razu założyliśmy, że na okładce będzie moja córa. Nowe pokolenie na pewno może zawalczyć o lepsze jutro i poradzić sobie wbrew wszystkiemu, ale jak jest z tym w praktyce? My się czujemy wciąż młodym pokoleniem, więc jest super [śmiech]. A na poważnie - są dwie strony medalu. Obecny system wypluwa młode pokolenie ze spaczoną wizją świata, a z drugiej strony w kontrze do tego ideały nadal są żywe i nadal są ludzie wierzący w lepsze jutro. Prawdziwym pytaniem jest to, jakie są proporcje młodzieży dbającej o dobro ogółu do tej, która chce jedynie napełniać koryto. Staram się wychować potomstwo tak, żeby miało wpojone pewne wartości, ale jak jest w praktyce na ulicy, nie jestem w stanie powiedzieć. Na emigracji oderwałem się trochę od realiów Polski.
J: Power to the people to hasło anarchistyczne, ale według mnie jest to idea, która nie powinna być skostniała. Anarchizm musi dostosowywać się do ducha czasu. Sam działam od kilkunastu lat w ruchu anarchistycznym i obserwuję, jak to wszystko się zmienia na naszym podwórku. Zjeździliśmy trochę Europy i pamiętam, że było dużo squatów i innych miejsc, które już nie istnieją bądź zmieniły formę działania. Zobacz na poznański Rozbrat - cały czas trwa walka o zachowanie tego miejsca. Raczej nie poszlibyśmy na układ z miastem, bo squatowanie jest czymś, co powinno być w przeciwieństwie do systemu. Bez opłat za użytkowanie miejsca. I tu wracamy do hasła władza w ręce ludzi. Przez ponad dwadzieścia lat na Rozbracie - dbania o to miejsce i prowadzenia prac renowacyjnych na użytek własny i społeczeństwa, w końcu to miejsce otwarte i pełne inicjatyw - czuję, że zyskaliśmy prawo własności do tego miejsca. Chwila obecna jest ciężka, ledwo co wyszliśmy z pandemii, mamy wojnę, która zmieniła sytuację ekonomiczna w Europie - z punktu widzenia zwykłego człowieka, który płaci zawsze największą cenę za wojny i politykę, to bardzo trudna sytuacja. Taki zwykły szaraczek musiałby rzucić wszystko, żeby przeciwstawić się molochowi władzy i czuję, że wszystkie ruchy w Polsce szybko słabną. Zobacz na Protesty Kobiet - to były największe demonstracje od lat, a szybko się to wszystko rozbiło o kant dupy. Nawet mimo faktu że był to masowy ruch przeciw władzy, na skalę ogólnokrajową niewiele osiągnięto. Przydałoby się zorganizować jeszcze więcej ludzi i jeszcze radykalniej podejść do niektórych tematów. A młode pokolenie? Wydaje mi się, że ta świadomość jest trochę mniejsza niż w naszym pokoleniu - ludzie są zamknięci w telefonach, komputerach i aplikacjach. To weszło w życie z butami i odkleiło ludzi od rzeczywistości.
Co z waszej perspektywy wyróżnia nowy materiał? W czym odczuwacie rozwój?
E: Jest to najszybszy i najbardziej grindowy materiał, jaki zrobiliśmy. Jest najbardziej wściekły. Wciąż piszę bardzo proste i bezpośrednie teksty, ale myślę, że pod tym kątem też się trochę rozwinąłem - składam bardziej przemyślane słowa. Jestem też dumny z realizacji tego materiału.
J: Tak, to materiał szybszy. Jest też dłuższy - nagraliśmy dwadzieścia pięć minut. Chcieliśmy, żeby obfitował w blasty i faktycznie jest ich więcej. Porównując z poprzednim materiałem, wciąż widzę łączenie stylów - trochę punka, trochę hardcore'u, trochę grindu. Każdy może znaleźć coś dla siebie. Czuję, że to album pełniący rolę przekroju tego, czego słuchamy na co dzień. Nie mamy uczucia, że cokolwiek znalazło się tam na siłę - to bardzo naturalny album.
Skąd pomysł na hiszpańskojęzyczna nazwę zespołu? Głęboka Rana też brzmiałoby dobrze.
E: Podszedł mi wiele lat temu numer o tym tytule. Tyle lat to we mnie siedziało, że po prostu zostało. Dobrze brzmi, pasuje do koncepcji - czego chcieć więcej?
J: A i tak wszyscy oprócz Hiszpanów źle wymawiają, bo "h" w "herida" powinno być nieme [śmiech].
Edi, działasz prężnie jako wydawca, ale masz też inną perspektywę z punktu widzenia osoby na emigracji. Czy Anglicy mają inne podejście do kupowania płyt?
E: Ciężko porównać. W Polsce miałem tylko małe distro na potrzeby zespołu, nie działałem aż tak prężnie, żeby pozwolić sobie na porównanie. W Anglii siedzę od 2014 roku, więc cały label rozkręciłem już tutaj. Sądząc po aktywności na Facebooku, kolekcjonerzy wszędzie mają się dobrze i każdy zawsze szuka jak najlepszej okazji. Sprzedaż płyt jest okej.
J: Czy w Polsce, czy w Anglii, taka muzyka nie ma przypadkowych klientów - każdy wie, co chce dostać i gdzie tego szukać.
Często zwracacie uwagę na to, jak bardzo emigracja i rozjazdy wpłynęły na was. Czy gdybyście mogli cofnąć się w czasie, chcielibyście, żeby coś potoczyło się inaczej?
E: W moim życiu chyba zmieniło się najwięcej i to z tego powodu Herida mocno zastopowała - w 2013 roku graliśmy bardzo dużo i mieliśmy europejską trasę. Wtedy nikt z nas nie miał większych zobowiązań. Zespół spowolnił znacznie przeze mnie i w związku z moją decyzją o przeprowadzce do Anglii. Jeżeli będziemy jednak chcieli trzymać to wszystko dalej, to będziemy. Nic nas nie zatrzyma. Robiliśmy trasy i weekendówki, wydawaliśmy rzeczy - wszystko po mojej wyprowadzce jest możliwe. Nie zmieniłbym niczego, jestem szczęśliwym ojcem i nie chciałbym, żeby cokolwiek potoczyło się inaczej. Byłoby oczywiście fajnie, gdyby zespół był bardziej aktywny, ale każdy ma rodzinę, dom do utrzymania i tak było już wcześniej. Biorę na siebie konsekwencję swoich wyborów. Nadal chcę ciągnąć tę kapelę i będę się starał jak najbardziej, żeby działała jak najdłużej.
J: Nie wiem czy cokolwiek bym zmienił. Może widziałbym system pracy nieco inaczej - chciałbym, żeby wszyscy byli w jednym miejscu, nie ważne gdzie. Chciałbym częściej się spotykać, grać próby, czuć, że kapela żyje. Ale te czasy minęły, nie wiadomo, czy kiedykolwiek wrócą.