Obraz artykułu Dry Cleaning: Nie ma żadnego nowego brytyjskiego post-punka

Dry Cleaning: Nie ma żadnego nowego brytyjskiego post-punka

Czy współczesna post-punkowa scena brytyjska to wyłącznie wymysł mediów? Jak radzić sobie z popularnością, która nadeszła już w dorosłym wieku i z wielotygodniowym życiem w trasie? Co Dry Cleaning czeka w przyszłości? Między innymi o tym opowiada basista Lewis Maynard.

Jarosław Kowal: Od końca listopada ubiegłego roku jesteście niemal nieustannie w trasie. Pierwszy dzień, kiedy trzeba przywyknąć do życia w drodze, jest najtrudniejszy czy ostatni, kiedy trzeba wrócić do normalnego życia?

Lewis Maynard: Trudne pytanie... Chyba jednak powrót do domu jest trudniejszy. Od listopada byliśmy w domu może przez tydzień, więc nadrabianie zaległości, spotykanie się ze znajomymi i ponowne dopasowanie do życia na miejscu bywają trudne. Te wszystkie czynności są znacznie mniej relaksujące niż z założenia powinny być. W tym roku spałem we własnym łóżku może pięć razy, częściej sypiam w busie, więc powrót do normalności jest dosyć trudny.

Byliście w Japonii, w Nowej Zelandii i Australii, Kanadzie i Stanach Zjednoczonych, a teraz jesteście z powrotem w Europie. Któreś z tych ponad czterdziestu koncertów szczególnie się wyróżniały?
Japonia była naprawdę wyjątkowa. Każdy, kto kiedykolwiek pojechał na trasę po Japonii albo nawet na pojedynczy koncert zawsze opowiada, jak niesamowitym było to doświadczeniem i rzeczywiście nie ma w tym ani trochę przesady. Australia też była dla nas wyjątkowa, bo tak naprawdę właśnie tam dostrzeżono nas po raz pierwszy po tym, jak wrzuciliśmy debiutancką EP-kę na Bandcampa. Kilka australijskich rozgłośni podłapało ją i zaczęły puszczać poszczególne kawałki w swoich ramówkach. Dla australijskich mediów udzielaliśmy też pierwszych wywiadów. Nie mogliśmy doczekać się, żeby odpłacić koncertami za wsparcie na samym początku naszej działalności.

 

Reakcje publiczności są bardzo odmienne jeżeli porównać na przykład Tokio, Melbourne i Londyn?
Jeszcze są dosyć odmienne, ale powoli stają się podobne. Dało się w zeszłym roku zauważyć, że część osób znacznie lepiej znała pierwszy album niż drugi, zdarzały się miejsca, gdzie najbardziej znany był materiał z pierwszej EP-ki i do dzisiaj nie jest jeszcze tak, że muzyka z wszystkich naszych materiałów jest tak samo rozpoznawalna w każdym miejscu, do jakiego przyjeżdżamy. Same reakcją są jednak na tym etapie dosyć zbieżne.

 

Co drugi gitarowy zespół z Wielkiej Brytanii jest dzisiaj określany jako post-punkowy, wkłada się was do tej samej kategorii, co Black Midi, Squid albo Idles, choć każda z tych grup brzmi zupełnie inaczej. Faktycznie przetacza się obecnie przez Wyspy kolejna fala post-punka czy to chwytliwe określenie wykreowane przez media?
To zdecydowanie chwytliwe określenie stworzone przez media, ale czerpiemy z niego wiele korzyści, bo nakręca się dzięki temu większe zainteresowanie wokół brytyjskiej muzyki i wokół naszego zespołu. Kategoria "post-punk revival" najczęściej kojarzy się z zespołami pokroju The Strokes i z okresem z początku XXI wieku, z zespołami związanymi ze sceną indie, a dla mnie post-punk nie jest tak ściśle związany z indie rockiem, to raczej zespoły pokroju Public Image Ltd. Wygląda na to, że można jednak po to określenie podciągnąć tak wiele, że z odpowiedniej perspektywy wszystko jest post-punkiem, co tak naprawdę okazuje się dosyć leniwym sposobem na kategoryzowanie zespołów.

Jakiś czas temu rozmawiałem z Aleksem Kapranosem z Franz Ferdinand, który kiedy tylko usłyszał określenie post-punk revival, zareagował gniewnym tłumaczeniem, dlaczego nienawidzi wciągania jego muzyki pod ten nurt. Ty chyba nie odcinasz się od tego aż tak zdecydowanie?
Widzimy plusy szumu wokół tak zwanego nowego brytyjskiego post-punka. Chcemy przecież, żeby ludzie mówili o naszym zespole, więc chociaż poza festiwalami, z żadnym z zespołów, o których wspomniałeś nie mieliśmy wiele do czynienia i nie znamy grających w nich osób, jest w tym jakaś korzyść. To dosyć zabawne, że jesteśmy wciągani pod jedną kategorię akurat z takimi zespołami, a nie z tymi, z którymi rzeczywiście dobrze się znamy. Chociaż więc nie zgadzamy się z tym określeniem i sztucznym tworzeniem jakiejś sceny, to skłamalibyśmy, twierdząc, że medialnym szum nie pomógł nam w przyciągnięciu uwagi większego grona osób.

 

W odróżnieniu od Polski, kiedy coś staje się trendem w Wielkiej Brytanii, jest od razu globalną modą, a z tego powodu pojawia się wiele zespołów o bardzo podobnym brzmieniu. Tak było właśnie z indie rockiem z piętnaście lat temu, kiedy namnażały się kopie Arctic Monkeys albo Bloc Party. Czy więc utrzymanie wysokiego poziomu kreatywności może być z tego powodu trudniejsze?
Zawsze jakaś część muzyków będzie chciała po prostu grać jak zespoły, które lubią, ale ani my, ani Black Midi czy inne grupy, o których wspomniałeś nie zakładaliśmy, że będziemy dążyć do jakiegoś z góry określonego brzmienia. Nasza muzyka zawsze powstawała w bardzo naturalny sposób. Jeżeli natomiast tak się akurat złoży, że ze szczerych pobudek powstanie jakiś trend, to zawsze przychodzą po nim kolejne fale. Najważniejsze pozostaje to, żeby nieustannie rozwijać swoje brzmienie. Nawet jeżeli zostało wyłuskane na bazie muzyki kogoś innego, lenistwem byłoby niepodejmowanie próby odnalezienia czegoś własnego. Myślę, że sami też działamy w taki sposób - drugi album brzmi inaczej niż pierwszy i pewnie trzeci też będzie inny.

Dzisiaj również wiek artystów, którzy osiągają ogromny komercyjny sukces znacznie się obniżył, chociażby Billie Eilish czy Lil Nas X zostali międzynarodowymi gwiazdami już jako nastolatki, ale z drugiej strony wy zyskaliście rozpoznawalność jako osoby dorosłe, ułożone od strony zawodowej. Chociaż to brzmi banalnie, zgodzisz się, że nigdy nie jest za późno, by poświęcić się muzyce?
Zdecydowanie tak. W przeszłości było zresztą wiele zespołów, które zaczęły dosyć późno, chociażby Franz Ferdinand czy Pulp. To na pewno dodaje otuchy, wiesz wtedy, że ciągle masz szansę osiągnąć coś więcej, nawet jeżeli to nie jest bezpośrednim powodem, dla którego zajmujesz się muzyką. Świadomość, że istnieją zespoły, których muzycy osiągają sukces w dorosłym wieku dodaje nadziei na to, że jeszcze nie wszystko stracone, jeżeli wielka kariera nie przyjdzie od razu.

 

Próbowałem rozszyfrować, co zadecydowało o waszym sukcesie i chyba nie był to żaden viralowy moment na TikToku czy YouTubie. Pamiętasz kiedy wasza popularność zaczęła gwałtownie rosnąć?
Mieliśmy sporo szczęścia. Tydzień po dodaniu pierwszej EP-ki na Bandcamp zaliczyliśmy może pięć albo sześć przesłuchań, z czego pewnie większość sami nabiliśmy. Wrzucaliśmy link w mediach społecznościowych i pisaliśmy, że znowu założyliśmy nowy zespół, czego chyba wszyscy nasi znajomi mieli już dosyć. Niespodziewanie jednak natrafił na to koleś z Ameryki, który pracuje dla jakiejś PR-owej firmy i wysłał kogoś na nasz koncert. Przez dłuższy czas nic wielkiego nie wydarzyło się jednak, graliśmy kolejne koncerty, kilka coraz większych, kilka z innymi zespołami, ale nie było tak naprawdę żadnego konkretnego przełomowego momentu. W końcu spostrzegliśmy, że mamy pod sceną już ze sto osób, a w dodatku w tłumie nie było aż tylu znajomych twarzy, więc wiedzieliśmy, że zainteresowanie jest, ale wzrastało w bardzo naturalny sposób.

Gdybyście osiągnęli sukces w wieku nastoletnim, byłoby wam trudniej czy łatwiej?
Zdecydowanie trudniej. Wykończylibyśmy sami siebie. Trudno byłoby zachować kontrolę podczas tras, trudne byłoby mierzenie się ze stresem i emocjami. Myślę, że nawet dziesięć lat temu byłoby to dla nas znacznie trudniejszym doświadczeniem.

Pracujecie nad muzyką i tekstami w tym samym czasie, czy więc zdarza się, że traktujecie głos jako kolejny instrument, zamiast zastanawiać się nad znaczeniem słów i zdań?
Zawsze postrzegam głos jako instrument. Kiedy zaczynamy jammować, kiedy dopiero wykluwają się zalążki pomysłów, Florence już z nami jest, z mikrofonem w ręku, gotowa do pracowania nad materiałem od najwcześniejszego etapu. Zawsze ma ze sobą notatnik i zapisuje to, co akurat wpadnie jej do głowy w trakcie wspólnego grania. Nagrywamy też całość telefonami, a kiedy wracamy do domów, wybieramy fragmenty, które wydaja się najciekawsze i później nad nimi pracujemy. Nie traktuję przy tym głosu Florence inaczej niż któregokolwiek z pozostałych instrumentów w zespole.

Zdarza się, że pracujesz nad utworem z wyobrażeniem o nastroju, w jakim zmierzasz, a później dochodzi do tego tekst Florence i nagle aura zostaje kompletnie odmieniona?
Dochodzi do tego bardzo często. Niekiedy podczas prób nie słyszę nawet słów, a jedynie rytm, w jakim są artykułowane i dopiero w studiu dociera do mnie, o czym poszczególne kawałki traktują. Wiąże się to często z niespodziankami, z jednej strony jest na przykład coś smutnego w utworze, z drugiej wynika z tego jakiś element humorystyczny. Nie jest to zresztą kwestią przypadku, Florence często celowo stosuje takie zabiegi.

Niedawno wydaliście EP-kę z dwoma nowymi utworami i remiksami, co wskazuje na to, że nie macie problemu z eksperymentowaniem z formułą Dry Cleaning. Są jakieś śmiałe pomysły, których chcielibyście w niedalekiej przyszłości spróbować?
Za jakiś czas po raz pierwszy od dawna robimy sobie trochę wolnego, żeby w końcu skupić się na komponowaniu. Nigdy nie poświęcaliśmy wiele uwagi zastanawianiu się nad tym, w jaki sposób powstaje nasza muzyka, większość utworów po prostu zaczyna się z czasem materializować. Jestem ciekaw, co bardziej świadome podejście do tworzenia może zmienić. Jak dotąd otoczenie - nasze nastroje, ale też okoliczności, w jakich się znaleźliśmy - w znacznym stopniu wywierało wpływ na to, co nagrywaliśmy. Kiedy mieliśmy próby w jednym z klubów, graliśmy naprawdę szybko, czuliśmy, że jesteśmy pobudzeni. Obydwa albumy nagrywaliśmy w Rockfield Studios z Johnem Parishem, ciekawie będzie spróbować czegoś innego kolejnym razem.

Zawsze jesteście zadowoleni z rezultatów eksperymentów, które podejmujecie czy trzeba czasu, żeby je oszlifować?
To się zmienia z utworu na utwór. Jeden może powstać błyskawicznie, nad innym możemy siedzieć przez dłuższą chwilę. Przed nagraniem "Stumpwork" mieliśmy w chmurze siedemdziesiąt różnych pomysłów - czasami prawie skończonych utworów, czasami wstępnych szkiców. Część z nich faktycznie przerodziła się w utwory, inne nadal trzymamy, niektórych pewnie nigdy nie użyjemy.

Niektórym zespołom po nagraniu albumu towarzyszy tak zwany "post-recording blues", czyli smutek związany z tym, że proces twórczy dobiega końca, nie mogą dłużej pracować nad albumem i muszę oddać go w ręce innych osób. Mierzyłeś się z czymś podobnym?
Rozmawialiśmy o tym po nagraniu pierwszego albumu, ale szybko uświadomiliśmy sobie, że na żywo możemy odgrywać te utworu w taki sposób, jaki tylko zapragniemy. Wiele z nich gramy ciężej i głośniej, ale są też takie, przy których zwalniamy. Przy procesie nagrywania trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć dość, bo inaczej można doprowadzić się do szału - nigdy nie da się osiągnąć w stu procentach tego, co pierwotnie założono. Koncerty mogą natomiast rekompensować potrzebę ciągłego rozwijania już zarejestrowanej muzyki.

Sposób, w jaki te utwory ewoluują na scenie wiąże się z czynnikami zewnętrznymi, na przykład reakcjami publiczności albo akustyką sali?
Tak, obydwa mają duże znaczenie. Brzmienie, jakie osiągasz na scenie w dużym stopniu wpływa na sposób, w jaki grasz; podobnie zachowanie publiczności. Czasami zdarza się, że ludzie są dosyć ruchliwi i sporo przy tym hałasują, więc instynktownie gramy głośniej, kiedy indzie ludzie stoją niemal w bezruchu z zamkniętymi oczami. Dwa lata temu graliśmy na Pohoda Festival w Słowacji, gdzie wcześniej gromadziło się po sześćdziesiąt tysięcy osób dziennie przez cały weekend, ale z powodu pandemii formuła zmieniła się na pięć dni po tysiąc osób i każdy zespół każdego dnia grał w tym samym miejscu o tej samej porze. Codziennie grała przed nami ta sama kapela, codziennie spaliśmy w tym samym miejscu i codziennie jedliśmy dokładnie to samo, a jednak za każdym razem grało się nam inaczej.

 

fot. Guy Bolongaro (1,3), Ben Rayner (2, 4)


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce