Obraz artykułu Sxmpra: Internet był dla mnie fundamentem w odkrywaniu muzyki

Sxmpra: Internet był dla mnie fundamentem w odkrywaniu muzyki

W kategorii trap metal/phonk nie ma dzisiaj w Nowej Zelandii ciekawszego artysty od Sxmpry, ale to dla niego zdecydowanie za mało - dzięki coraz większej popularności w internecie, grono jego odbiorców gwałtownie się rozrasta. Jak ważny jest dla niego internet? Dlaczego nie może liczyć na wsparcie we własnym kraju? Co zawdzięcza horrorom i Ghostemane? Między innymi tego dowiecie się z naszej rozmowy.

Jarosław Kowal: Masz spore grono fanów i fanek w internecie, ale nie publikujesz wiele w mediach społecznościowych - na Instagramie to niewiele ponad pięćdziesiąt postów, z czego część to okładki singli. W czasach, kiedy z każdej strony jesteśmy bombardowani treściami mniej może oznaczać więcej?

Sxmpra: Tak mi się wydaje, ale wszystko tak naprawdę zależy od jakości tego, co publikujesz. Częstotliwość, z jaką wrzucam treści na Instagrama nie jest jednak kwestią jakiegoś odgórnego założenia, zawsze posługiwałem się nim w taki sposób, bo nigdy nie wydawał mi się szczególnie interesujący. Publikuję po prostu to, co wiąże się z moją muzyką. Dodaje to nieco tajemniczości mojej postaci, sprawia, że ludzie chcą więcej, jest to w pewnym sensie pociągające. Można więc powiedzieć, że faktycznie mniej znaczy więcej, ale tylko wtedy, jeżeli publikujesz intrygujące materiały.

Jeżeli cofnąć się do najwcześniejszych lat internetu, był naprawdę bezpieczną przestrzenią, do której każdy wyrzutek mógł uciec z nadzieją na poznanie podobnych osób. Dzisiaj nie tylko jest w nim więcej hejtu i korporacji razem z influencerami, ale są tam także rodzice, więc ucieczka od rzeczywistości jest znacznie trudniejsza. Bezpieczne przestrzenie nadal istnieją?
Do pewnego stopnia. Wiem, co masz na myśli, jeżeli chodzi o przemianę internetu na przestrzeni lat i rosnący poziom hejtu, do którego dochodzi z coraz większą łatwością, który stał się znormalizowany. Chociaż nie znam internetowych społeczności, u których można znaleźć wsparcie i które nie są zinfiltrowane przez korporacje czy influencerów, jestem pewien, że takie nadal istnieją. Mam nadzieję, że kierunek, w jakim internet będzie w przyszłości zmierzał w pewnym sensie okaże się dewolucją.

 

Jak istotną odegrał dla ciebie rolę zarówno w zakresie odkrywania muzyki, która stała się naprawdę twoja, jak i odnajdywania odwagi do nagrywania własnej?
Internet był dla mnie fundamentem w odkrywaniu muzyki. Dzięki przeglądaniu przeróżnych stron i miejsc znalazłem muzykę, która jest mi naprawdę bliska, a później każde z tych poszukiwań rozgałęziało się na kolejne gatunki i kolejnych artystów wywierających coraz większy wpływ na to, co sam robiłem. Internet stał się katalizatorem, dzięki któremu powstaje mnóstwo znakomitej muzyki. Nie byłbym tu, gdzie teraz jestem, gdyby nie on.

Nadal wyszukujesz nową muzykę w internecie?
Teraz już rzadziej. Nie szukam nowej muzyki, ale sama do mnie trafia. Kiedy jest się częścią pewnej sceny i społeczności, w naturalny sposób wpadasz na różnych artystów i artystki.

Jest też sporo szumu wokół twojej muzyki na TikTok, ale nie wszystkim artystom podoba się tego rodzaju zainteresowanie, bo chociaż zwiększają zasięgi, są sprowadzeni do roli tła dla działań innych osób.
TikTok jest w tej chwili bardzo ważnym medium dla muzyki, ale to obusieczny miecz - możesz zdobyć viralową popularność, nabić wiele odtworzeń i pchnąć swoją karierę naprzód, ale z drugiej strony możesz zostać też zaszufladkowany jako tiktokowy artysta i nikt nie będzie chciał zgłębiać twojej muzyki wyłącznie ze względu na miejsce, w którym ją odkrył. Zostajesz przez to zaszufladkowany, a ucieczka z tej szufladki może okazać się bardzo trudna, ale tego jeszcze nikt tak naprawdę nie wie - TikTok istnieje od zbyt krótkiego czasu.

Podobnie było z Soundcloudem - z początku można było odkryć na nim wiele świeżej, nowej muzyki, później pojawiło się pejoratywnie używane określenie soundcloudowy raper.
Tak, zostało to rozdmuchane w coś jednoznacznie negatywnego. Z TikTokiem jest dokładnie tak samo, tylko że ma większy zasięg, łatwiej jest go znaleźć i znajdującą się na nim muzykę.

 

Sądząc po statystykach na Spotify, większość twojej publiczności pochodzi z Turcji, Meksyku i Stanów Zjednoczonych, Nowa Zelandia nie jest nawet w pierwszej piątce. Trudniej jest się przebić w twoim kraju?
To obecnie bardzo głośny temat w Nowej Zelandii - przebicie się tutaj jest ekstremalnie trudne ze względu na specyficzne, uwsteczniające nastawienie wielu osób. Jeżeli pojawia się ktoś, o kim nikt wcześniej nie słyszał, bardzo rzadko dostaje szansę, żeby dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Powszechny jest syndrom wysokiego maku - kiedy ktoś widzi, że robisz coś nietypowego i osiągasz sukces, chcą to ukrócić i wciągnąć cię z powrotem do szeregu. Nikt nie chce oglądać zwycięzców, wolą oglądać średniaków. Chyba, że mimo wszystko uda ci się - wtedy wiele osób zechce zabrać się z tobą w tę podróż i nagle zaczynają okazywać wsparcie. Wciąż na to czekam [śmiech].

Pokonanie tego zjawiska jest dla ciebie wyzwaniem czy gdyby pojawiła się taka możliwość, wolałbyś przenieść się do innego kraju?

Na pewno chciałbym wspierać mój kraj i dotrzeć tutaj do większego grona osób. Nie traktuję tego jednak jak wyzwania, priorytetem jest dotarcie do globalnej publiczności, a nie wybicie się w Nowej Zelandii. Mam nadzieję, że któregoś dnia zostanę tutaj doceniony, ale tak czy inaczej, nie planuję przeprowadzki do innego miejsca. Wolę raczej żyć tutaj i nie być znaną osobą, ale mieć możliwość podróżowania do każdego miejsca, do jakiego zechcę.

 

Czy mainstream w ogóle jeszcze istnieje? Z jednej strony jest radiowa czy telewizyjna muzyka, ale z drugiej jeżeli porównać jej zasięgi do wyników niektórych artystów bazujących na Spotify czy TikToku, nieuczciwe byłoby nazywanie ich mniejszymi albo mniej znanymi. Zasięg wydaje się podobny, tylko rozłożony na inne miejsca.

Faktycznie tak jest. Dzięki internetowi, granica bardzo mocno zatarła się. Uważam jednak, że nadal istnieją cechy charakterystyczne samego brzmienia, za pomocą których można rozdzielić te dwa kierunki. Podziemna muzyka jest w oczywisty sposób mniej przetworzona niż ta z radia i telewizji - w tym tkwi jej piękno. To niesamowite, że mimo wszystko osoby zajmujące się nią, są w stanie osiągać podobny poziom zainteresowania jak te z mainstreamu.

 

Mniej więcej pół roku po tym, jak opublikowałeś pierwszy singiel zaczęła się pandemia, która spowolniła całą branżę muzyczną, ale czy spowolniła również twoją karierę, skoro w tak znaczącym stopniu działasz za pośrednictwem internetu?
Nie odczułem znaczących zmian w trakcie pandemii, na pewno również dlatego, bo byłem dosyć mało znanym artystą i właściwie nadal nim jestem, ale wtedy jeszcze mniej osób o mnie słyszało. Nie odbiło się to na mnie w negatywny sposób, a wręcz dało więcej czasu na zajęcie się muzyką i skupienie na tym, co naprawdę chcę robić. Wykorzystałem ten okres na swoją korzyść.

Technologia na pewno pomogła tobie w dotarciu do szerszego grona odbiorców, ale też w samym tworzeniu muzyki, którą zaczynałeś nagrywać za pośrednictwem Xboksa. Kolejnym wielkim wynalazkiem wydaje się być sztuczna inteligencja, która już namieszała w świecie sztuk wizualnych. Myślisz, że ostatecznie może jednak wyniknąć z jej użycia coś pozytywnego? Kiedyś przecież z podobną trwogą spoglądano na sampling, który miał zabić muzykę, a jednak tego nie zrobił.
Trzymając się przykładu samplingu, jego zastosowanie może być zarówno dobre, jak i złe. Tworzenie od podstaw własnych sampli jest czymś wyjątkowym dla artystów, nie trzeba wtedy przechodzić przez cały ten proces oczyszczania pojedynczych sampli na własny użytek. Kiedy jednak używa się ich do tworzenia bezkształtnych kawałków z dodatkiem głosu, dla całej branży jest to dosyć potworne. Podobnie może być ze sztuczną inteligencją - ma potencjał, żeby przysłużyć się muzyce, o ile będzie używana we właściwy sposób.

 

Publikujesz bardzo dużo muzyki - w samym 2022 roku wydałeś siedemnaście singli, teraz mamy ledwie połowę marca i już dodałeś kolejne dwa oraz EP-kę. Te utwory powstały miesiące temu, ale daty ich premier zostały rozłożone w czasie czy działasz raczej na zasadzie impulsu - pojawia się pomysł, nagrywasz go i następnego dnia oddajesz słuchaczom?

Po trochu obydwa. Przez lata w centrum mojego procesu twórczego znajdowały się impulsy - siadałem do utworów, nagrywałem je i od razu wypuszczałem jeden za drugim. EP-ka "The Evil In Which We Thrive" była jednak połączeniem obydwu podejść - część utworów jest nowa, część przygotowałem wcześniej. Najbardziej lubię pracować nad pojedynczymi kawałkami i wypuszczać je w postaci singli - to najlepszy sposób na utrzymanie świeżości swojego sposobu tworzenia i robienie nieustannych postępów.

 

Format albumu nadal jest istotny czy single w zupełności wystarczają?
Nie wydaje mi się, żeby albumy miały jeszcze większe znaczenie. Dla innych osób pewnie tak, ale dla mnie żywotność muzyki jest dzisiaj tak krótka, że mało kto ma czas na słuchanie całych albumów od deski do deski, o ile nie jesteś rozpoznawalnym artystą o szerokim gronie odbiorców. Gdybym miał w przyszłości nagrywać albumy, to tylko z myślą o większym, spójnym projekcie, który opowiadałby dłuższa historię. Wiązałoby się to jednak bardziej z potrzebą artystycznej ekspresji niż z samym wyborem formatu.

Istotny wpływ wywarł na ciebie Ghostemane, który nie tylko odwołuje się w swojej twórczości do hardcore'u, ale również nagrywa w stu procentach hardcore'owe EP-ki. Chciałbyś kiedyś tego spróbować?
Nie miałem aż tak wiele do czynienia z hardcorem, żeby próbować się z nim zmierzyć. Ghostemane i kilku innych świetnie sobie z tym radzą, więc po prostu zostawię to im. Musiałbym zanurzyć się w tym brzmieniu, dokształcić się z jego historii i może któregoś dnia do tego dojdzie, ale na razie o tym nie myślę.

 

Na okładkach wielu z twoich singli można znaleźć postacie z horrorów pokroju Michaela Myersa, Jasona Voorheesa czy Ghostface'a; jest też okładka stylizowana na okładkę gry wideo z pierwszego Playstation; jest okładka z użyciem wizerunku Astroboya - filmy grozy, gry i anime faktycznie są dla ciebie inspiracją?
Tak, mają na mnie duży wpływ. Analogowy styl starszych horrorów od zawsze przykuwał mój wzrok, lubię ich ścieżki dźwiękowe, lubię ten okres w historii filmu - jest w nim coś intrygującego, do czego postanowiłem odwoływać się we własnej twórczości.

 

Masz ulubione horrory i gry wideo?
Kiedy byłem młodszy, bardzo często grałem w "Call of Duty", swojego czasu uwielbiałem też "Sly Raccoon" na Playstation 2, ale ostatnio nie gram tak często. Jeżeli chodzi o horrory, to moim pierwszym było "Halloween" w wersji Roba Zombiego i byłem przerażony. Od tego czasu niezmiennie jest jednym z moich ulubionych.

 

Gdybyś miał okazję wyreżyserować albo napisać remake czy requel któregoś z horrorów, jaki byś wybrał?
Trudne... Chyba spróbowałbym wejść w świat filmów z cyklu "Naznaczony" - lubię tę alternatywną rzeczywistość, która jest w nich ukazywana. Mają do tego znakomite jump scare'y. Chętnie nakręciłbym coś w tym stylu.

 

fot. Connor Pritchard


Strona korzysta z plików cookies w celu zapewnienia realizacji usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce...

NEWSLETTER FACEBOOK INSTAGRAM

© 2010-2024 Soundrive

NEWSLETTER

Najlepsze artykuły o muzyce