Łukasz Brzozowski: Mój dziadek powtarza, że zawsze trzeba mieć coś do roboty, bo inaczej do głowy przychodzą głupie pomysły. Zgodziłbyś się z tym?
Jerry A. Lang: Twój dziadek ma rację. Zawsze trzeba coś robić i wdrażać ciekawe pomysły w życie - niezależnie od tego, czy perspektywa jest krótkofalowa, czy nie - bo inaczej łatwo ze sobą oszaleć. Bezczynność w czysto teoretycznym sensie brzmi super - nie musisz niczym się martwić, stresować i dbać o cokolwiek, ale brak dopływu różnorodnych emocji w jednej chwili cię pożre. Nie da się tak żyć, chyba że satysfakcjonuje cię wielka pustka.
Jak pewnie wiesz, kiedyś zetknąłem się z bezdomnością, narkotykowo-alkoholowy nałóg wyniszczał mnie, więc po udanym wyjściu ze świata używek ludzie z podobnymi problemami pytali mnie, jak utrzymać trzeźwość. Zawsze odpowiadałem, że najlepsze jest postawienie sobie celu i realizacja go, a kiedy już to zrobisz, szukasz kolejnej rzeczy. Jeśli po detoksie czy innej formie odwyku zaczniesz spędzać czas na gapieniu się w sufit, wrócisz do piekła w trymiga.
To interesujące spostrzeżenie, bo Lech Dyblik - ceniony polski aktor - w jednym z ostatnich wywiadów również przyznał, że jeśli po odwyku nie zaczniesz działać na różnych polach, to nałogi powrócą z czystej nudy.
Prawie zawsze tak jest, bo mózg, który mimo wszystko pragnie ciągłej dawki dopaminy i adrenaliny, upomni się o swoje, jeśli nie zaczniesz go suplementować różnymi zadaniami. Do tego swoje robi gruntowna zmiana otoczenia. Zadawanie się z tymi samymi osobami, które wciąż lubią jazdę po krawędzi na pewno nie zminimalizuje pokusy na ten jeszcze jeden raz. Ale to nigdy nie jest tylko jeden raz, nawet jeśli bardzo byś tego chciał. Narkomani czy alkoholicy w takich sytuacjach nie dokonują analiz o kilka kroków w przód, opierają się na myśleniu życzeniowym i oszukiwaniu samych siebie. Musisz sam chcieć podejmować odpowiednie wybory, bo w głębi duszy wiesz, co przyniesie dobre efekty, ale zrozumienie tego wymaga długich lat pracy.
Czyli narzędzia pozyskane na terapii lub w klinice odwykowej okazują się bezużyteczne, jeśli nie potrafisz się nimi posługiwać?
Dokładnie tak. Ktoś z moich znajomych powiedział dokładnie to samo mniej więcej tydzień temu i od razu pomyślałem, że lepiej bym tego nie ujął. Terapia czy odwyk to rozwiązania konieczne, ale w pewnym sensie tymczasowe. Największym sukcesem nie jest przejście przez nie bez szwanku, tylko wdrożenie całej zdobytej wiedzy w rzeczywistość.
Chciałem się tego dowiedzieć, bo wszyscy znają cię z Poison Idea, ale oprócz tego bierzesz udział w wielu kooperacjach z innymi artystami i właśnie wydałeś solowy album, a do tego napisałeś książkę. Gdzie przebiega u ciebie linia pomiędzy ciężką, ale miłą pracą a pracoholizmem?
Nie nazwałbym siebie pracoholikiem, staram się podchodzić do takich kwestii rozsądnie i nie popadać ze skrajności w skrajność. Rozpad Poison Idea nastąpił dosłownie kilka miesięcy przed pandemią, ale już wcześniej zaplanowałem swoje dalsze kroki. Chciałem zrobić coś dla siebie, nagrać płytę, zagrać mnóstwo fajnych koncertów, a musisz wiedzieć, że granie w moim macierzystym zespole nie jest takie łatwe. Ogarniałem bookowanie koncertów, hoteli, transport, jedzenie, finanse i inne sprawy. Kiedy odetniesz tę gałąź, zauważasz, jak wiele czasu masz dla siebie, a że nie lubię siedzieć bezczynnie, zapełniłem tę lukę innymi aktywnościami, dlatego zajmuję się tyloma rzeczami jednocześnie.
Oczywiście relaks jest bardzo fajny i istotny, ale jeśli masz jakiekolwiek ambicje, nie chcesz gnuśnieć. Czujesz potrzebę stałego popychania siebie naprzód, odkrywania nowych rzeczy i testowania kreatywności na różne sposoby. Trzeba wypracować odpowiedni system pracy, by mieć w nim miejsce i na harówkę, i na odpoczynek. Traktuję moje ciało jak maszynę - jeśli będzie chodziła cały dzień bez przerwy, zepsuje się w krótkim czasie. Trzeba wiedzieć, kiedy wyjąć baterie i zregenerować się, bo dzięki temu dostajesz jeszcze więcej energii.
To brzmi bardzo ładnie, ale nie wierzę, że nie czułeś nawet krótkiego momentu pustki czy zawahania po opuszczeniu Poison Idea.
Ale tak jest, nie czułem tego nawet przez sekundę. Wszystko sobie zaplanowałem i wiedziałem, za co się zabrać i w jaki sposób to robić. Czułem ulgę, bo grałem w zespole z kilkoma nałogowcami, a takie położenie to męka dla osoby, która sama miała z tym problem. Czułem się trochę jak matka pilnująca czwórki dzieci, przy czym jedno z nich ciągle próbowało wyskoczyć przez okno, drugie bawiło się nożem, trzecie cudem unikało śmierci pod kołami samochodu, a czwarte nalewało sobie rozpuszczalnik do szklanki. Nieustanna odpowiedzialność i masa spraw na głowie - bardzo słabe połączenie. Tak właśnie funkcjonowałem w Poison Idea, więc na pewno domyślasz się, że powitałem przerwę z radością.
Z tyloma doświadczeniami na karku pewnie nie ma już niczego, co mogłoby wyprowadzić cię z równowagi.
Wiem, jak kontrolować emocje i nie dać się ponieść nerwom, ale nie jest tak, że potrafię to wyłączyć. Jestem człowiekiem, więc od czasu do czasu pojawiają się momenty kryzysowe - normalna rzecz. Nie znam nikogo, kto wiódłby spokojne życie od początku do końca, nie spotykając na drodze ani jednej przeszkody. Jako ludzie zostaliśmy ukształtowani tak, by raz na jakiś czas zwalczać różne komplikacje - to wyrabia poczucie odporności.
Ciągła potrzeba rozwoju pomaga w zwalczaniu komplikacji?
Pewnie, że tak. Mam cel, więc dążę do niego, a ewentualne problemy stanowią świetny motywator do jeszcze bardziej konsekwentnego działania.
Jaki nowy cel postawiłeś sobie w ostatnim czasie?
Nie tak dawno temu zacząłem naukę gotowania, co samo w sobie jest cholernie ciężkim zajęciem. Musisz być dokładny, cierpliwy i szybki, a jeśli początkowo nie masz w tym żadnego doświadczenia, wszystko idzie jak po grudzie, czyli niby do przodu, lecz w bardzo ślamazarnym tempie. Wpadłem przy tym w błędne koło, bo ledwo zacząłem się tym zajmować i nagle dopadł mnie koronawirus, który na jakiś czas pozbawił mnie smaku. Prawda, że śmieszne? Musisz uważać, czego sobie życzysz, bo kiedyś to się spełni i będziesz musiał stawić temu czoła. To tak, jakbyś latami myślał o utracie wagi, a w końcu utraciłbyś ją, ale nie z powodu diety, tylko wyniszczającego raka.
Mógłbyś rozwinąć?
Gotowanie nauczyło mnie akceptacji na wielu polach. W pewnym momencie stwierdziłem, że jeśli przyrządzę daną potrawę i nie będzie smakowała dobrze, to wcale nie oznacza, że zrobiłem coś źle, tylko podszedłem do tego w niepoprawny sposób. Z takim systemem myślenia, kiedy podchodzisz do siebie bardziej łaskawie, łatwo pokonuje się kolejne kroki i wyciąga wnioski z ewentualnych błędów. Optymizm to świetna sprawa, niesamowicie potrzebna, gdy jest się takim człowiekiem jak ja. Szklanka zawsze do połowy pełna.
Czy przy nauce gotowania dopadały cię frustracje? Jak sam wspomniałeś, to żmudny i czasochłonny proces, a kiedy coś nie wychodzi za którymś z kolei razem, łatwo o gniew.
Tak jest, ale to dobry gniew, bo nie jesteś toksyczny wobec nikogo, nie trujesz siebie w żaden sposób, tylko pokazujesz samemu sobie, że ci zależy, a to najlepsze, co może cię spotkać. Czasami bywam sfrustrowany, czasami dopadają mnie złość, strach, smutek czy panika, ale nie chodzi o to, by tłumić te uczucia, tylko o przepracowywanie ich. Wyjdź na dwór, weź parę głębokich oddechów i spróbuj przeanalizować usterkę, wymyśl potencjalne rozwiązania. Nawet kiedy bywa ciężko, zawsze wiem, co mi pomoże, a taka świadomość z reguły przynosi ogromną ulgę.
Mówisz o przepracowywaniu emocji czy zrozumieniu ich, ale przecież w życiu często dochodzi do sytuacji, kiedy bardzo trudno zrozumieć, skąd wziął się dany problem, a co dopiero wymyślić jego rozwiązanie.
Sam często przeżywam tego typu rozterki, dlatego gdy nie potrafię poradzić sobie z nimi na własną rękę, rozmawiam z innymi. To też bardzo pomaga. Perspektywa osoby mającej nieco inne podejście od twojego często bywa potrzebna, dzięki niej możesz spojrzeć na coś w sposób, o którym w życiu byś nie pomyślał.
Ale musimy pamiętać, by otaczać się właściwymi osobami. Niektóre rady z zewnątrz potrafią być wyjątkowo przestrzelone.
Zgadzam się, chodzi przede wszystkim o to, byś wykonał pierwszy krok i chociaż spróbował nawiązać dialog. Pomyśl o tym tak, jakbyś próbował otworzyć pudełko bez klucza. W którymś momencie zacząłbyś po prostu wpatrywać się w nie i niewiele byś wskórał, a świeże spojrzenie kogoś innego może stanowić rozwiązanie całej zagwozdki. Wiesz, co jest najgorsze na świecie?
Mam kilka typów w głowie, ale może oddam ci głos.
Odseparowanie od innych. Nie ma absolutnie nic gorszego niż odizolowanie człowieka od reszty ludzkości, dlatego moim zdaniem więzienia są tak straszne i przerażające. Zostajesz wrzucony do jakiejś budy, w której nawet nie możesz dobrze się rozciągnąć, a jedyne, co widzisz, to cztery ściany. Nie wiem jak ty, ale ja bym zwariował. Nie potrafię wyobrazić sobie, żebym kiedykolwiek miał przeżyć coś w tym stylu. To dla mnie najgorsza forma tortury, bo każdy potrzebuje drugiej osoby, dialogu albo przynajmniej przestrzeni, by móc się wygadać.
Zaznaczasz, że "From the Fire Into the Water" to twój sposób na odrodzenie się po zawieszeniu Poison Idea, ale czy artysta z tak bogatą historią może w ogóle zacząć od zera? Wydaje się to niemożliwe.
Niby tak, ale jeśli robisz coś innego niż dotychczas w swoim życiu, to niejako zaczynasz od zera. Nie potrafię tego inaczej wyjaśnić. Taką nowością była książka, gotowanie czy właśnie solowa płyta - stale zabieram się za różne rzeczy, o których nie mam pojęcia, by uczyć się ich. Widzę to jako nowe otwarcie.
Co było najbardziej zaskakujące w nowym otwarciu? Jeśli robisz coś po raz pierwszy, zawsze dochodzi do niespodzianek.
Ostatnie trzy lata mojego życia to jedna wielka niespodzianka. Zaskoczenia - mniej lub bardziej pozytywne - spotykają mnie praktycznie każdego dnia. Nie każdy może lubić takie rzeczy, ale sam witam zmiany z otwartymi ramionami. Codziennie próbuję robić choćby jedną rzecz, której nie robiłem nigdy wcześniej i sprawia mi to mnóstwo radości. Niedługo jadę w miejsce, gdzie będę uczył się nurkować z całym sprzętem i uwierz, że jestem tym dziko podekscytowany, bo to wielka przygoda.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że Poison Idea to zespół, w którym graliście to, co czuliście, bez oglądania się na trendy. Ta idea wciąż jest ci bliska?
Wyznaję ją cały czas. W Poison Idea zawsze chcieliśmy wykrzyczeć się i wręcz wyrzygać wszystkie emocje, które nas trapiły. Dziś robię poniekąd to samo, choć oczywiście w inny sposób, ale podejście nie uległo zmianom.